MAREK EDELMAN - Bóg śpi, Książki, Literatura faktu

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Spis treściPodziękowaniaMottoWstępJa jestem Pan, twój Bóg, który cię wywiódł z ziemi egipskiej, z domu niewoliSzewach WeissNie będziesz miał cudzych bogów obok Mnie!Tadeusz SławekNie będziesz wzywał imienia Pana, Boga twego, do czczych rzeczyJarosław MakowskiPamiętaj o dniu szabatu, aby go uświęcićKonstanty GebertCzcij ojca twego i matkę twojąStanisław KrajewskiNie będziesz zabijałKrystyna ZachwatowiczNie będziesz cudzołożyłMagdalena ŚrodaNie będziesz kradłLeopold UngerNie będziesz mówił przeciw bliźniemu twemu kłamstwa jako świadekJoanna Tokarska-BakirNie będziesz pożądał domu bliźniego twegoKs. Andrzej LuterPrzykazanie nowe daję wam…Krzysztof PiesiewiczPosłowieWisława SzymborskaPodziękowaniaDziękujemy, Panie Marku.Za wszystko.autorzyWtedy mówił Bóg wszystkie te słowa:Ja jestem Pan, twój Bóg,który cię wywiódł z ziemi egipskiej,z domu niewoli.Gdy siadamy naprzeciwko takiego człowieka jak Marek Edelman – zdeklarowanegoniewierzącego, ale bez wątpienia będącego wzorem postępowania dla wielu ludzi,w tym również wierzących, pojawia się pytanie: Czy przykazania mogą dotyczyć równieżtych, którzy owego Boga odrzucają? Czy i w jakim zakresie organizują życie moralneludzi innych wyznań, szczególnie – niewierzących? Czy Bóg potrzebny jest przyzwoitym,niewierzącym ludziom? Zresztą – nie tylko warto zauważyć niewierzących, prócz nichpodobne problemy miewają wszak wątpiący, poszukujący, zmagający się z wyzwaniamiwłasnej wiary, a nawet jak najsilniej zdeklarowani ludzie religijni, którzy potrafią sobiezadawać trudne pytania.Czy w ogóle w życiu codziennym współczesnego człowieka cywilizacji zachodniejjest miejsce na Dekalog?Wiosna 2007 roku. Do Marka Edelmana przyjeżdża grupa uczniów katolickiej szkołyim. Edyty Stein z Gliwic. To pomysł Jacka Szyndlera, dyrektora i nauczyciela, któryorganizuje swoim wychowankom spotkania z wielkimi ludźmi. Do Edelmana przywozijuż kolejny rocznik uczniów. Dzieciaki siadają, gdzie się da, na wszystkich krzesłach, nałóżku Edelmana, na podłodze. Jeden z chłopców z wyraźnym przejęciem pyta Edelmana:– Czy Pan wierzy w Boga?Osiemdziesięciodziewięcioletni Marek Edelman odpowiada:– Dajcie mu spokój. On śpi.– Najważniejsze pytanie brzmi: co dla Pana jest najważniejsze?– Już jest tam takie zdanie gdzieś: najważniejsze jest życie, a jak jest już życie, tonajważniejsza jest wolność. Ale potem oddaje się życie za wolność i wtedy niewiadomo, co jest najważniejsze. Koniec. Brawo. Jakoś tak. I to tak idzie od lat.To jest gdzieś wydrukowane, już nie powtarzajcie tego. Nie pamiętam tego takdokładnie, jak powiedziałem, ale to jest ładnie powiedziane.– Tak, to jest dobre.Kiedyś powiedział Pan nam też inną dobrą rzecz. Opowiadał Pan, że kiedywyrzucili Pana ze szpitala, to zjawił się u Pana stary kolega i mówi: – Jak będzieźle, to cię schowam. Pan nam spuentował tę historię tak: – Trzeba dać mieszkaniebitemu. Trzeba go schować w piwnicy. Trzeba się tego nie bać. I w ogóle zawszetrzeba być przeciwko tym, którzy biją.– Rzeczywiście, jak mnie wyrzucili ze szpitala, to z Radomia odezwał się mój kolega,Blachnicki. Pracowaliśmy razem jako studenci na trzecim roku. On potem się bogatoożenił, wyjechał do Radomia i tam od razu zostałein grosseordynator na pięćdziesięciułóżkach. Fajny chłop. On miał stenozę mitralną, był chory. Ale wcześniej zdawaliśmyspecjalizację – byliśmy już tacy doktorzy, ale wydział zdrowia zażądał, aby wszyscymieli specjalizację, bo inaczej pensja będzie niższa itd.Więc profesor Jakubowski powiedział: – Proszę do mnie jutro przyjść na egzamin.Stoimy więc na tym korytarzu: Rysiek Fenigsen, Blachnicki i ja, bo tylko trzech takichgówniarzy się znalazło. I nagle Blachnicki mdleje. Pytamy: – Czego ty się denerwujesz?On: – Bo nie będę umiał. Mówię: – Idioto, przecież on cię nie będzie pytał. Jakby miałcię pytać, toby cię dawno wyrzucił. Weszliśmy do gabinetu, profesor poprosił tylkoo protokoły, podpisał i do widzenia.Ale potem, jak mnie wyrzucili, to był już wielkim ordynatorem w tym Radomiu. Mieliz tą bogatą żoną trzy pokoje z kuchnią, z alkową itd. Był rok 1968 i wtedy przyjechał domnie. Była akurat ze mną Elżbieta Chętkowska, którą znał, bo wcześniej była u nasstażystką. I mówi: – Marek, już wszystko mam rozplanowane. Ta alkowa zostanieprzedzielona ścianą, będzie szafa i będziesz mógł przez nią wchodzić i wychodzić.U mnie się przechowasz do końca życia.Mówił, jakby była znowu okupacja. Elżbieta się popłakała z wrażenia.– Zawsze, niezależnie, od tego, kim jest ten bity, trzeba z nim być…– Ładnie powiedziałem, co? Co, wam się nie podoba?– Bardzo się podoba.– To dobrze. Co tu można komentować? Przecież to jasne, w jednym zdaniu jest całośćczłowieka. U Romaina Gary’egow Lękach króla Salomonabohaterka dziwi się, żedoktor, który ma wprawdzie dziewięćdziesiąt lat, mówi, że ciężko mu przychodzić doniej na piąte piętro, gdy tymczasem ona przecież wie, w której piwnicy on się chowałpodczas wojny. Sugeruje: uratowałam mu życie, bo go nie wydałam.Wedle niej więc wydać kogoś, zdradzić jest czymś normalnym, a nie wydać – to czynnadzwyczajny. I dlatego ten stareńki lekarz ma wejść do niej na to piętro. Bo jej sięnależy, bo ona mu dała życie.To jest ta mentalność nazistowska, która przeniknęła umysły Francuzów, a możei innych Europejczyków. Przecież Francuzi byli wolni. Paryż był miastem otwartym.Niemcy jeździli tam na różne uciechy. Ich marzeniem było jechać do Francji z wojskiem.Piło się koniak, do bajzli się chodziło na dziewczynki itd. Tam dla nich byłonadzwyczajnie! Nawet u nas w getcie można było dostać francuskie koniaki, bo jeNiemcy przywozili z Paryża, sprzedawali szmuglerom, a ci przenosili do getta. Trzebabyło tylko mieć pieniądze.Tak, w getcie byli bogaci ludzie. Handlowali z Niemcami, jedni drugich oszukiwali,a handel szedł. Bo Niemcy nie gardzili żydowskimi pieniędzmi.Przeciwnie, byli bardzo zadowoleni.Na przykład, najpierw strzygli się u takiego fryzjera u Branta i Mendego, bo umiałdobrze golić. Wydawało się, że do końca będzie miał u nich luksusowe życie. Aż nagleprzyszli, zabrali mu cały majątek i zastrzelili go. To ta mentalność, wedle której Żyd niebył człowiekiem, rozumiecie?Jak mówi Hanna Arendt?– Banalność zła.– Banalność zła… Tyle że zło nie jest banalnością – ono tkwi w charakterzeczłowieka. To jest dno człowieka. Człowiek jest zły, bo gdyby nie był zły, toby w ogólenie zaistniał. Był tak zły, że swoich wszystkich przeciwników przed stu czy dziesięciutysiącami lat wyrżnął. I został, bo jadł i mięso, i trawę, wszystko. Lepiej sięprzystosował. A konkurentów zniszczył.Tak samo wielkie państwa opierały się na tym, że zabijały wszystkich dokoła, gdytylko miały lepsze kusze i strzały.Dzisiaj też, choćby tu, w Polsce… Co robiono z przyzwoitymi ludźmi za rządówKaczyńskich? Bo przecież nie trzeba zastrzelić człowieka, żeby go wykończyć.Na tym polega to nieszczęście: że człowiek jest zły. I zresztą jak popatrzeć w oczy, towidać, który jest dobry, który jest zły. Przychodzi do mnie taka lekarka, wielkinaukowiec, międzynarodowe konferencje, książki, nosili ją na rękach. Aż tu jej męża –też lekarza – wsadzili do aresztu i zrobili podejrzanym. Ludzie Kaczyńskiego zresztą. Niewiem: winny, niewinny… I nagle ona została sama. Ale jej przyjaciółki boją się jejpodać rękę. A że do tego nosi jeszcze ładne buty i sweterek, coś tam dalej zarabia, więcdochodzi zwykła zazdrość i jeszcze rośnie niechęć wobec niej.Człowiek ma podły charakter. Jest wytworem ewolucji, której jeszcze cywilizacja nieutemperowała. Może za tysiąc lat człowiek będzie inny. Może mieć ten sam kształt, ale [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl