Mój przyjaciel Michael - Frank Cascio, books, Biografie muzyczne
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Frank Cascio
MÓJ PRZYJACIEL
MICHAEL
Zwykła przyjaźń z niezwykłym człowiekiem
Przełożyła Anna Taczanowska
My friend Michael.
An ordinary friendship with an extraordinary man.
Przekład z języka angielskiego Anna Taczanowska
Michaelu, mój nauczycielu - dziękuję Ci, że byłeś mi ojcem, bratem, mentorem i
przyjacielem, oraz za tę najwspanialszą przygodę, która przerosła moją wyobraźnię. Kocham
Cię i każdego dnia za Tobą tęsknię.
Z miłością,
Frank
Paris, Prince i Blankecie - kocham i uwielbiam całą Waszą trójkę. Przychodząc
kolejno na świat, byliście dla Waszego taty jak iskierki energii i siły. Dzięki Wam stawał się
najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. Byliście dla niego najważniejsi - zawsze mądrzy,
cudowni i grzeczni, tak jak tego chciał. W każdym z Was widzę jego odbicie. Gdy patrzę, jak
dorastacie, cieszę się w jego imieniu. Mam nadzieję, że lektura tej książki przywoła Wasze
dobre wspomnienia o ojcu i jego miłości do Was. Pamiętajcie, proszę, że zawsze możecie na
mnie liczyć.
Franku „Tookie” DiLeo - Tobie chcę przede wszystkim podziękować za to, że przez te
wszystkie lata kochałeś i chroniłeś Michaela. Byłeś mu bardzo bliski. Tęsknię za naszymi
wspólnymi lunchami przy basenie w hotelu Beverly Hilton, za Twoimi szalonymi
opowieściami i życiowymi radami. Dziękuję Ci, że byłeś dla mnie mentorem i autorytetem.
Tęsknię za Tobą i bardzo Cię kocham.
Napisałem tę książkę, aby pokazać Wam, fanom Michaela Jacksona, jego osobiste
oblicze, które być może nie wszystkim z Was jest znane. Mam nadzieję, że potraficie docenić
tego człowieka, który ukrywał się pod zasłoną niesamowitych cech i talentów. Przez ponad
dwadzieścia pięć lat wraz z całą moją rodziną mieliśmy to szczęście, że mogliśmy patrzeć na
świat z jego perspektywy. W oczach prostodusznego Michaela rzeczywistość była zupełnie
innym, wyjątkowym miejscem.
Wszyscy doświadczyliśmy jego obecności na tym świecie. Przyjaźń łączyła nie tylko
nas dwóch - Michael był przyjacielem nas wszystkich.
Prolog
PODCZAS JAZDY CIEMNYMI ULICZKAMI miasteczka Castelbuono we Włoszech
wreszcie włączyłem telefon komórkowy. Na ekranie zaczęły pojawiać się SMSy, napływały
tak szybko, że nie nadążałem z ich odczytywaniem. Stale powtarzały się pytania: „Czy to
prawda?” i „Jak się czujesz?”.
Wiadomości było coraz więcej - przychodziły słowa niedowierzania i troski. Nie
miałem pojęcia, o czym ci wszyscy ludzie piszą, ale czułem, że musiało wydarzyć się coś
złego.
W Castelbuono, skąd pochodzi moja rodzina, wiele osób ma dwa domy - jeden blisko
pracy, a drugi, letni, w górach, gdzie uprawia się warzywa i sadzi drzewka figowe. Wieczór
spędziłem w takim właśnie domku należącym do właściciela wynajmowanego przeze mnie
mieszkania. Zaprosił mnie na przyjęcie, które organizował dla sześciu czy siedmiu osób.
Byłem gościem honorowym - w Castelbuono powrót z Nowego Jorku jest wystarczającym
powodem do ciepłego i serdecznego przyjęcia.
Był 25 czerwca 2009 roku. Przy stole siedziało kilka osób. Jak przystało na porządną
włoską kolację, jedzenia, wina i grappy było aż nadto. Podczas przyjęcia wyłączyłem telefon
- przez znaczną część życia byłem jego niewolnikiem, dlatego z czasem cieszyły mnie chwile,
kiedy dobre maniery wymagały, aby o nim zapomnieć. Wraz z pozostałymi gośćmi
bawiliśmy się aż do późnego wieczoru. W końcu pożegnaliśmy się z gospodarzem i około
północy z kilkorgiem przyjaciół ruszyliśmy za samochodem mojego kuzyna Dario do
wynajmowanego w mieście domu.
Kiedy odbierałem kolejne wiadomości, pojazd prowadzony przez Dario nagle
gwałtownie skręcił na pobocze i się zatrzymał. Wtedy wiedziałem już, że to, czego
domyślałem się z treści SMSów, jest prawdą. Wyhamowałem tuż za nim.
- Michael nie żyje! Michael nie żyje! - krzyczał Dario, biegnąc w stronę mojego
samochodu.
Wysiadłem z auta i zacząłem iść ulicą - bez żadnego planu, bez celu. Oniemiałem.
Byłem w szoku.
Nie wiem, ile czasu minęło, nim w końcu wybrałem numer jednego z najbardziej
zaufanych współpracowników Michaela - kobiety, którą w tej książce będę nazywał Karen
Smith. Myśli kłębiły mi się w głowie. Czy to jeden z planów Michaela? Żart przeznaczony
dla prasy albo dość chory sposób, by wykręcić się od koncertów?
Niestety, Karen potwierdziła, że to, o czym mówiono, jest prawdą. Obydwoje
płakaliśmy do słuchawki. Nie mówiliśmy wiele, po prostu szlochaliśmy.
Szedłem przed siebie. Przyjaciele wciąż czekali w samochodzie. Mój kuzyn biegł za
mną, wołając:
- Frank, wsiadaj do auta. Wracaj, Frank.
Ale ja wolałem być sam.
- Spotkamy się w domu - krzyknąłem, oddalając się. - Teraz muszę pobyć w
samotności.
Zostałem sam. W tę późną letnią noc snułem się wybrukowanymi uliczkami miasta.
Michael, który był dla mnie jak ojciec, nauczyciel, brat, przyjaciel... Michael, który tak długo
stanowił centrum mojego świata... Michael Jackson umarł.
Poznałem go, gdy miałem pięć lat. Wkrótce stał się bliskim przyjacielem mojej
rodziny. Odwiedzał nas w New Jersey, obchodził z nami Boże Narodzenie. Jako dziecko
wielokrotnie - sam albo z bliskimi - spędzałem wakacje w Neverlandzie. Kiedy mieliśmy po
kilkanaście lat, ja i mój brat Eddie towarzyszyliśmy Michaelowi podczas trasy „Dangerous”.
Dorastałem z Michaelem jako nauczycielem i przyjacielem. W wieku osiemnastu lat
zacząłem dla niego pracować: najpierw jako asystent, później jako osobisty menedżer.
Szczerze mówiąc, nigdy nie ustaliliśmy obowiązującej nazwy mojego stanowiska - jednak
zawsze było ono „osobiste”.
Pomagałem w pracy twórczej nad programem telewizyjnym przygotowywanym z
okazji trzydziestej rocznicy jego obecności w showbiznesie. Towarzyszyłem mu podczas
nagrywania płyty „Invincible”
.
A kiedy po raz drugi fałszywie oskarżono go o molestowanie
dziecka, prokurator uznał, że miałem spiskować z Michaelem, jednak nie postawił mi
zarzutów. Presji związanej z procesem sądowym mogłaby nie przetrwać niejedna przyjaźń.
Ale ja byłem z Michaelem przez niemal całe moje życie - czyli przez ponad dwadzieścia pięć
lat. Razem przeżywaliśmy jego wzloty i upadki, wspólnie walczyliśmy i radowaliśmy się -
zawsze pozostawałem jego bliskim przyjacielem i powiernikiem.
Znajomość z Michaelem była zarówno zwyczajnym, jak i niezwykłym
doświadczeniem. Prawie od samego początku („prawie” - bo kiedy go poznałem, miałem
tylko pięć lat) wiedziałem, że jest kimś wyjątkowym, wizjonerem. Gdy wchodził do pokoju,
urzekał wszystkich obecnych. Wielu jest na świecie ludzi wyjątkowych, ale Michael miał w
sobie tak ogromną magię, jakby był wybrańcem naznaczonym przez Boga. Gdzie tylko się
pojawiał, wzbudzał emocje - podczas koncertów, w Neverlandzie, w czasie nocnych przygód
w odległych miastach. Zapewniał rozrywkę rzeszom ludzi, mnie zaś fascynował.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]