Mary Higgins Clark - Sen o nożu, Zbiór
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Clark Mary Higgins
Sen o nożu
Laurie Kenyon w wieku 4 lat została porwana. Była dręczona i
wykorzystywana seksualnie przez 2 lata. Kiedy sytuacja stała się gorąca,
porywacze zwrócili małą jej rodzicom. Dziewczynka nie pamietała co się
z nią działo przez te ostatnie lata. Pmiętała tylko jak stała przed domem
w różowym kostiumie kapielowym. Wydaje się, że wszystko jest w
porządku, aż do tragicznej śmierci jej rodziców. Dziewczyna zaczyna się
dziwnie zachowywać, a psychiatra stwierdza, że Laurie
najprawdopodobiej cierpi na rozdwojenie osobowości. Dlatego gdy
zostaje zamordowany prof. Allan Grant, to właśnie Laurie zostaje
oskarżona o zbrodnię. Dowodem przeciwko niej są listy w których
opisuje wyimaginowany romans z profesorem. W jej obronie staje tylko
starsza siostra Sara.
CZĘSC PIERWSZA
l
Czerwiec 1974 Ridgewood, New Jersey
Dziesięć minut przed tym wydarzeniem czteroletnia Laurie Kenyon siedziała
po turecku na podłodze w swoim pokoju, zajęta przestawianiem mebli w
domku dla lalek. Była znużona zabawą z samą sobą i chciała pójść wreszcie na
basen. Z jadalni dobiegały głosy mamusi i kobiet, które chodziły z nią kiedyś
do szkoły w Nowym Jorku. Panie jadły lunch, rozmawiając i śmiejąc się
głośno.
Starszej siostry Laurie, Sary, nie było w domu. Poszła na przyjęcie
urodzinowe swojej dwunastoletniej przyjaciółki. Laurie wiedziała jednak od
mamusi, że pójdzie popływać z Beth, która czasami pilnuje jej w nocy. Beth
jednak zaraz po swoim przybyciu usiadła przy telefonie i zaczęła
wydzwaniać.
Laurie odgarnęła do tyłu długie jasne włosy, które zaczęły grzać jej twarz.
Minęło już trochę czasu od chwili, kiedy poszła na górę i przebrała się w swój
nowy różowy kostium kąpielowy. Może jeśli jeszcze raz spróbuje
przypomnieć o sobie Beth...
Beth leżała zwinięta w kłębek na kanapie, przytrzymując słuchawkę
ramieniem. Laurie pociągnęła ją za rękę.
- Jestem już gotowa.
Beth spojrzała z wściekłością.
- Za chwilę, skarbie - powiedziała. - To bardzo ważna rozmowa. Laurie
usłyszała, jak Beth wzdycha do telefonu.
- Nie cierpię pilnować dzieci.
Dziewczynka podeszła do okna. Długie auto mijało ich dom. Za nim sunął
odkryty, samochód wypełniony kwiatami, potem dużo in-
nych wozów z włączonymi światłami. Ilekroć widziała takie samochody,
mówiła, że odbywa się parada, a mamusia poprawiała ją, że to kondukt
żałobny w drodze na cmentarz. Ale widok ten i tak przywodził jej na myśl
paradę, uwielbiała więc wybiegać na podjazd i machać do ludzi w
samochodach. Czasami ktoś machał do niej w odpowiedzi.
Beth odłożyła słuchawkę. Laurie miała właśnie zapytać, czy nie mogłyby
wyjść i popatrzeć na przejeżdżające samochody, kiedy Beth znowu sięgnęła
po telefon.
Podła Beth - powiedziała sobie w duchu Laurie. Wyszła na palcach do holu i
zajrzała do jadalni. Mamusia i jej przyjaciółki ciągle rozmawiały, co chwila
wybuchając śmiechem. Usłyszała głos matki:
- Uwierzycie, że ukończyłyśmy szkołę trzydzieści dwa lata temu?
- No cóż, Marie, ty przynajmniej nie musisz się do tego przyznawać -
odpowiedziała kobieta siedząca obok niej. - Masz czteroletnią córkę. Ja mam
czteroletniÄ… wnuczkÄ™!
- Ale wciąż nieźle się trzymamy - wtrąciła inna z kobiet i znowu wszystkie się
zaśmiały.
Nawet nie spojrzały na Laurie. One też były podłe. Na stole stała śliczna
pozytywka, którą mamusia dostała od jednej z nich. Laurie wzięła ją do ręki.
Od drzwi dzieliło ją zaledwie kilka kroków. Otworzyła je bezszelestnie,
przemknęła przez werandę i podjazd. Wypadła na ulicę. Samochody ciągle
mijały dom. Zaczęła do nich machać.
Patrzyła za nimi długo, aż całkiem straciła je z oczu. Westchnęła i pomyślała
z nadzieją, że koleżanki mamusi wkrótce zaczną zbierać się do domu.
Nakręciła pozytywkę. Usłyszała dzwoneczki, przypominające dźwięk pianina
i śpiew: „Na wschód, na zachód...".
- Dziewczynko.
Nie zauważyła, kiedy nadjechał ten samochód. Prowadziła go kobieta.
Siedzący obok niej mężczyzna wysiadł i chwycił Laurie. Zanim zdążyła się
zorientować, siedziała już wciśnięta pomiędzy tych dwoje. Była zbyt
zaskoczona, żeby cokolwiek z siebie wykrztusić. Mężczyzna uśmiechał się do
niej, ale nie był to miły uśmiech. Włosy kobiety zwisały w nieładzie wzdłuż
twarzy, a usta nie były umalowane. Mężczyzna nosił brodę i miał owłosione
ręce. Laurie wyraźnie to czuła, kiedy silnie przygniatał ją swoim ciałem.
Samochód ruszył. Laurie kurczowo obejmowała pozytywkę. Teraz głosiki
śpiewały: „Dookoła miasta... Chłopcy i dziewczynki razem...".
- Dokąd jedziemy? - zapytała.
Przypomniała sobie, że nie wolno jej wychodzić samej na ulicę. Mamusia
będzie na nią wściekła. Poczuła łzy w oczach.
Kobieta wyglądała na zagniewaną. Mężczyzna powiedział:
- Pojeździmy dookoła miasta, maleńka. Dookoła miasta.
2
Sara szła szybko skrajem jezdni, ostrożnie niosąc kawałek urodzinowego
tortu na papierowym talerzyku. Laurie uwielbiała masę czekoladową i Sara
chciała jej w ten sposób wynagrodzić czas, kiedy mamusia przyjmowała gości
i nie było nikogo, kto mógłby się z nią pobawić.
Była chudą długonogą dwunastolatką o szeroko otwartych szarych oczach i
marchewkoworudych włosach, które kręciły się w czasie deszczu. Miała
mlecznobiałą cerę i smugę piegów na nosie. Nie przypominała żadnego z
rodziców - jej matka była drobną blondynką o niebieskich oczach, ojciec,
dopóki nie posiwiał, miał ciemnobrązowe włosy.
Sarę martwiło to, że John i Marie Kenyon są dużo starsi niż rodzice innych
dzieci. Obawiała się zawsze, że mogą umrzeć, nim ona dorośnie. Kiedyś
matka wytłumaczyła jej wszystko:
- Po piętnastu latach małżeństwa, nie wierzyłam, że urodzę jeszcze dziecko, i
wtedy, mając trzydzieści siedem lat, dowiedziałam się, że ty jesteś w drodze.
To było jak dar. A kiedy osiem lat później pojawiła się Laurie, stał się cud,
Saro!
Sara przypomniała sobie, że kiedyś w szkole zapytała siostrę Katarzynę, co
jest lepsze, dar czy cud?
- Cud to największy prezent, jaki może otrzymać człowiek - odparła siostra
Katarzyna.
Kiedy tego popołudnia Sara zaczęła nagle płakać w klasie, skłamała, mówiąc,
że to z powodu bólu żołądka.
Sara wiedziała, że Laurie jest faworyzowana przez rodziców, pomimo to
kochała ich żarliwie. Kiedy miała dziesięć lat, zawarła układ z Panem
Bogiem. Jeśli On nie pozwoli tatusiowi i mamusi umrzeć, zanim ona dorośnie,
będzie sprzątała w kuchni każdego wieczoru, troszczyła się o Laurie i
przestanie żuć gumę. Dotrzymywała swoich zobowiązań i, jak dotąd, Pan Bóg
był przychylny jej prośbie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]