Mato Grosso, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Mato GrossoWacław KorabiewiczCzytelnikWarszawa 1989Opracowanie graficzne Teresa KawińskaZdjęcia ze zbiorów autoraRedaktor techniczny Alina Szubert-JarosławskaŠ Copyright by Wacław Korabiewicz, Warszawa 1959 ISBN 83-07-01818-8Nieżyjšcemu już Tadeuszowito nowe wydanie powięcamRio de JaneiroW głębokiej a wšskiej zatoce Atlantyku leży poszarpana skałami dolina. Na niej niby ogromna biała omiornica rozpociera się, wplecione pomiędzy górskie zbocza, najpiękniejsze miasto wiata:Z każdego punktu widać tutaj albo rozległy lazur oceanu, albo zmierzwionš wełnę tropikalnych gšszczy pnšcych się ku skalistym szczytom. Te wiecznie zielone, miękkie od rolinnoci łańcuchy górskie stanowiš najbardziej charakterystycznš cechę brazylijskiego krajobrazu.Kiedy statek zbliża się do brzegów Afryki, widać przede wszystkim równš linię żółtej gliny, tutaj, w Brazylii, lšd wynurza się z oceanicznej toni asymetriš łagodnie zaokršglonych, nakładajšcych się wzajemnie, wysokich wzgórz, pokrytych aż po sam czubek puszystš wełnš szmaragdowych odcieni. Rio de Janeiro wyłania się włanie spomiędzy takich gšszczy, aby szeregiem półksiężycowatych plaż zstšpić w otchłań oceanu. Kilkunastopiętrowe drapacze chmur, rzucone refleksem zachodzšcego słońca na powierzchnię wody, łamiš się tu w kompleks jakiej bajkowej dekoracji splštanych ze sobš kwadratów i trójkštów, poprzecinanych gdzieniegdzie plamami kšpielowych kostiumów.Trzy główne, parokilometrowe plaże, najeżone bagnetami latarń, łšczš redniowieczne mury pionierskich jeszcze fortów. Plaże te rozpostarły się szerokimi półokręgami niby ostrza ogromnych kos nastawionych w obronie lšdu przed atakiem morskiego przypływu.Skrępowane w swoim rozwoju górami, powędrowało sobie miasto wzdłuż ich grzbietów i rozrosło się w ten sposób do nieprawdopodobnie kolosalnych rozmiarów. Bez samochodu trudno tutaj żyć. Z biura do domu jedzie się godzinę albo i dwie. ródmiecie to dzielnica handlowa. Elita społeczeństwa zamieszkuje owe długie, zamknięte z obu stron przełęcze, tylko pospólstwo pnie się ku szczytom. Parę wzgórz, dzięki wczenie zbudowanej tu kolei elektrycznej, zdobyło sobie wyjštkowo szlachetne prawo obywatelstwa, reszta zasługuje na pogardliwy ruch ramion. Tam mieszkajš najubożsi Murzyni, stawiajšc domki z blaszanek od benzyny i innego miecia. Wzgórza te leżš przeważnie w rodku najwytworniej szych dzielnic. Stšd takie kontrasty, taka rozmaitoć widoków. Obok luksusowego drapacza chmur, tuż pod jego dachem, wiecš w słońcu zbite z desek i obwinięte drutem szałasy z puszek od konserw. Najbardziej wymylna architektura ostatnich czasów obok najskrajniejszej nędzy i prymitywu. Wystarczy dziesięć minut spaceru, aby spod kryształowych lampionów mahoniowej windy trafić w otoczenie najnędzniejszych murzyńskich kurników. Te dzielnice sš tak brudne i opuszczone, że chyba tylko żar brazylijskiego słońca zapobiega epidemiom i ratuje ludnoć przed masowš mierciš. Słońce też wybiela tu cudownie bieliznę, dzielnice te bowiem utrzymujš się przeważnie z prania. Dlatego na klombach i trawnikach wszędzie widać kolorowe szmaty porozwieszane i porozkładane, gdzie się tylko da.Żadne chyba miasto na wiecie nie wrzeszczy tak klaksonami aut, motorami samochodów i klekotem zardzewiałych, rozpadajšcych się tramwajów, jak Rio de Janeiro. Istne piekło ruchu i zgiełku. Ambicjš bowiem każdego szofera jest jak najwięcej tršbić i jedzić po wariacku. Toteż wcišż zdarzajš się nieszczęliwe wypadki.Architektura miasta, jak już wspomniałem, jest ogromnie zróżnicowana. Drapacze nieba, czyli tak zwane edyficja, godne pierwszej nagrody na wiatowych konkursach. Północnoamerykańska edukacja przy południowym temperamencie dała Brazylii doskonałych inżynierów. Tak pięknie rozwišzanych, marmurem wykładanych hallów i klatek schodowych nie spotkałem nigdzie na wiecie. Ponadto Rio jest ojczyznš żelaznych krat plecionych na wzór krat redniowiecznych. Kraty w oknach, kraty w bramach i w ogrodzeniach, pełno asymetrycznych wygibasów, układajšcych się w orientalne arabeski. Bez wštpienia przyszło to niegdy od Maurów, jak wiele innych cech miejscowego budownictwa.Rio rozbudowuje się z dużš swobodš. Kto chce wymalować sobie okna na pomarańczowo, ten maluje. Kto chce mieć płot fioletowy, ten go ma. A że gust południowca nie zna reguł, kakofonia barw i form prywatnych willi jest bardziej niż okropna. Zdarzajš się prócz tego wybryki indywidualne w rodzaju słynnego Pałacu Wdowy. Oto pewnej niewiecie przynił się której nocy rodzony mšż-nieboszczyk. Biedaczysko jęczał przeraliwie, jako że wszystkie lucypery piekła znęcały się nad nim srodze. Wołał o pomoc, błagał wiernš swojš małżonkę o natychmiastowe wystawienie takiego domu, który by odtworzył dokładnie grozę piekła dopiero wtedy dusza jego będzie mogła być wyzwolona. Dobra kobieta miała więcej pieniędzy niż oleju w głowie, przeto bez trudu pokonała opór zdumionych architektów. Jako wynik snu i pieniędzy wyrosło przy chodniku jednej z najwytworniejszych dzielnic miasta monstrum, jakiego wiat nie widział. Pełno tam rzeb alegorycznych, nieforemnych a straszliwych, pełno gzymsów i nie dokończonych wieżyczek, występów i fantastycznych wygibasów.Co kraj to obyczaj, a więc i w Rio swoistych obyczajów nie braknie. Na przykład w tramwajach biletów nie dajš. Pono przyczynš tego jest nadmierna wrażliwoć Brazylijczyka, który nie mógłby znieć kwitowania płaconych przez siebie pieniędzy. W rezultacie licznych a burzliwych protestów bilety zniesiono. Zamiast nich konduktor odbierajšc gotówkę pocišga za sznur od licznika, a ten wydzwania odpowiedniš cyfrę. Oczywicie, dla uproszczenia roboty, konduktor dzwoni hurtowo. Nieszczęliwy jest ten pasażer, co usiadł pod dzwonišcym zegarem. Jak odbywa się kontrola czynnoci konduktora, tego żaden z tubylców wytłumaczyć nie potrafi.W autobusach sprawa ma się trochę inaczej. Tu wsiadajšcy pasażer otrzymuje z ršk szofera ebonitowy kršżek, którego kolor odpowiada danemu odcinkowi jazdy. Przy wysiadaniu kršżek oddaje się z powrotem szoferowi, wrzucajšc jednoczenie do skarbonki pienišdze. Ta doć skomplikowana czynnoć znakomicie gimnastykuje umysł. W Brazylii nie wolno być roztrzepanym. Zanim się Europejczyk przyzwyczai, wysiada zazwyczaj zamylony z gotówkš w kieszeni i ebonitowym kršżkiem w ręku. Dopiero gdzie na trzecim skręcie ulicy łapie go zasapany szofer błagajšc o zwrot należnoci. Poza tym obliczanie kursów autobusowych jest fenomenalnie ciekawe. Oto jadšc, dajmy na to, z punktu A do B, możemy zapłacić trzykrotnie mniej, aniżeli wracajšc tš samš drogš z punktu B do A. Zależy to od numeru autobusu. Tak więc stały mieszkaniec Rio może żyć taniej od naiwnego turysty.Za dnia mało się widuje kobiet. Zjawiajš się one dopiero około godziny pištej po południu. Wychodzš już wtedy na ulice miasta stuprocentowo gotowe, czyli wymalowane i wygładzone jak lalki. Bez myli i bez wyrazu. Idš krokiem statecznym, pełnym gracji. Manekiny mody. Wbrew słońcu i upałowi. Wbrew zresztš opinii, jakš się o nich wysłuchuje na każdym niemal rogu. Wydajš się sztywne, bezduszne i nieczułe. Prócz własnego wyglšdu i... wystaw sklepowych nie interesuje ich zgoła nic. Patrzšc na pięknš twarz Brazylijki, niby na kolorowš reklamę pachnšcego mydła, mimo woli szuka się pod jej brodš jakowego sznurka, za którego pocišgnięciem umalowane wargi rozchyliłyby się wreszcie do żywszego umiechu. Kobieta brazylijska podczas ulicznego spaceru stanowi uosobienie cnoty. Jest to zapewne wpływ tradycji hiszpańsko-portugalskiego katolicyzmu.Towarzyskie życie Rio wydaje się natomiast znacznie uproszczone. Na przykład nie sš tu wcale potrzebne dzwonki domowe łatwiej i przyjemniej stanšć przed drzwiami lub oknem i klaskać w dłonie dopóty, dopóki zbudzony gospodarz się nie odezwie. Takie postępowanie ma tę dodatniš stronę, że po kilku już klanięciach we wszystkich okolicznych drzwiach i oknach zjawiajš się próżniaczo umiechnięte twarze i z pustej ciekawoci zaczynajš wypytywać, skšd przychodzisz i do kogo, wiele masz lat i co jadłe na obiad. Po paru wizytach w różnych dzielnicach miasta ma się już obszerne znajomoci. Idšc chodnikiem, kłaniasz się na wszystkie strony licznym serdecznym przyjaciołom.Chcšc wynajšć pokój można dać ogłoszenie w miejscowym Jornal do Brasil. Ale ogłoszenie kosztuje. Istnieje więc inna, lepsza i bezpłatna droga. Oto trzeba ić chodnikiem z głowš zadartš, pilnie zważajšc, co dzieje się w górze. Tam, na sznurkach wywieszonych z okien, fruwajš najprzeróżniejsze mieci: pudełka od papierosów, kawałki patyków, szmatki do podłogi... W ten sposób gospodarz mieszkania, bez opłacania podatku, informuje przechodniów, że ma co do wynajęcia, a co? wejd i spytaj.Kawa brazylijska nie zna konkurencji, toteż zyskała sobie zasłużonš popularnoć. W co trzecim domu (bez przesady) znajduje się kawiarnia. Organizacja obsługi doskonała. Można na siedzšco, można na stojšco, jak kto woli. Cena ustabilizowana w całym kraju i nie zależy od klasy lokalu. Czekać na kelnera nie trzeba kršży bez przerwy pomiędzy stolikami z dwoma imbrykami w ręku. Z płaceniem także nie ma kłopotu. Zostawia się na stole standardowš kwotę i wychodzi z kawiarni.Mieszkam w dzielnicy murzyńskiej. Co prawda nie w chatce z blaszanek, tylko w przyzwoitym domu bo i takie tu sš w dobrym punkcie, to znaczy nie za wysoko i nie za nisko, a przede wszystkim za przyzwoitš cenę. Otwarte drzwi mego mieszkania wychodzš na publiczne schody, stanowišce dla mnie nie byle jakš rozrywkę. Niby na ekranie egzotycznego filmu przesuwajš się tędy najprzeróżniejsze typy, ale uwagę mojš zawsze przycišga młoda Mulatka. Od dziecka widać nawykła do dwigania ciężarów, płynie bowiem po stromych schodach, z wiadrem pełnym wody na głowie, zupełnie bez wysiłku. Kołysze biodrami,...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]