Mayhar Mały palec lewej ręki, EBooki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Ardath MayharMa�y palec lewej r�kiTo nie by� b�l. Mia�em to pod kontrol�, nawet bezlekarstw, kt�re uparli si� wpycha� we mnie za ka�dym razem,kiedy otwiera�em usta. To nie znaczy, �e by�em czym� wrodzaju ro�linki. W rozwalaj�cym si� domu zawsze dostanieszswoj� porcj� siniak�w i ran, je�li nawet jeste� ostro�ny.Nie, to nie by� dos�ownie b�l. Mo�e cz�ciowo chodzi�o obierno��.Poniewa� jestem cz�owiekiem, kt�ry ca�e �ycie sp�dzi� nanogach, chyba �e w�a�nie spa� albo si� kocha�, le�enie naplecach i wpatrywanie si� w aseptyczny bia�y sufitdoprowadza�o mnie do szale�stwa. Po raz pierwszy w �yciuby�em wdzi�czny mojemu tacie, �e wys�a� mnie do college'u.Powraca�y do mnie urywki i kawa�ki... cytaty z literatury,wzory, fragmenty historii. Pomaga�o to zabi� czas, chocia�nie do ko�ca.Ale nie tylko nuda mnie dobija�a. To ten cholerny ma�ypalec lewej r�ki. Ten, kt�rego ju� tam nie ma.Przy wszystkich tych z�amaniach i urazach, i co tamjeszcze dozna�em, kiedy �ciana budynku spad�a na mnie,pomy�la�by�, �e strata palca nie powinna by� nawetdostrzegalna. Zw�aszcza w takiej chwili jak teraz, kiedy niemog� u�y� niczego, zabanda�owany po uszy niby ranna mumia.Ale chodzi�o o kawa�ek, kt�rego nie mia�em, kiedy mniewykopali i przez niego m�czy�em si� teraz niczympot�pieniec.Pierwszego dnia, wp�yw �rodk�w uspokajaj�cych by�na tyle s�aby, �e mog�em powiedzie�, co mi dolega. Przyszed�doktor Yoshida.- Pa�skie nerwy ci�gle tam s�, w kikucie, panie Carstairs- powiedzia�. - Wysy�aj� sygna�y do m�zgu, nawet gdy ju� niesteruj� palcem. Podejrzewam, �e po takim urazie wysy�anesygna�y s� pomieszane. Dlatego cierpi pan na nag�e atakib�lu. Za jaki� czas urwany koniec si� zagoi i najgorszeb�dzie za nami. Chocia� musz� przyzna�, �e mia�em pacjent�w,kt�rych m�czy�y straszne b�le amputowanych ko�czyn wiele latpo ich utracie. Ale je�li b�dzie bola�o za bardzo, w ka�dejchwili mo�e pan poprosi� o �rodki przeciwb�lowe. Do czasu,kiedy b�dzie pan si� m�g� troch� porusza�, najgorsze minie.Mia�o to jaki� sens. Wierzy�em mu. Ale nie nale�� dotych, kt�rych trzeba faszerowa� lekami, oboj�tne jakimi.Le�a�em tu wi�c, czu�em ostre z�by odgryzaj�ce m�j palec idojrzewa�em do krzyku. Gdyby nie Lola, by�oby ze mn�niedobrze. Przychodzi�a codziennie na tak d�ugo, jakpozwalali jej zosta�. Ci�gle jej przypomina�em, �e gdybypowiedzia�a "tak", mog�aby zosta� tak d�ugo, jak by chcia�a.U�miecha si� na to, bo w�a�ciwie nie powiedzia�a "nie".Powiedzia�a, �e za cztery miesi�ce, kiedy sko�czy studia,b�dzie mia�a czas na m�a i now� prac�, jedno i drugienaraz.Tymczasem przez pierwszych kilka dni patrzy�a na mnie,jakby mog�a wyczu�, w kt�rym momencie udaj�, �e nic nieczuj�. W ko�cu spyta�a:- Hamp, boli ci�, prawda?Przysi�g�em, �e nigdy jej nie sk�ami�. I naprawd�chcia�em dotrzyma� s�owa, wi�c skin��em g�ow�.- Troch�.- Bardziej ni� troch�. Co to jest? Plecy? Kark? Jeste�tak szczelnie opakowany, �e nie mog� zobaczy�, co bolinajbardziej.Czu�em si� g�upio. Wbi�a we mnie swoje wielkie piwneoczy, kt�re ��daj� ca�ej prawdy i tylko prawdy.- To ma�y palec. Ten, kt�rego ju� nie ma. To on mniedoprowadza do szale�stwa... czuj�, jakby szablastoz�be myszyrozszarpywa�y go na strz�py.- Urojone b�le - pokiwa�a g�ow�. - Powiedzieli mi o tym,ale my�l�, �e nie zdaj� sobie sprawy, jak ty cierpisz.Przyzwyczaili si� do ludzi z kompletnymi ko�czynami. Pewniesi� nie spodziewaj�, �e takie male�stwo jak ma�y palecpotrafi sprawi� tyle k�opot�w.Prawdopodobnie mia�a racj�, a przynajmniej wiedzia�a otym i wsp�czu�a. To troch� pomaga�o. Kiedy dosz�o do tego,�e pr�bowa�em w��cza� telewizor za pomoc� fal my�lowych,czyta�a mi albo opowiada�a zabawne historyjki o kolegach zroku i profesorach, albo szefie i technikach wlaboratorium, gdzie pracowa�a. Pomaga�o.Ale kiedy odchodzi�a... po zmroku szpital nocnymzwyczajem cich�, a na �wiecie nie pozostawa�o nic pr�cz mniei ma�ego palca mojej lewej r�ki.Kiedy tylko zezwolili na odwiedziny, przyszed� majstermojej ekipy, Rog. G�upio mi by�o zada� pytanie, kt�re dlaniego zachowa�em, ale w ko�cu nie wytrzyma�em.- Rog, ten dom. Ten, kt�ry na mnie spad�. Jest ju�ca�kiem zburzony?Spojrza� na mnie z pewnym rozbawieniem.- Jeszcze nie. Jest tam kontrahent i jacy� in�ynierowie.�mieszna sprawa - gdyby�my zdawali sobie spraw� z problem�w,ten kawa�ek poszed�by na pocz�tku albo poczekaliby�my zrozpocz�ciem wyburzania. Mo�e u�yliby�my tarana. Ca�y tendom jest �mierdz�co niestabilny. A wygl�da� jak Gibraltar.Ci�gle tam stoi, na razie zawali�a si� tylko jedna �ciana.Nie mog� doj�� dlaczego spad�a albo dlaczego nie zawali�asi� ca�a reszta. Ty tylko od�upa�e� punkt kotwiczny muru i�up! Spad� prosto na ciebie. Jeszcze nigdy nie by�em takprzera�ony - my�leli�my, �e ju� po tobie. Bez �art�w.Hmm. To rodzi�o kolejne pytanie.- Czy kto� w og�le szuka� mojego palca? Mo�e gdzie� le�yw tym ba�aganie?Potrz�sn�� g�ow�.- Teraz nawet nie dopuszczaj� nas na teren. Kiedydosta�e�, postawili ogrodzenie i zamkn�li wszystko na czteryspusty. A dlaczego?Na to pytanie nie chcia�em odpowiada�.- Tylko si� zastanawia�em. Nie co dzie� tracisz kawa�eksiebie - za�mia�em si�, ale bez przekonania.Kiedy wyszed�, my�la�em o tym utraconym kawa�ku cia�a iko�ci le��cym w rumowisku. Na Boga, myszy prawdopodobnieobgryz�y go do czysta. I w jaki� spos�b wr�cz czu�em, �etak si� dzieje. Ta my�l zacz�a mnie dr��y�.Wtedy powr�ci�o do mnie to wspomnienie. Kiedy przyszed�emtamtego dnia do pracy k�tem oka dostrzeg�em jaki� ruch. Wtym starym domu by�o co� o wiele wi�kszego od myszy czynawet szczura. Pomy�la�em, �e to wa��saj�cy si� kot i nigdyju� do tego nie wraca�em. Ale teraz przywo�a�em wspomnieniepomruku. Po�yskuj�ce w ciemno�ci ostre z�by...- Hampie Carstairsie - powiedzia�em na g�os - jakb�dziesz tu tak le�a� wymy�laj�c r�ne historyjki, sam sobiewm�wisz �wira. Id� spa�!Przy pomocy siostry i kolejnego zastrzyku zrobi�em to.Ale nast�pnego dnia by�em jak podminowany. �rodkiuspokajaj�ce dzia�a�y na mnie coraz gorzej, chwilami wydawa�omi si�, �e sk�ra wype�znie mi spod banda�y i opatrunk�w iucieknie z sali.Lola robi�a, co mog�a. Pr�bowa�a rozmawia�, czyta�, aleja le�a�em tylko zlany zimnym potem powstrzymuj�c krzyk.Mog�a to wyczyta� w moich oczach, niemal jedynym, cowidoczne by�o z mojej twarzy.- Hamp!Zamkn��em oczy, mia�a wi�c chwil� na odpoczynek.Otworzy�em je i ujrza�em, �e pochyla si� nade mn�.- Hamp. To ten cholerny palec, prawda? P�jd� tam i b�d�kopa� tak d�ugo, dop�ki go nie znajd�. Przynios� go tutaj,w�o�� do s�oika z formalin� i postawi� na tym stole, �eby�m�g� naocznie si� przekona�, �e nic mu nie jest. Chyba tonie pomo�e nerwom, ale na pewno psychice.Trudno by�o m�wi� przez banda�e, ale uda�o mi si�.- Lo, s�uchaj! To miejsce jest �mierteln� pu�apk�. Nikomuz nas nie pomo�esz, je�li ciebie te� przywali. Wol�, �ebynie brakowa�o ci �adnej cz�ci, kiedy wydostan� si� z tychgips�w.U�miechn�a si�, a ja rozpozna�em to spojrzenie.Powinienem by� zachowa� ca�� spraw� dla siebie. Wysz�a zdeterminacj� wypisan� na plecach.Nie wr�ci�a po po�udniu o zwyk�ej porze. Nie by�o �adnegotelefonu przed cisz� nocn�. Zacz��em si� poci�. Poprosi�emsiostr�, �eby zadzwoni�a do Roga spyta�, czy na budowie niezdarzy� si� jaki� wypadek. Ale nie. Wyburzyli nast�pny dom,a teraz zabrali si� za kolejny po drugiej stronie ulicy.Lola mia�a zaj�cia wcze�nie rano. Nie by�o �adnej szansyna ujrzenie jej przed po�udniem. Wci�� nie dzwoni�a. Ca�yczas si� poci�em.O dziesi�tej zaskoczy�a mnie otwieraj�c drzwi i wchodz�cdo pokoju. Powinna by� w pracy. Wtedy zauwa�y�em b�ysk bielii spojrza�em na jej lew� r�k�. Na opasuj�cy j� banda�.W prawej r�ce trzyma�a ma�y s�oik, kt�ry ze stukiempostawi�a na stoliku. Zobaczy�em co� p�ywaj�cego w jakiej�cieczy. Przesta�em si� rozgl�da� i wbi�em wzrok w s�oik. Toby� palec. Cho�, �eby to stwierdzi�, potrzeba by�o odrobinywyobra�ni. Nie pozosta�o ju� ani odrobiny cia�a, a ko�� by�apoznaczona d�ugimi rysami.Nie mog�em nawet unie�� brwi, kiedy na ni� spojrza�em.- Czu�e� sw�j palec dzi� rano? - spyta�a.Zastanowi�em si�. Tak si� o ni� martwi�em, �e nawet niepami�ta�em o palcu. Teraz spr�bowa�em si� w niego wczu�, aleniczego nie do�wiadczy�em, nawet najmniejszego �askotania.- Nie - powiedzia�em z zak�opotaniem.- Co� go trzyma�o, tam, w tym na wp� zburzonym pokoju.Co� w�ciek�ego, pod�ego i o jasnych oczach. Uderzy�am gotorebk� i odebra�am mu ko�ci twojego palca. Ale to... co�...ma... - podnios�a swoj� r�k�. - Wzi�o m�j, na zamian�.- Lo! - poczu�em, �e serce g�ucho mi wali.- M�wi�em ci,�eby� tam nie sz�a... mog�a� zgin��! To stworzenie mog�o by�w�ciek�e!Spojrza�a na mnie i zajrza�em g��boko w jej oczy. By� tamb�l, kt�ry pozna�em. O tak, na pewno.- Teraz ty? Ma tw�j zamiast mojego?Skin�a.- Kiedy zabiera�am ko��, to podskoczy�o i po prostuodgryz�o m�j ma�y palec jak k�s chleba. Ale mnie �atwiej toznie�� ni� tobie. Ja mog� si� porusza�, czym� zaj��. Niejestem uwi�ziona w gipsie, zawini�ta w kilometry banda�y.To... to wcale nie taka z�a zamiana, naprawd� - u�miechn�asi�.W k�ciku jej ust zauwa�y�em drobne linie. Dok�adniewiedzia�em, co czu�a.Nie mog�a zosta� d�ugo, bo mia�a dy�ur w laboratorium.Zamieni�a si� z kole�ank�, �eby przyj��.Kiedy odesz�a, znowu zosta�em sam. My�la�em tylko o tym,co mog�o �y� w tym opuszczonym rumowisku.Rozumiecie wi�c, �e to nie b�l. To co� niezno�nego. Izatrwa�aj�cego.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]