Mój przyjaciel najemnik. Wspomnienia, EBooki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
James BrabazonMój przyjaciel najemnikWspomnieniaNazwiska oraz inne dane, które mogłyby ułatwić identyfikację pewnych osóbwystępujšcych w tej ksišżce, zostały zmienione, by chronić ich prywatnoć i bezpieczeństwo.Ze względu na brak zapisów audio, wideo lub sporzšdzonych na bieżšco notatek autorodtworzył częć rozmów, zwłaszcza prywatnych, z pamięci, starajšc się uczynić to jak najwierniej.Pokaż mi takiego, który nie jest pasożytem, a ja modlić się za niego będę.Bob DylanDla JacobaWymowa słów w języku afrikaansW afrikaans v brzmi miękko, jak nasze f; g w słowie ag brzmi podobnie doch w niemieckim Achtung; j wja wymawia się jak polskie j.I.Prolog, Playa NegraMężczyzna wisi, nagi, na rzenickim haku umieszczonym w suficie. Jego stopy sš zwišzane,a usta wypełnia wrzask przyznania się do winy. Otacza go kilku żołnierzy w obszarpanychmundurach, ich pięci sš splamione jego krwiš. Odpowiedzi więnia ich nie zadowalajš, więczarzucajš go pytaniami w języku, którego on nie rozumie. Walš go kolbš karabinu w jšdra.Dziewięć dni po aresztowaniach rozpoczšł się najdrastyczniejszy okres kary. Powietrzewypełnia gorzko-słodki swšd spalonego mięsa. Płomień zapalniczki żołnierza przypala stopywięnia, aż tłuszcz pryska i skwierczy niczym wołowina na rozżarzonym grillu. Skazanywięcej nie poczuje już nic. Oczy szeroko otwarte od cierpienia ostatni raz spoglšdajš nazachlapanš krwiš izbę, w której wisi, naprężony jak struna, a potem serce już nie wytrzymuje.Pożółkłe zwłoki zostanš wystawione na widok publiczny - dla innych więniów.Gdy pójdziemy dalej korytarzem, możemy ujrzeć kolejne przesłuchanie. W wietlesłabej żarówki widzimy więnia, kilku następnych żołnierzy i ministra rzšdu, który siedzi ipoci się w garniturze. Kiwa głowš z uznaniem. Obok ministra, a za żołnierzami, stoimężczyzna z kamerš wideo i nagrywa wszystko z najmniejszymi szczegółami, na jakiepozwala technika cyfrowa. Utrwalił na filmie milczšcego więnia przywišzanego za ręce inogi do poziomej belki, twarzš w dół. Do jego genitaliów przymocowano elektrody, w ustawetknięto mokre szmaty.W celi obok leżš jego towarzysze. Płaczš, załamani, okrwawieni, wcinięci dopomieszczenia o powierzchni trzydziestu metrów kwadratowych wraz z dwustu innymiwięniami. Bezlitosne słońce rozpala dach z blachy falistej. Wycišgajš ich jednego po drugimna przesłuchania lub tylko po to, by ich pobić czy też publicznie upokorzyć. Jeden z nichbłaga, by go zastrzelono. Innemu połamano wszystkie palce.Na podłodze ostatniej celi leży mężczyzna i krzyczy. Ręce ciasno spięto mukajdankami, a nogi zakuto w żelaza. Żołnierze walili młotami tak długo, aż metal wbił się wskórę i żywe ciało, do koci. Ciężkie buciory stšpajš po jego stopach, miażdżšc mu palce. Tenwięzień nazywa się Nick du Toit. Jest najsławniejszym najemnikiem z RPA i jednym z moichnajlepszych przyjaciół.Nick przyznał się do winy, jeszcze zanim zaczęły się tortury - uczynił to publicznie,pod wymierzonymi weń lufami, zdajšc dokładnie sprawę ze wszystkich szczegółów jużnastępnego dnia po tym, jak został pojmany. Teraz już nie wie, ani też go nie obchodzi, doczego się przyzna. Jego zeznania zmieniajš się zależnie od fantazji oprawców. Trwarozpaczliwa i bezcelowa rozgrywka. W tym skupisku drewnianych ruder i betonowychbunkrów odgrodzonych od morza oraz całego wiata zwojami drutu kolczastego katompastwišcym się nad Nickiem nie chodzi o prawdę: sš żšdni zemsty.Kto dwiga Nicka z kamiennej podłogi i zmusza, by uklškł. Drzwi celi się otwierajš,wchodzi dowódca i przytyka lufę pistoletu do jego głowy. Przyszedł, aby dokonać egzekucji,ale magazynek jest pusty. Strażnicy rechocš, tłukšc więnia do nieprzytomnoci kolbamikarabinów. Ten rytuał powtarza się wielokrotnie.Pozostawiajš Nicka na łasce szczurów w ciasnej izolatce, dwa i pół na półtora metra.Ręce i nogi nadal ma skute. Je ochłapy jak zwierzę, z podłogi, na której także pi i defekuje.Nie widzi wiatła dziennego, przebywa bezustannie w całkowitej ciemnoci. Bijš gocodziennie. Wdaje się gangrena, ropa cieknie z otwartych ran, zapewniajšc smakowitypokarm rojšcym się karaluchom. Kiedy wreszcie wywlekš go na zewnštrz, nie będzie wstanie otworzyć oczu. Żołnierze wpychajš jego głowę do lodowatej wody, a potem zrywajšstrupy z powiek.Tak oto rozpoczšł się pobyt Nicka w Playa Negra, najstraszliwszym więzieniu Afryki.Wyrok opiewa na trzydzieci cztery lata. Zatrzymano go 8 marca 2004 roku wraz zpiętnastoma towarzyszami podczas próby dokonania zamachu stanu, obalenia rzšdu GwineiRównikowej, maleńkiego kraju w Afryce Zachodniej, chlubišcego się bajecznie bogatymizłożami ropy naftowej. Kogo tu jednak brakuje, na scenie nie ma jednego z aktorów. KiedyNick zdoła otworzyć oczy, nie ujrzy - mnie. Gdyby wszystko poszło zgodnie z planem,zapewne znalazłbym się poród jego towarzyszy niedoli. Miałem mianowicie filmowaćprzebieg zamachu.1. Ucisk dłoni szatana.Zmierzajšc szybkim krokiem, depczę swój cień w południowym słońcu, idę wzdłużbrzegu basenu. Zerkam na zegarek. Jest dwunasta, 11 kwietnia 2002 roku. Przybyłempunktualnie. Przy stoliku w lobby luksusowego hotelu w Johannesburgu czeka na mniedwóch białych mężczyzn. Jeden, muskularny, o długich włosach spiętych w kucyk, skrywasię za czarnymi okularami; drugi, starszy i uczesany schludnie, z przedziałkiem, gładzi wšs,obserwuje, co się dzieje na tarasie, potem patrzy na mnie. Wycišgam dłoń na powitanie, niecoprzedwczenie. Wstajš obaj, odpowiadajšc tym samym gestem i mrukliwym: Witaj.Tego z końskim ogonem poznałem rok wczeniej w Sierra Leone. Ma trzydziecisiedem lat, służył w wojskach spadochronowych RPA, póniej walczył jako najemnik. CobusClaassens w połowie lat dziewięćdziesištych pracował dla przedsiębiorstwa militarnegonoszšcego nazwę Executive Outcomes (EO), prywatnej armii dowodzonej przezAfrykanerów, a wynajętej przez prezydenta Sierra Leone do walki z partyzantami, którzyusiłowali opanować stolicę państwa, Freetown.Gdy do walki wkroczyli doskonale wyszkoleni żołnierze EO, rebelianci szybkoponieli całkowitš klęskę. Po wyganięciu kontraktu, Cobus chętnie pozostał w kraju, gdziezlecenia dla fachowego ochroniarza wprost roiły się niczym muchy wokół cierwa, czylitamtejszego przemysłu wydobycia diamentów.Cobus wrócił do RPA na krótkie wakacje, by spotkać się z rodzinš i rozejrzeć zanowymi kontraktami. Spotkałem go kilka dni wczeniej, podczas rozmowy przypadkowopojawił się pomysł na wyprawę filmowš do Afryki Zachodniej. Zamiar równie niedorzeczny,co kuszšcy: miałbym filmować wojnę w Liberii, czego nie dokonał jeszcze żaden innydziennikarz; prawdę mówišc, mało kto w ogóle wiedział, co się tam dzieje. W tym celupotrzebowałem jego pomocy, a także wsparcia polecanego przez niego człowieka.Schroniłem się w cieniu markizy i dopiero wtedy zobaczyłem ich wyranie.Pierwszy odezwał się Cobus.- To jest Nick du Toit. Nick - to jest James.Mówił z afrykanerskim akcentem, dziwnie zniekształcajšc angielskie samogłoski.Nick, facet około czterdziestki, o doć pospolitym wyglšdzie, wycišgnšł rękę przez stół iucisnšł mojš dłoń. Odniosłem wrażenie pewnej niezręcznoci, tak jakby jego dłonie i uszybyły zbyt wielkie w stosunku do pozostałych wymiarów, jak u nastolatka, który czekajeszcze, by dorosnšć do reszty swojego ciała. Czyżby to miał być ten nieustraszony zabijaka,o którym mówił Cobus? Nick patrzył prosto w oczy, co niepokoiło, lecz nie spoglšdałnapastliwie. Miał prawie dwa metry wzrostu. Po przywitaniu rozsiadł się znów w fotelu.Pojawiło się piwo.- Miło cię poznać - odezwałem się do Nicka. - Dzięki, że zechciałe przyjć.Ze wszystkich sił starałem się ukryć rozczarowanie. Miałem wszak zatrudnićbohatera, który będzie mnie ochraniał podczas wyprawy filmowej do Liberii. Wydawało misię, że wiem, kogo potrzebuję - zresztš wiele osób tłumaczyło mi to dobitnie. Powinienemnajšć ochroniarza, czyli dowiadczonego żołnierza; kogo, kto będzie w stanie mnie obronić,gdy znajdziemy się w ogniu. Kogo doprawdy niezwykłego. Nick zupełnie do tego obrazu niepasował. Wyprasowane drelichowe spodnie khaki oraz koszula w biało-niebieskš kratę plusrówny rzšdek długopisów w kieszeni na piersi przywodziły na myl księgowego lub conajwyżej dobrotliwego biznesmena. Wobec osobnika o tak niepozornym wyglšdzie poczułemsię zawiedziony.Stuknęlimy się szyjkami butelek. Nikły brzęk szkła utonšł w rytmicznym szumiekaskady hotelowego basenu, bijšcej galonami kryształowo czystej wody. W basenie nikt niepływał, skwar był zbyt nieznony.- Nick służył w Recces, czyli w siłach specjalnych RPA, w rozpoznaniu -Reconnaissance, w 5. Pułku. Mieli go zrobić pułkownikiem, ale zrezygnował ze służby.wietnie orientuje się w regionie, do którego chcesz się wybrać - Cobus zawiesił głos, byprzydać znaczenia swoim następnym słowom: - Prawdę mówišc, Nick był ze mnš w SierraLeone.Cobusa lubiłem, ale też wiedziałem doskonale, że to wytrawny gawędziarz. Zaczšłemsię zastanawiać, czy przypadkiem nie wciska mi kitu. Z pewnociš otrzyma szczodrš prowizjęod sumy, jakš zapłaciłbym ewentualnie Nickowi za to, żeby trzymał mnie za ršczkę wdżungli. W dodatku, niczym sprzedawca samochodów, który dorzuca w ofercie jeszcze pełnybak, oznajmił:- A poza tym jest dowiadczonym paramedykiem. Co nie?- Ja - przytaknšł Nick. - Wszystkich nas szkolono i pod tym względem, ale tak sięjako złożyło, że medykowanie stało się mojš specjalnoc...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]