Mściciel - Forsyth Frederick, ebook, forsyth
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Frederick Forsyth
Mściciel
Avenger
Przełożyli: Jacek Manicki,
Witold Nowakowski
Wydanie oryginalne: 2003
Wydanie polskie: 2004
Szczurom Tunelowym:
Zrobiliście to, chłopcy,
na co ja nigdy nie miałbym odwagi.
Wstęp
Zbrodnia
Siódmy raz młody Amerykanin wylądował w kloacznym dole. Chwilę walczył, potem
utonął, od stóp do głów oblepiony łajnem.
Tamci odłożyli drągi, usiedli na trawie, pośmieli się i zapalili. Potem wykończyli
drogiego wolontariusza i sześć sierot. Zabrali furgonetkę ze znakami akcji humanitarnej i
wrócili na przełęcz.
Stało się to piętnastego maja tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiątego piątego roku.
Część 1
Rozdział 1
Robotnik
Samotny biegacz dotarł do pagórka i znów rozpoczął walkę z bólem. Była to zarazem
tortura i terapia. Dlatego biegł dalej.
Bez przerwy słyszał od znajomych, że triatlon jest najcięższą ze wszystkich dyscyplin.
Brutalną i bezwzględną. Wprawdzie dziesięcioboista musi więcej umieć, a pchnięcie kulą
wymaga o wiele większej siły, lecz tylko triatlon sprawdza ludzką wytrzymałość i odporność
na ból i zmęczenie.
Biegacz z New Jersey, tak jak co dzień, rozpoczął trening już przed świtem. Najpierw
pojechał aż nad jezioro. Po drodze zdjął rower z paki i przywiązał go łańcuchem do drzewa.
Tak na wszelki wypadek, żeby nie ukradli. Dwie minuty po piątej rano włączył stoper,
obciągnął mankiet neoprenowej pianki i zanurzył się w lodowatej wodzie.
Trenował triatlon olimpijski, czyli taki, w którym długość etapu mierzona jest w metrach.
Tysiąc pięćset metrów pływania to prawie cholerna mila. Wyszedł na brzeg, szybko zrzucił
piankę i został tylko w szortach i koszulce. Wsiadł na wyścigówkę i odjechał. Czterdzieści
kilometrów spędził pochylony nisko nad kierownicą, pedałując jak na finiszu. Już dawno
zmierzył trasę na jeziorze i wiedział, do którego drzewa płynąć. Po godzinie jazdy bocznymi
drogami w oznaczonym miejscu pozostawił rower i rzucił się do biegu. Ostatni etap liczył
dziesięć kilometrów. Końcówka zaczynała się przed wiejską bramą. O, właśnie minął ją przed
chwilą. Ostatnie dwa tysiące metrów miał pod górę. Żadnej litości dla organizmu, żadnego
odpoczynku.
Bardzo bolało, choćby dlatego, że wciąż forsował różne grupy mięśni. Ani kolarz, ani
maratończyk nie potrzebują silnych ramion i piersi pływaka. Dla nich to tylko zbędny balast.
Z kolei szybkie ruchy nóg cyklisty są całkiem odmienne od rytmicznych kroków
długodystansowca. Tu przydają się zgoła inne ścięgna i muskuły. Nawet tempo, choć też
równomierne, nie przystaje jedno do drugiego. Triatlonista musi być wszechstronny – to na
dobrą sprawę trzech dobrych sportowców w jednym.
Dla dwudziestopięciolatka to prawdziwy koszmar. Pięćdziesięciolatków powinno się
wyrzucać z trasy, z powołaniem na przepisy konwencji genewskiej. A nasz biegacz właśnie w
[ Pobierz całość w formacie PDF ]