Matylda Rokeby, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MATYLDA ROKEBYRomans poetycznyWaltera Skottaprzek�adWandy MaleckieyW WarszawieNak�adem i Drukiem Jozefa Pukszty,Przy Ulicy S. Janskiey No. 21.1826. Za Pozwoleniem Cenzury Rz�dowey.Tom I.PIE�� PIERWSZA.IXi�yc nocy letniey ia�nieie w niebiosach, wiatry iednak wyuzdane dm� z gwa�towno�ci�;tocz�ce si� bezprzestannie chmury zmieniai� co chwila oblicze gwiazdy nocney: blada iey�wiat�o�� zab�yska, i znika naprzemian po staro�ytnych murach warowni Barnardu i wodachTeissy. � Podobny do snu dziwacznego co zgryzot� i boia�ni� zak��ca spoczynekzbrodniarza, xi�yc si� nagle iak wstyd zaczerwie- nia; niezad�ugo pa�a� si� zdaiepos�pmeyszym ogniem wstydu; cie� ulatuj�cych ob�ok�w, �lizga si� i przemiia iak mieni�cesi� kolory boia�ni. � Nakoniec niebiosa zdai� si� ukrywa� pod �a�obn� zas�on�, a xi�ycniknie w ciemno�ciach iak rozpacz.Stra� wie�y staro�ytney Baliola spogl�da w milczeniu na migai�c� si� �wiat�o�� poocienionych brzegach Teissy; uwa�a nasuwai�ce si� od p�nocy chmury i s�ucha iak kropledeszczu szeleszcz� spadai�c po szczytach i basztach warowni, dr�y na szumne d�cia wiatr�wi obwiia si� w sk�ady obszernego p�aszcza.II.Wie�e zamku Barnardu, kt�rych cienie ruchome dr�� na ubiegai�cey wodzie mieszkaniems� woiownika, kt�rego serce pe�ne zmieszanych uczu� niepokoiu i obawy, podobne iest dofantastycznego nie�adu sklepienia niebios.Nim sen uko�ysa� zmys�y dzikiego Oswalda, d�ugo le�a� bezsennie na �o�u szukai�cdaremnie oddali� czarnych my�li roie � Nareszcie sen wys�uchuie pro�by iego lecz wiedzieza sob� d�ugi ci�g wspomnie� zbyt prawdziwych, a zniemi uroionych widziade�, kt�re wnaydziwacznieyszym nieporz�dku przesz�o�� i przysz�o�� z sob� w iedno skupiaj� �Sumienie wyprzedzai�c lata wyrzuca iu� woiownikowi zbrodni� bezu�yteczn�, i przywo�uiefurye zbroyne w�ami i m�ciwym sztyletem � Cz�ste wzdrygnienia nieszcz�sney ich ofiary,dowodz� iak straszliwe i� szarpi� m�czarnie i ukazui� iakiego spoczynku kosztuie zbrodniarzna �o�u swoim samotnym. �III.Taiemny niepok�y duszy Oswalda, maluie na si� iego twarzy w wyrazach ulotnych, alenie mniey straszliwych iak cienie chmur czarnych na wodach Teissy. Lice iego raz p�on�szkar�atem nagiego wstydu, to znowu ogniem wezbraney w ciek�o�ci, a w�wczas dr��ca r�kau�pionego woiownika zdaie si� chwyta� miecz albo sztylet � Po chwili z uci�nionych piersiwydziera si� ci�kie westchnienie, �za urasza na w p� rozwart� powiek�, a �miertelna blado��czo�a doko�cza �wiadczy� iaka go bole�� po�era.Nagle targanie konwulsyjne krew �cina lodem w iego �y�ach, a ust sko�nienie, gro�by nawp� wymowione �wiadcz� �e zgroza nast�pi- �a po lalach. Ostatnie to wzdrygnienieprzerywa sen Oswalda i budzi go raptownie..IV.Budzi si� i nie�mie wi�cey zamkn�� oczu w obawie snu r�wnie� straszliwego. Gasn�c�roznieca lamp�, s�ucha odg�osu spi�y zwiastui�cey godziny, nocnego krzyku puszczyka it�sknego wiatr�w i�czenia.�S�yszy niekiedy pie��, woienn� kt�r� stra�nik, na wie�y nuci, aby nmili� d�ugieczuwania godziny, i zazdro�ci. losu biednego �o�nierza kt�ren gdy dzie� za�wita p�ydziekosztowa� na lichey �fomie, slod-kiego snu dzieci�stwa, kt�rego �adne niezak��c� niepokoi�. �V.Daleki tentent czwalnego biegu rumaka, obiia si� o ucho Oswalda; porywa si� z�o�anatychmiast; zemsta to i przestrach tylko rozr�ni� mu dozwoli�y �oskot, kt�ren �adnegoieszcze nieobudzi� echa � Ale si� �oskot spiesznie przybli�a, Oswald s�yszy g�os stra�nikazapytui�cy rycerza, szcz�k �a�cuch�w oznaymia �e spuszczono most zwodzony, s�ycha� iu�g�osy na dziedzie�cu, i pochodnie poprzedzai� go�cia spiesz�cego do komnaty pana zamku.�Wa�ne wie�ci o woynie � wo�ai�� iest to postanie przybywai�cy z po�piechem �Pomi�szany Oswald udan� przybiera spokoyno��, i w kr�tkich odzywa si� wyrazach ��Przynie�� posi�k�w i wina, roznieci� przygas�y ogie� ogniska w prowadzi� przyby�egorycerza, i zostawi� nas samych�. � VI.Nieznaiomy znu�onym wchodzi krokiem; up�ywai�ca kita szyszaku twarz mu zakrywa,szata zbawoley sk�ry mnogiemi fa�dy obwiia posta� iego wynios��. � Zaledwie odpowiada�raczy, uprzedzaj�cym grzeczno�ciom Oswalda, lecz pogardliwym u�miechem pozna� daie, �espostrzega i gardzi podst�pem pana zamku, kt�ren tak ustawi� pochodni�, aby iey �wiat�o��padai�c na twarz przybylca, dozwala�a bada� iego weyrzenia, a zas�ania�a w�asne �Nieznaiomy zrzuca ci�k� sk�r� bawol�, a po�ysk �wiat�a odbiia si� o pancerz iego stalowy� Zdeymuie he�m, otrz�sa ros� kt�ra z wilgotni�a pi�ra, zrzuca r�kawice, zawiesza �e przyiskrz�cym si� ognisku, nareszcie zasiada przy zastawionym dla niego stole. Niewznosz�cniczyiego zdrowia, bez uk�onu, bez. naymnieyszego wyrazu dworno�ci, pe�ne wychylapuhary, i zaspakaia g��d sw�y po�erai�cy, tak ma�o na wszystko baczny, iak wilk zg�odnia�yco �up sw�y rozdziera. �VII.Pan zamkowy, przygl�da si� iemu z niecierpliwo�ci� i obaw� iak spokoynie po�ywaswoi� biesiad�, a wino kt�rym si� napawa przydaie dumy iego czo�u. Niekiedy Oswaldodchodzi na stron�, niekiedy wielkiemi kroki przybiega komnat�, niemog�c ukry�, dr�cz�ceygo niespokoyno�ci, i przeklina ka�d� chwil� odw�oki; lecz w kr�tce widzi ze drzeniemuko�czon� t� d�ug� biesiad�, zdaie mu si� �e s�u�ba iego zbyt skor� by�a na rozkaz, aby ichsamych zostawi� znieznaiomym od kt�rego chcia�by iednak nayry chley wybada� wie�cikt�re przynosi � Milczenie iego okazuie iak serce walczy mi�dzy boia�ni� i wstydem.VIII.Widok nieznaiomego godnie usprawiedliwia obaw� i podeyrzenia. Wp�yw pa�ai�cegonieba i d�ugie trudy wyprzedzi�y na iego twarzy niszcz�ce �lady czasu: czo�o iego w bruzdypoorane, rzadkie w�osy skronie mu przykrywai�, i te iu� ubielone szronem siwizny; ale wida�ieszcze w nim to, co same tylko lata zg�adzi� zdo�ai�, dum� u�miechu, ogie� sp�yrzenia,wyraz ust co pogard�, znaczy, oraz oko straszliwe i gro�ne � Nigdy usta iego nieb�ad�y,nigdy �za nieprzy�mi�a w iego oku owego surowego p�omienia, kt�ren wznieca boia�� ibole�� wyzywa � Oswoiony zniebezpiecze�stwem pod kszta�ty rozlicznemi, widzia� �mier�gro��c� mu w nawalniach i ziemi� trz�sieniach, w krwawych bitwach, w wolnych torturm�czarniach, na murach sturmem zdobytych warowni, i wlochach podziemnych; a zawsze zpogard�: na ni� spogl�da�.IX.Chocia�, dziki Bert ram bez wzruszenia biegnie na niebezpiecze�stwa i na przelew krwipogl�daj wi�cey iednak ni� spokoyn� odwag� wyra�a to czo�o ogorza�e i te twarde zarysytwarzy; wyst�pne nami�tno�ci wyry�y na nich �lad sw�y niezg�adzony � To wszystko cowdzi�kiem ozdabia b��dy m�odo�ci weso�o�� i gwa�towne rado�ci wylanie, znik�y zporannemi latami Bertrama, a wyst�pne nasiona pozosta�y w nim ogo�ocone z swych kwiat�w� Gdyby niwa co te nasiona �ywi�a w wio�nie swego �ycia, w udziele dosta�adobrodzieystwo �agodney uprawy, mnieyby gor�kie pewnie wydala owoce � Serce Bertramamoie nigdy tkliwych niezna�oby uczu�, lecz iego rozrzutno�� zmienion�by zosta�a wdobroczynno�c, nienasycona ��dza z�ota kt�rego pragn�� tylko aby rozprasza�, zapomnian�byzosta�a dla ��dzy s�awy, a pycha iego bez granic cnot� wzi�aby za przewodnika.X.Niedbai�cy na wyrzuty sumienia splamiony wyst�pkami pod�emi i rozboiem, Bertramposiada iednak dusz� wynios��, zdoln� wznie�� si� do czyn�w szlachetnych i sam� siebieprzewy�szy� � Wyst�pca mniey dumny, serce mniey �mia�e pomimowolnie dr�a�o na iegoweyrzenie straszliwe. Uczu� to Oswald gdy probowa� lubo napr�no zr�cznemi wybiegizmusi� swoiego go�cia, aby bez poprz�dniczego pytania sam po��dan� obiawi� wiadomo�� �To co usta iego wy ra�ai�, zbyt iest dalekim, od tego co serce zaymuie. Bertrana nieraczyzwa�a� na tayny iego niepok�y, i ci�gle mu w kr�tkich i po�piesznych odpowiada wyrazach;lub sam daleko zbaczai�c od g��wnego przedmiotu, w dziwacznych gubi si� opowiadaniach,aby zmusi� pomieszanego woiownika do zapytania szczerego, na kt�reby w prost odpowied�m�g� us�ysze�. � XI.Do�� d�ugo Oswald rozprawia� dobru publicznym, o prawach, ko�ciele... Lecz pogardliwyu�miech Bertrarna z musi� go odmieni� tok rozmowy � �Stoczono� bitw�? � spyta�nakoniec nie�miele � �o�nierz taki iak Bertram, kt�rego dzie�a w dalekich krainach stawarozg�asza nigdy nieopu�ci!� towarzysz�w broni dniem przed walk�, zawsze pozosta� podswoi� chor�gwi� dop�ki zwyci�ztwo niesk�oni�o si� na kt�r� stron� � Jakto odpowie rycerz� gdy ty sam Oswaldzie Wilkliff spokoynie kosztuiesz spoczynku w swych wie�achwarownych oblany wodami Teissy, dziwicze si� b�dziesz, gdy inni przychodz� podzieli�twoie schronienie, �egnai� pole bitwy, k�dy niebezpiecze�stwa, trudy, i �mier� s� iedyneowoce kt�re woyna do mowa zebra� dozwala? � Ach Bertramie m�wmy bez szyderstwa:wiadomo nam i� nieprzyiaciel zbli�a� si� aby przerwa� prace woysk naszych p�nocnychobozuj�cych pod Yorku wa�ami, ty� przy walecznym by� Fairfaxie, niemog�e� wi�c unikn��walki... Jaki�iey skutek ?...XII.�Chcesz opisu bitwy ? dogodz�, twemu ��daniu... Hufce nasze spotka�y si� nap�aszczyznach Marstonu; tr�by gro�nemi zagrzmia�y odg�osy: w oczach naszych woiownik�wnayszlachetnieysza b�yska odwaga � obu stron straszliwe powstai� okrzyki: iedni wo�ai�B�g i dobra sprawa! drudzy; B�g i kr�l! Tak prawi Anglicy strony obie na- cierai� na siebie,niespodziewai�c si� �adney nagrody m�ztwa, a pewni �e wszystko zarazem mog� utraci� ��Smia� bym si� powinien gdybym mia� czas potemu z za�lepienia tych dzikich �o�nierzywalcz�cych za �Rzeczpospolit� lub za kr�la � Jedni dla pr�nego marzenia szcz�ciapowszechnego, inni dla b�achych zaszczyt�w i chwa�y nieszcz�dz�c krwi i �ycia, aby zarobi�na imi� m�czennika lub syna Oyczyzny � Gdyby Bertram wodz...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]