Massie Robert - Romanowowie. Ostatni rozdział, E-book
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tytuł: "Romanowowie: ostatni rozdział"
autor: Robert K. Massie
tytuł orginału: "The Romanovs: The Final Chapter"
tytuł serii: "Tajemnice historii"
przekład: Monika i Tomasz Lem
tekst wklepał: dunder@kki.net.pl
- Warszawa : Wydawnictwo "Ambler sp. z o.o.", 1997.
- ISBN 83-7169-219-6
- Copyright O 1995 by Robert K. Massie
SPIS TREŚCI
CZĘŚĆ PIERWSZA: KOŚCI
1. Dwadzieścia trzy stopnie...str. 2
2. Zatwierdzone przez Moskwę...str. 7
3. Obym nic nie znalazł...str. 3
4. Postać jak z Gogola...str. 23
5. Sekretarz Baker...str. 30
6. Ciekawość śmierci...str. 33
7. Konferencja jekaterynburska...str. 43
8. Doktor Gill...str. 49
9. Doktor Maples kontra doktor Gill...str. 61
10. Jekaterynburg a jego przeszłość...str. 69
11. Śledczy Sołowiow...str. 72
12. Pochówek cara...str. 82
CZĘŚĆ DRUGA: ANNA ANDERSON
13. Oszuści...str. 86
14. Pretendentka...str. 97
15. Honor rodziny...str. 116
16. Bez podstaw prawnych...str. 127
17. Metoda tak dobra jak ludzie, którzy się nią posługują...str. 137 18. Najbystrzejsze z
dzieci...str. 145
CZĘŚĆ TRZECIA: OCALENI
19. Romanowowie na emigracji...str. 151
CZĘŚĆ CZWARTA: DOM IPATIEWA
20. Siedemdziesiąt osiem dni...str. 168
Podziękowania i bibliografia...str. 173
CZĘŚĆ PIERWSZA: KOŚCI
1. Dwadzieścia trzy stopnie
O północy Jakow Jurowski wszedł po schodach na piętro, aby obudzić rodzinę. W kieszeni
miał pistolet z siedmioma kulami w magazynku, pod płaszczem mausera o drewnianej rękojeści
i długiej lufie, z magazynkiem zawierającym dziesięć kul. Pukanie do drzwi obudziło doktora
Eugeniusza Botkina, który od szesnastu miesięcy przebywał z uwięzionymi Romanowami.
Doktor nie spał. Pisał list, który - jak się potem okazało - był ostatnim, jaki napisał do swoich
bliskich. - Z powodu sytuacji w mieście należy sprowadzić rodzinę do piwnicy - powiedział
cicho Jurowski. - Gdyby na ulicach wybuchła strzelanina, przebywanie w pokojach na piętrze
byłoby bardzo niebezpieczne. Botkin zdawał sobie sprawę z powagi sytuacji. Biała armia
wspierana tysiącem byłych czeskich jeńców wojennych zbliżała się do Jekaterynburga,
syberyjskiego miasteczka, w którym od siedemdziesięciu dni przetrzymywano carską rodzinę.
Już od kilku dni więźniowie słyszeli w oddali kanonadę artylerii, a nocą coraz częściej
rozlegały się strzały z rewolwerów. Ubieranie się trwało czterdzieści minut. Pięćdziesięcioletni
Mikołaj, były cesarz, i jego trzynastoletni syn Aleksy, były carewicz i następca tronu, włożyli
wojskowe koszule, spodnie, buty i furażerki. Czterdziestosześcioletnia Aleksandra, była
cesarzowa, oraz jej córki, dwudziestodwuletnia Olga, dwudziestojednoletnia Tatiana,
dziewiętnastoletnia Maria i siedemnastoletnia Anastazja ubrały się w suknie, lecz nie włożyły
kapeluszy ani szali. Jurowski zaprowadził wszystkich na dziedziniec. Tuż za nim szedł Mikołaj,
niosąc na rękach syna, który nie mógł chodzić o własnych siłach. Sparaliżowany Aleksy,
obciążony dziedzicznie hemofilią, był szczupłym, ale dobrze zbudowanym chłopcem, ważącym
nieco ponad trzydzieści sześć kilogramów; pomimo to car bez trudu zniósł go po schodach.
Mikołaj był co prawda tylko średniego wzrostu, lecz miał silne ramiona i wydatną klatkę
piersiową. Jako trzecia szła cesarzowa, wyższa od swojego męża, z trudnością stawiając kroki z
powodu ischiasu, który przed laty przykuł ją do łóżka i zmusił do korzystania z fotela na
kółkach. Za nią szły córki: dwie z nich trzymały niewielkie poduszki, a najmłodsza Anastazja
niosła na rękach swego spaniela, Jemmy'ego. Za córkami szedł doktor Botkin oraz trzy inne
osoby więzione wraz z rodziną: Trupp - lokaj Mikołaja, Demidowa - służąca Aleksandry i
Charitonow - kucharz. Demidowa także niosła poduszkę, w której, wszyta głęboko w pierze,
znajdowała się szkatułka z klejnotami. Demidowa miała strzec jej jak oka w głowie. Jurowski
nie dostrzegł niczego, co świadczyłoby o tym, że carska rodzina coś podejrzewa. - Obyło się
bez łez, szlochów i pytań - rzekł później. Z dziedzińca zaprowadził wszystkich do niewielkiej
narożnej piwnicy. Pomieszczenie było nieduże [3, 3 na 4 metry); nie było w nim żadnych
mebli. Miało tylko jedno zakratowane okno. Jurowski poprosił, aby zaczekali, lecz Aleksandra
widząc, że pokój jest pusty, powiedziała: - Co to ma znaczyć? Nie ma nawet krzeseł. Czy nie
możemy usiąść? Jurowski polecił, aby przyniesiono dwa krzesła. Jeden z jego ludzi, wysłany
po nie, rzekł do kolegi: - Następca tronu potrzebuje krzesła. . . Widocznie woli zginąć siedząc.
Przyniesiono krzesła. Na jednym usiadła Aleksandra, na drugim Mikołaj posadził Aleksego.
Córki jedną z poduszek dały matce, drugą podłożyły pod plecy bratu. - Proszę stanąć tutaj, tutaj
i tutaj. . . - mówiłJurowski. - O, właśnie tak, w rzędzie - ciągnął, rozstawiając wszystkich pod
ścianą. Wyjaśnił, że zamierza rodzinę sfotografować, ponieważ mieszkańcy Moskwy są
zaniepokojeni plotkami o ucieczce. Gdy skończył, jedenaścioro więźniów stało w dwóch
rzędach: na środku pierwszego stał Mikołaj, obok siedzącego na krześle syna; dalej, tuż przy
ścianie, siedziała Aleksandra, za którą stały córki. Pozostali znajdowali się za carem i
carewiczem. Jurowski, zadowolony, zawołał swoich ludzi. Jednak pośród jedenastu
uzbrojonych mężczyzn nie było człowieka z aparatem fotograficznym na statywie. Pięciu z
nich, podobnie jak Jurowski, było Rosjanami, a pozostałych sześciu Łotyszami (nieco
wcześniej dwóch z nich odmówiło strzelania do kobiet i Jurowski musiał znaleźć dla nich
zastępstwo). Gdy mężczyźni wcisnęli się za nim przez dwuskrzydłowe drzwi, Jurowski stanął
przed Mikołajem. Nie wyjmując prawej ręki z kieszeni, z lewej wyjął niewielki skrawek
papieru i przeczytał: - W obliczu faktu, że wasi krewni nie zaprzestali ataków na Rosję
Radziecką, egzekutywa Uralskiej Rady Robotniczej skazuje was na karę śmierci. Mikołaj
spojrzał na swoją rodzinę, odwrócił się doJurowskiego i spytał ze zdziwieniem: - Co. . . co. . . ?
Jurowski szybko powtórzył, wyjął z kieszeni broń i zastrzelił cara. W tej samej chwili zaczął
strzelać cały oddział. Wcześniej wszystkim udzielono instrukcji, kto kogo ma zastrzelić.
Celować należało tak, aby śmierć nastąpiła szybko i żeby obyło się bez znacznej ilości krwi. Z
pistoletów strzelało dwunastu mężczyzn, niektórzy przez ramię stojącym w pierwszym rzędzie;
toteż wielu z nich zostało częściowo ogłuszonych i doznało poparzeń. Cesarzowa i jej córka
Olga chciały się przeżegnać, ale nie dano im na to czasu. Siedząca na krześle Aleksandra
zginęła natychmiast, Olga została zabita kulą, która traFiła ją w głowę. Botkin, Trupp i
Charitonow zginęli równie szybko. Ale Aleksy, trzy młodsze siostry i Demidowa pozostali przy
życiu. Kule zdawały się odbijać od ich klatek piersiowych i jak grad sypały się po pokoju
rykoszetami. Ludzie Jurowskiego przerazili się i wpadając w histerię strzelali dalej. Niemal
niewidoczne z powodu dymu, Maria i Anastazja przywarły do ściany, osłaniając rękami głowy,
dopóki kule nie powaliły ich na ziemię. Aleksy leżąc na podłodze zasłonił się ramieniem, a
potem usiłował pochwycić ojca za koszulę. Jeden z oprawców ciężkim butem kopnął carewicza
w głowę. Aleksy jęknął. Jurowski podszedł do niego i oddał dwa strzały z mausera, celując
prosto w ucho chłopca. Demidowa przeżyła strzelaninę. Mężczyźni, zamiast ponownie
naładować pistolety, przynieśli z sąsiedniego pokoju karabiny i rzucili się na nią z bagnetami.
Krzycząc biegała tam i z powrotem wzdłuż ściany, usiłując osłonić się poduszką z klejnotami.
Poduszka wypadła jej z rąk, a ona pochwyciła bagnet, starając się go odepchnąć od klatki
piersiowej. Był tępy i przy pierwszej próbie nie przebił jej ciała. Gdy wreszcie upadła,
rozwścieczeni mordercy przekłuli jej ciało ponad trzydziestokrotnie. W pokoju, wypełnionym
dymem i wonią prochu, zapadła cisza. Krew była niemal wszędzie, jej strumyki zlewały się w
kałuże. Jurowski w pośpiechu obracał ciała, aby zmierzyć puls. Ciężarówka czekająca przed
frontowymi drzwiami już wkrótce powinna znaleźć się daleko za miastem - zbliżał się lipcowy
syberyjski świt. Prześcieradła zdarte z łóżek posłużyły do przeniesienia ciał; miały też zapobiec
powstawaniu dalszych plam krwi na podłodze i dziedzińcu. Ciało Mikołaja zaniesiono jako
pierwsze. Gdy jedną z córek kładziono na prześcieradle, dziewczyna jęknęła. Cała banda
rzuciła się na nią, kłując bagnetami i waląc na oślep kolbami karabinów. Gdy wszystkie ofiary
znalazły się już na ciężarówce, przykryte brezentem, ktoś zauważył małego pieska Anastazji z
głową zmiażdżoną kolbą karabinu. Jego też wrzucono na ciężarówkę. "Wykonanie zadania",
jak później Jurowski nazwał to morderstwo, włącznie z badaniem pulsu i ładowaniem zwłok na
ciężarówki, trwało dwadzieścia minut.
Na dwa dni przed egzekucją Jurowski wraz z Piotrem Jermakowem, miejscowym przywódcą
bolszewików, wybrali się do lasu, aby znaleźć odpowiednie miejsce na pochowanie ciał. Około
dwudziestu kilometrów na północ od Jekaterynburga, w podmokłej okolicy obfitującej w
bagna, torfowiska i opuszczone szyby kopalni, znajdowało się Uroczysko Czterech Braci,
nazwane tak z powodu rosnących tam niegdyś czterech sosen. Pośród pni starych sosen i brzóz
znajdowały się szyby, jedne głębsze, inne płytsze, z których dawniej wydobywano węgiel i torf.
Teraz były opuszczone, a niektóre z nich z czasem wypełniły się wodą i zamieniły w niewielkie
jeziorka. Największym z nich był szyb Ganina (nazwa pochodziła od nazwiska chłopa, który
jako pierwszy znalazł w tym miejscu pokłady węgla). W pobliżu znajdowały się też inne,
węższe, choć głębsze szyby. Tutaj właśnie Jurowski postanowił przywieźć ciała. Byli już
głęboko w lesie. Ciężarówka podskakiwała na podmokłej, nierównej drodze. Nagle z
naprzeciwka nadjechali jacyś mężczyźni, niektórzy konno, inni na chłopskich furmankach.
Większość z nich była pijana. Było ich dwudziestu pięciu. Okazało się, że pracują w
miejscowej fabryce; niektórzy należeli do Uralskiej Rady Robotniczej, a towarzysz Jermakow
zdradził im, iż właśnie tą drogą jechać będzie carska rodzina. Ale mężczyźni spodziewali się,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]