MOJE PRZEŻYCIA Z DUSZAMI CZYŚĆCOWYMI (MARIA SIMMA)(1), Zachomikowane i Od Was, Od Was
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Moje przeżycia z duszami czyśćcowymi
Wiele lat temu miałem okazję za pośrednictwem Ojca Skudrzyka SJ, napisać list do Marii Simmy z
pytaniem o pewną osobę, która zmarła 10 lat wcześniej. Odpowiedź otrzymałem po roku
oczekiwania. Brzmiała ona: "(imię danej osoby) jest zbawiony, ale nie wybawiony. Bożego
błogosławieństwa życzy Simma." Wiesław M.
MARIA SIMMA
Tekst pochodzi z książki "Moje przeżycia z Duszami Czyśćcowymi".
Przetłumaczył na język polski i wydał o. Stanisław Skudrzyk, Towarzystwo Jezusowe.
Autorka oświadcza, że poddaje się całkowicie przepisom Kościoła zawartym w dekrecie Papieża
Urbana VIII, i że opisanym zdarzeniom przypisuje jedynie wiarogodność historyczną i ludzką, nie
uprzedzając decyzji Kościoła.
Rev. Patri Stanislao S. J. conceditur facultas edendi versionem polonicam ab eo factam: "Maria
Simma - Moje przeżycia z duszami czyśćcowymi", opusculi scripti in lingua germanica a Maria
Simma, cui annectitur relatio D. Alphonsi Matt ad S.E. Franciscum Tschann et breve summarium
libelli P.O.A. Gits S.J.: "Escaping Purgatory."
P. Antonius Mruk S.J. Assistens reg. slavicus
Roma, die 30 novembris 1969.
SŁOWO WSTĘPNE DO POLSKIEGO WYDANIA
Maria Simma urodziła się 5 lutego, 1915 r. w Sonntag w Alpach Vorarlbergu i do dziś tam żyje. Od
dawna już mówiono o niej jako o pośredniczce między duszami czyśćcowymi i światem żyjącym,
ale teraz staje się sławna. Świadczy o tym choćby pokaźny nakład jej broszury, która została
wydana przez Christiana Verlag, Ch-826o, Stein am Rhein, Szwajcaria. Wydawnictwo to zastrzegło
sobie prawa autorskie, zaś nam Polakom wspaniałomyślnie dało pozwolenie gratis na wydanie
polskie, za co na tym miejscu składam serdeczne Bóg zapłać. Pierwszy nakład niemiecki w
listopadzie 1968 wybił 2 tysiące egzemplarzy, nakład drugi już w następnym miesiącu 5 tysięcy,
trzeci w styczniu 1969r.17 tysięcy, czwarty w kwietniu 30 tysięcy, piąty w sierpniu 40 tysięcy.
Nadto w tymże miesiącu ukazało się pierwsze wydanie francuskie 5 tysięcy egzemplarzy.
Przeczytałem tę książkę i po namyśle na prośbę wydawcy przetłumaczyłem ją na język polski
kierując się chęcią wzbudzenia wśród Polaków większej troski o dusze zmarłych. Cierpienia
czyśćcowe są prawdą, o której poucza nas Kościół, zaś pomaganie duszom na te cierpienia
skazanym jest nie mniejszym obowiązkiem wierzących, niż uczynki miłosierdzia wobec żyjących.
Jeśli chodzi o zjawiska, które są udziałem Marii Simma, nie są one niczym nowym, przeciwnie, w
czasach gdy religijność była gorętsza, niż to jest dzisiaj, bywało ich wiele. Przyjmowano je często
za prawdę bezkrytycznie z niemałą szkodą dla wiary. Nie tylko jednak z tego powodu Kościół
odnosi się dziś z wielką ostrożnością do wszelkich zjawisk "nie z tego świata". Ważnym powodem
tej ostrożności jest również nowoczesna wiedza, która powiada nam, że w naturze człowieka jest
wiele tajemnic i stąd różne zjawiska pozornie nadprzyrodzone mogą takimi nie być. Dopiero po
gruntownym zbadaniu przez władze kościelne będzie można kiedyś uzyskać podstawę do
miarodajnego orzeczenia w tej sprawie. Nie przesądzając natury zjawisk, o których opowiada nam
Maria Simma, myślę, że trudno wątpić w religijność autorki i jej uczciwość.
Dając czytelnikom tę broszurę do przeczytania, nie uprzedzam kompetentnych orzeczeń Kościoła,
nie mając ku temu ani podstaw legalnych ani badawczych.
O. Stanisław Skudrzyk T. J.
(Mogę dodać od siebie, iż o. Skudrzyk osobiście znał Marię Simmę. Rozmawiałem z nim w jej
sprawie. Niestety Ojciec Stanisław zmarł wiele lat temu, Simma odeszła w 2004 roku.) Wiesław M.
Jezuiccy sprawiedliwi
Coś jeszcze o o. Stanisławie: Otwoccy jezuici znowu zajmowali się ratowaniem żydowskich dzieci
i umieszczaniem ich w katolickich rodzinach, natomiast przebywający w Bukareszcie ks. Stanisław
Skudrzyk sfabrykował ok. pół tysiąca metryk, będących swoistą przepustką do życia.
________________
Pisze Maria Simma
Dlaczego Bóg dopuszcza do tego?
Czy to jest możliwe, aby umarli mogli ukazywać się żywym? Owszem jest, dzięki Dobroci Bożej.
Dlaczego Bóg pozwala na tak niezwykłe zjawiska? Czyni to oczywiście nie dla zaspokojenia
ciekawości ludzkiej. Jeżeli to się zdarza, leży to zawsze w planach Bożych zbawienia ludzkości.
Nam żywym winno to przynieść duchową korzyść, zmarłym zaś pociechę i wcześniejsze
wybawienie. Niżej podane fakty niech nas zachęcą, aby więcej modlić się za dusze czyśćcowe,
ponosić dla nich ofiary i nie przywiązywać się do tego, co ziemskie.
Współczesnemu człowiekowi za dobrze powodzi się i w tym leży wielkie niebezpieczeństwo.
Powinniśmy większą troską otoczyć życie pozagrobowe, bo ono jest wieczne. Nie przywiązujmy się
do tego co doczesne, bo nic z tego do wieczności nie zabierzemy. Majątek, dobra posada, piękne
mieszkanie, wszystko to przemija, prędzej może nawet niż myślimy. Do wieczności zabierzemy
jedynie nasze dobre uczynki. Dobra doczesne są nam oczywiście potrzebne, aby żyć, nie należy
jednak przywiązywać się do nich. To właśnie jest celem objawień czyśćcowych, jak w ogóle
wszystkich prywatnych objawień. Oby dobry i miłosierny Bóg dał mi do tego swoje
błogosławieństwo i łaskę.
Dusza, której Pan Bóg chce udzielić szczególnej łaski, przeczuwa to często już w dzieciństwie,
czasem znacznie później. Drogi Boże są dziwne i niezgłębione. Wielki grzesznik zostać może
świętym, tak jak św. Augustyn. Z Szawła stał się święty Paweł i to zupełnie nagle.
Ostrożnie z prywatnymi objawieniami
Trudno zrozumieć często, czemu Kościół jest tak ostrożny, jeżeli chodzi o prywatne objawienia. Ma
to swoje racje i dobrze, że tak jest. Kościół jest bowiem stróżem prawdy. Lepiej, żeby ogłosił
dziesięć przypadków prawdziwych jako nieprawdziwe, niż jeden przypadek jako prawdziwy, który
w rzeczywistości nim nie jest. Nie wolno jednak Kościołowi odrzucić takich objawień, które
całkowicie zgadzają się z jego nauką.
Poprosił mnie kiedyś do siebie ks. Biskup Dr. Bruno Wechner i powiedział, że wątpi, czy jest Wolą
Bożą pytać dusze czyśćcowe o zmarłe osoby. Odpowiedziałam mu, że zapytałam je kiedyś o to, w
jaki sposób mogą dać mi informacje o zmarłej osobie, o którą chcę dowiedzieć się. Otrzymałam
odpowiedź: "Dowiadujemy się o tym przez Maryję, Matkę Miłosierdzia". Zdaniem biskupa nie
powinnam właściwie w te sprawy wnikać, ponieważ między niebem a ziemią dzieją się rzeczy, do
których nie jestem przygotowana teologicznie. Oświadczył mi w końcu, abym nie oczekiwała, że
określi mój przypadek jako prawdziwy, jeżeli zostanie o to zapytany. Nie wolno tego Kościołowi
czynić tak długo, jak dana osoba żyje. Musimy uznać, że jest on słusznie tak surowy pod tym
względem, bo i prawdziwie uprzywilejowana osoba przez Boga może stać się niegodną łaski i nikt
nie jest zabezpieczony przed mistyfikacjami złego ducha. Z tej racji dusza taka potrzebuje przede
wszystkim światłego kierownika duchownego, jako obronę przed sidłami szatana.
Zachować milczenie czy podać do ogólnej wiadomości?
Pytano mnie często, dlaczego dusze czyśćcowe przychodzą właśnie do mnie. Z pewnością nie dla
mojej pobożności, bo żyje wielu ludzi daleko pobożniejszych ode mnie, do których jednak dusze
pokutujące nie przychodzą. Wydarzenia nadprzyrodzone nie są bynajmniej oznaką świętości. Miarą
doskonałości jest i pozostanie miłość prawdziwa, bezinteresowna miłość Boga i bliźniego.
Naśladowanie Chrystusa Pana żąda od nas cierpienia z miłości do drugich, bez tego życia
doczesnego nie przejdziemy. Pewna dusza czyśćcowa powiedziała mi niegdyś, że najskuteczniejsze
jest cierpienie, jeżeli znosimy je z poddaniem i złożymy w ręce Matki Najświętszej, aby przydzieliła
je komu chce, bo Ona wie najlepiej, gdzie jest najpotrzebniejsze, i gdzie je użyć. Naturalnie, łatwiej
jest cierpiącego zachęcać, aby dzielnie znosił cierpienie, aniżeli samemu znosić je cierpliwie z
poddaniem Woli Bożej. Wiem, co to znaczy, ale właśnie dlatego, że jest ono tak trudne, posiada
wielką wartość.
Nie znam powodu, dlaczego dusze czyśćcowe do mnie właśnie przychodzą. Przychodzą także do
innych. Znałam dwie takie osoby w Vorarlbergu, lecz obie już nie żyją. Zapewne jest na świecie
wielu takich, do których wolno duszom czyśćcowym przychodzić, tylko że nic o nich nie wiemy;
mają oni inne zadanie do spełnienia niż ja. Było by znacznie łatwiej sprawy te trzymać w tajemnicy
i nie rozgłaszać ich publicznie, ani nie ujmować się za duszami pokutującymi, bo nie wszyscy to
rozumieją i pogardzają mną, co spotyka mnie nawet ze strony osób duchownych. Wielu księży jest
bardzo wykształconych i wszystko pragną wiedzieć i zrozumieć, a przecież dróg Bożych nie można
poznać bez głębokiej pokory. Tej pokory najwięcej dziś brak.
Pragnęłam wstąpić do klasztoru
Już jako dziecko odczuwałam, że Pan Bóg żąda ode mnie jakiejś całkiem szczególnej ofiary i
pragnęłam poznać to. Musiałam chodzić po mleko drogą prowadzącą koło dwu szop z sianem. Na
tej drodze mógłby mi Pan Bóg dać znać, czego żąda. Tak więc modliłam się: "Panie Boże, Ty
wszystko możesz, spraw, abym znalazła kartkę z wypisanym moim zadaniem, skoro będę
przechodziła koło jednej z szop". Wstępowałam zawsze do tych szop. Szukałam, ale żadnej kartki
nigdy nie znalazłam. Zaczęło mnie to niecierpliwić i powiedziałam do Pana Boga: "Wiesz, że nie
jestem winna, jeżeli nie znajdę drogi, którą dla mnie przeznaczyłeś".
Po ukończeniu szkoły postanowiłam wstąpić do klasztoru, sądząc, że tego właśnie Bóg ode mnie
żąda. Mając 17 lat wstąpiłam do klasztoru Serca Jezusowego w Hall w Tyrolu. Po roku musiałam
wystąpić, ponieważ nie miałam zdrowia. Zaraz potem wstąpiłam do Dominikanek w Thalbach koło
Bregenz. Już po ośmiu dniach powiedziała mi przełożona, że jestem dla nich za słaba i musiałam
klasztor opuścić. Wkrótce poznałam Franciszkanki w Gaissau, skąd wysyłają zakonnice na misje.
Modliłam się: "Panie Boże, teraz musisz sprawić, że w tym klasztorze pozostanę, inaczej bowiem
do żadnego więcej nie wstąpię." "Przyjechałam w 1938r. Niestety, raz po raz mówiła matka
przełożona, że jestem najsłabsza z nich. Pocieszałam się, że jak skończą się jesienne prace w polu,
będę mogła gorliwie zabrać się do roboty: Tymczasem matka przełożona powiedziała mi, że jestem
dla nich za słaba i w zakonie nie mogą mnie zatrzymać."
Pierwsze objawienia
Myślałam, że już wszystko stracone. Drogi, którą Pan Bóg dla mnie przeznaczył, nie mogłam
znaleźć. Przez czas dłuższy byłam bardzo przygnębiona. Pocieszałam się myślą, że zrobiłam
wszystko, co było w mojej mocy, aby zostać zakonnicą. Od dziecka miałam wielkie nabożeństwo
dla dusz czyśćcowych. Nasza matka często mawiała: "Jeżeli macie wielką potrzebę, zwróćcie się do
dusz czyśćcowych, to są wdzięczne pomocnice."
Pierwsza dusza czyśćcowa przyszła do mnie w 1940 roku. Obudziły mnie w nocy czyjeś kroki w
pokoju, spojrzałam i zobaczyłam jakiegoś mężczyznę. Strach był dla mnie uczuciem obcym.
Ponieważ nie znałam tego człowieka, ostro zapytałam go: "Jak wszedłeś do mojego pokoju? Coś tu
zgubił?" Udawał, że mnie nie słyszy i dalej chodził po pokoju tam i z powrotem. Pytam: "Ktoś ty?"
Znów nie odpowiada. Wyskoczyłam więc z łóżka i próbowałam go złapać, ale ręce trafiły w
próżnię. Mężczyzna zniknął. Położyłam się i zobaczyłam go znowu, słyszałam też jak chodził po
pokoju. Wyraźnie przecież zdawałam sobie sprawę z tego, że nie śpię, dlaczego więc nie mogę go
złapać. Raz jeszcze wyskoczyłam z łóżka, żeby to zrobić i znowu zniknął. Zrobiło mi się nieswojo,
położyłam się, była czwarta godzina nad ranem, nie mogłam więcej zasnąć.
Po Mszy św. poszłam do mojego kierownika duchowego i opowiedziałam mu wszystko. Pouczył
mnie, abym zapytała, jeżeli ten człowiek znowu przyjdzie, nie kim jest, ale czego żąda. Kiedy
rzeczywiście przyszedł on następnej nocy i na moje pytanie czego żąda, odpowiedział: "Postaraj się
o trzy Msze św. za mnie, a będę wybawiony" poznałam, że to dusza pokutująca w czyśćcu. To
potwierdził mi również mój spowiednik. Od 1940 do 1953 przychodziło co roku dwie lub trzy
dusze czyśćcowe, najczęściej w listopadzie. Nie dopatrywałam się w tym szczególnego zadania
Bożego: zawsze też informowałam o tym mojego proboszcza ks. Alfonsa Matt'a. Poradził mi, abym
żadnej duszy nie odrzucała i każdą chętnie przyjęła.
Cierpienia zastępcze
Dusze czyśćcowe prosiły mnie następnie, abym za nie cierpiała. Były to ciężkie cierpienia. Kiedy
jakaś dusza przychodzi, budzi mnie czy to przez pukanie, wołanie czy też szarpnięcie. Obudzona
pytam zaraz: "Czego chcesz?" albo "Co mogę zrobić dla ciebie?" i wtedy dopiero może taka dusza
powiedzieć, co jej brakuje. I tak zapytała mnie pewnego razu jedna z nich: "Czy mogłabyś za mnie
cierpieć"? Pytanie to było nieco dziwne, po raz pierwszy bowiem proszono mnie o to, zaraz też
powiedziałam: "Co mam robić"?: Otrzymałam odpowiedź: "Przez trzy godziny będziesz miała bóle
w całym ciele, ale po upływie tego czasu będziesz mogła wstać i pracować jak gdyby nic nie zaszło.
Odbierzesz mi tym 20 lat czyśćca." Zgodziłam się. Natychmiast opanowały mnie tak straszne
cierpienia, że wiedziałam zaledwie, gdzie jestem i pozostała mi tylko świadomość, że przyjęłam je
jako pokutę za duszę czyśćcową i że to ma trwać trzy godziny. Wydawało mi się, że czas ten dawno
upłynął i że minęło już co najmniej parę dni lub tygodni. Kiedy skończyło się wszystko i spojrzałam
na zegarek, stwierdziłam, że cierpienia moje trwały dokładnie trzy godziny. Zdarzało się często, że
wystarczało 5 minut cierpienia, ale jakże ten czas wydawał się długi.
Coraz nowe zlecenia ujawniają kontakt z duszami czyśćcowymi
W 1954 r, był to rok maryjny, przychodziły do mnie każdej nocy dusze czyśćcowe i mówiły kim są,
jak się nazywają, kiedy i gdzie umarły. Prosiły, aby to czy owo powiedzieć ich krewnym, przez co
wyszły na jaw ich nocne odwiedziny. Było to wielce nieprzyjemne i gdyby chodziło o mnie, nikt
poza moim kierownikiem duchownym nie dowiedziałby się o tym. Zlecenia takie musiałam
przekazać nieraz w miejscowościach nie znanych mi zupełnie. Często musiałam również donieść
krewnym, że oddać mają nieprawnie nabyte dobra i to dokładnie jakie. Zdarzało się, że nikt w
rodzinie nie wiedział o tym, a jednak jak się to później okazało było prawdą. Stopniowo dusze
przychodzić zaczęły i w dzień, nie tylko w nocy. Kiedy rok maryjny się skończył, przestały
ukazywać się co noc i czasem przez dłuższy okres nie było żadnej. Najczęściej zjawiają się w
pierwszą sobotę miesiąca, w święto Matki Boskiej i w poście. Szczególnie dużo ich przyjść może w
Wielki Tydzień, w listopadzie i w Adwencie.
Różne pytania
Czy znam dusze, które do mnie przychodzą? O ile znałam je za życia poznaję natychmiast, innych
nie znam, chyba że same mi powiedzą kim są. Ukazują się najczęściej w zwykłym ubraniu. Czy
można duszę czyśćcową odesłać do kogo innego? Nie, tego nie można. Uczyniłabym to chętnie
zwłaszcza tym, którzy nie wierzą i szydzą z możliwości ukazania się takiej duszy. Pytano mnie
również czy można duszę czyśćcową przywołać. Nie, nie mogę tego zrobić. Przychodzą po prostu
kiedy Pan Bóg im pozwoli postarać się o szybsze wybawienie. Czy jest grzechem nie wierzyć w
zjawianie się dusz czyśćcowych? Nie, bo to nie jest dogmat wiary i dlatego nikt nie jest obowiązany
w to wierzyć. Nie należy tylko z tych spraw szydzić.
Co dusze czyśćcowe mówią o nas?
Dusze czyśćcowe wiedzą o nas i o tym co się dzieje, więcej niż myślimy. Wiedzą np. kto bierze
udział w ich pogrzebie i czy modli się, czy tylko idzie, aby inni go widzieli. Wiedzą, kto wysłuchał
za nich Mszy św., bo dla umarłych pobożne wysłuchanie Mszy św. ma większe znaczenie, aniżeli
towarzyszenie zwłokom na cmentarz. Wiedzą również dusze czyśćcowe, co się o nich mówi i co się
dla nich robi. Są bliżej nas niż myślimy; są całkiem blisko nas.
Co pomaga duszom czyśćcowym?
Najwartościowszą pomocą dla dusz pokutujących jest Msza św., ale tylko w tym stopniu, jak sobie
dana dusza ceniła ją za życia. I tu spełnia się powiedzenie: co się sieje, to się zbiera. Wielkie mają
znaczenie Msze św. wysłuchane w dnie powszednie, a więc nie tylko te obowiązkowe w niedzielę i
święta. Oczywiście nie każdy może wysłuchać Mszy św. w dzień powszedni, ma pracę zawodową i
obowiązki, a spełnianie ich ma pierwszeństwo. Niejeden przecież mógłby chodzić na Mszę św. w
dnie powszednie bez szkody dla swoich obowiązków, np. emeryt, szczególnie jeżeli jest zdrów i
mieszka blisko kościoła. Cóż, kiedy on tak sobie mówi: "W niedzielę jestem obowiązany pójść na
Mszę św., ale nie w dzień powszedni, więc nie idę." Kto myśli tak i postępuje, długo musi po
śmierć czekać zanim mu się jakaś Msza św., dostanie, bo ją sobie za życia mało cenił. Jeżeli sami
nie możemy brać udziału w nabożeństwie, posyłajmy przynajmniej dzieci szkolne i to jak
najczęściej. W wielu miejscowościach nie ma w ogóle dzieci na Mszy św. w dnie powszednie.
Gdyby wiedziano, jak wielką wartość dla wieczności posiada wysłuchanie jednej Mszy św. kościoły
byłyby pełne nie tylko w święta. W chwili śmierci za życia wysłuchane Msze św. są dla nas wielkim
skarbem i mają większą wartość od ofiarowanych Mszy św. za nich po śmierci.
Rodzice i wychowawcy skarżą się, że dzisiejsze dzieci są ordynarne i nie chcą słuchać starszych.
Nic dziwnego. Dawniej uczęszczały dzieci szkolne co dzień na szkolną Mszę św. Modlitwa oraz
komunia św. dawały im siłę do tego, żeby były posłuszne i obowiązkowe. Ani ojciec, ani matka, ani
katecheta nie potrafią włożyć dziecku w duszę tego, co Zbawiciel przez łaskę daruje dziecku we
Mszy i komunii św.
Pytano mnie czy ma sens i wartość palić świece i lampki oliwne. Naturalnie że ma, zwłaszcza jeżeli
są poświęcone. A chociażby i nie były, należy pamiętać, że świece te czy oliwa są kupione z miłości
[ Pobierz całość w formacie PDF ]