Martin George R. R. - 4. Krew i złoto, Ebooki - porządki w trakcie, Fantastyka, Pieśni Lodu i Ognia

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
George R. R. Martin
Nawałnica mieczy
Krew i złoto
A Storm of Swords vol. II:
Blood and Gold
Tłumaczył: Michał Jakuszewski
Wydanie oryginalne: 2000
Wydanie polskie: 2002
Jaime
Choć gorączka uparcie się utrzymywała, kikut goił się czysto i Qyburn powiedział, że reszcie
jego kończyny nic już nie grozi. Jaime pragnął jak najszybciej ruszyć w drogę, zostawić za sobą
Harrenhal, Krwawych Komediantów i Brienne z Tarthu. W Czerwonej Twierdzy czekała na niego
prawdziwa kobieta.
– Wysyłam z tobą Qyburna, by zapewnił ci opiekę po drodze do Królewskiej Przystani –
oznajmił Roose Bolton rankiem tego dnia, gdy odjeżdżali. – On gorąco liczy na to, że twój ojciec na
znak wdzięczności zmusi Cytadelę, by oddała mu łańcuch.
– Wszyscy na coś gorąco liczymy. Jeśli sprawi, by odrosła mi ręka, mój ojciec zrobi go wielkim
maesterem.
Eskortą Jaime’a dowodził Walton Nagolennik, prostolinijny, małomówny, brutalny mężczyzna,
który w głębi duszy był prostym żołnierzem. Jaime całe życie służył z takimi jak on. Ludzie w
rodzaju Waltona zabijali na rozkaz swego lorda, gwałcili, gdy bitwa rozgrzała im krew, i plądrowali,
kiedy tylko zdarzyła się okazja, lecz po wojnie wracali do domów, zamieniali włócznie na motyki,
żenili się z córkami sąsiadów i dorabiali się czeredki rozwrzeszczanych dzieciaków. Wykonywali
rozkazy bez dyskusji, lecz głębokie, złośliwe okrucieństwo Dzielnych Kompanionów nie leżało w
ich naturze.
Obie grupy opuściły Harrenhal tego samego ranka, gdy zimne, szare niebo zapowiadało deszcz.
Ser Aenys Frey wymaszerował trzy dni wcześniej. Ruszył na północny wschód, w kierunku
królewskiego traktu. Bolton zamierzał podążyć w jego ślady.
– Trident wystąpił z brzegów – oznajmił Jaime’owi. – Nawet przy rubinowym brodzie trudno
będzie się przez niego przeprawić. Czy przekażesz moje najserdeczniejsze pozdrowienia twojemu
ojcu?
– Pod warunkiem, że ty przekażesz moje Robbowi Starkowi.
– Nie omieszkam tego uczynić.
Niektórzy z Dzielnych Kompanionów zebrali się na dziedzińcu, by popatrzeć na ich odjazd.
Jaime podjechał do nich kłusem.
– Zollo. Jak to miło, że przyszedłeś mnie pożegnać. Pyg, Timeon, będzie wam mnie brak? Nie
przygotowałeś na tę okazję żadnego żartu, Shagwell? Czegoś, co poprawiłoby mi humor po drodze?
A ty, Rorge, przyszedłeś mnie pocałować na do widzenia?
– Odpierdol się, kaleko – rzucił Rorge.
– Jeśli nalegasz. Możesz być jednak pewien, że wrócę. Lannister zawsze płaci swe długi.
Jaime zawrócił konia i podjechał do Waltona Nagolennika oraz jego dwustu ludzi.
Lord Bolton ubrał go jak rycerza, ignorując brak dłoni, który czynił z wojennego rynsztunku
niesmaczny żart. Jaime miał za pasem miecz i sztylet, u jego siodła wisiały hełm i tarcza, a pod
ciemnobrązową opończę założył kolczugę. Nie był jednak taki głupi, by obnosić się z tarczą
ozdobioną lwem Lannisterów albo z czysto białą, do której miał prawo jako zaprzysiężony brat
Gwardii Królewskiej. Znalazł w zbrojowni starą tarczę, spękaną i poobtłukiwaną. Choć farba z niej
obłaziła, można jeszcze było rozpoznać wielkiego czarnego nietoperza rodu Lothstonów na
srebrno-złotym polu. Lothstonowie władali Harrenhal przed Whentami i byli w swoim czasie
potężną rodziną, lecz dawno już wymarli, nikt więc nie mógł mu zabronić używać ich herbu. Nie
będzie niczyim kuzynem, niczyim wrogiem, niczyim zaprzysiężonym człowiekiem... krótko
mówiąc, będzie nikim.
Opuścili Harrenhal przez mniejszą, wschodnią bramę i po sześciu milach rozstali się z
Roose’em Boltonem i jego zastępem, skręcając na południe, by przez pewien czas podążać
brzegiem jeziora. Walton chciał tak długo, jak to tylko będzie możliwe, unikać królewskiego traktu,
wybierając wiejskie dróżki i wydeptane przez zwierzynę ścieżki w pobliżu Oka Boga.
– Królewskim traktem jechalibyśmy szybciej.
Jaime pragnął jak najprędzej wrócić do Cersei. Jeśli się pośpieszą, może nawet zdążą na ślub
Joffreya.
– Nie chcę żadnych kłopotów – odparł Nagolennik. – Bogowie wiedzą, kogo możemy spotkać
na trakcie.
– Z pewnością nie musisz się nikogo bać? Masz dwustu ludzi.
– To prawda. Ale inni mogą mieć więcej. Jego lordowska mość rozkazał oddać cię bezpiecznie
twemu panu ojcu i właśnie to zamierzam uczynić.
Jechałem już tędy –
pomyślał Jaime kilka mil dalej, gdy mijali stojący nad jeziorem opuszczony
młyn. Chwasty zarosły miejsce, w którym ongiś córka młynarza uśmiechnęła się do niego
nieśmiało, a sam młynarz zawołał: „Na turniej w tamtą stronę, ser”.
Jakbym
o tym nie wiedział.
Aerys zrobił z jego inwestytury wielkie widowisko. Jaime wypowiedział słowa przysięgi przed
królewskim namiotem, na oczach połowy królestwa klęknął na zielonej trawie obleczony w białą
zbroję. Gdy ser Gerold Hightower pomógł mu wstać i zarzucił na jego ramiona biały płaszcz,
rozległ się ryk, który Jaime pamiętał jeszcze po tylu latach. Tej samej nocy Aerys zmienił jednak
nutę i oznajmił mu, że nie potrzebuje w Harrenhal aż siedmiu rycerzy Gwardii Królewskiej.
Rozkazał Jaime’owi wrócić do Królewskiej Przystani, gdzie miał strzec królowej i małego księcia
Viserysa. Nawet gdy Biały Byk zaproponował, że on podejmie się tego obowiązku, żeby Jaime
mógł wziąć udział w turnieju lorda Whenta, Aerys odmówił.
– Nie zdobędzie tu chwały – oznajmił. – Należy teraz do mnie, nie do Tywina. Będzie mi służył
tak, jak uznam to za stosowne. Ja jestem królem i wydaję rozkazy, a on będzie ich słuchał.
Wtedy po raz pierwszy Jaime zrozumiał, że białego płaszcza nie zawdzięcza biegłości we
władaniu mieczem i kopią ani bohaterskim czynom, których dokonał w walce z Bractwem z
Królewskiego Lasu. Aerys wybrał go na złość jego ojcu. Chciał pozbawić lorda Tywina dziedzica.
Nawet po tylu latach ta myśl wciąż była dla niego gorzka. A owego dnia, gdy zmierzał na
południe w nowym białym płaszczu, by strzec pustego zamku, niemal nie mógł się z nią pogodzić.
Gdyby mógł, zdarłby z siebie ten płaszcz, było już jednak za późno. Wypowiedział przysięgę na
oczach połowy królestwa, a w Gwardii Królewskiej służyło się dożywotnio.
Dogonił go Qyburn.
– Dokucza ci ręka?
– Dokucza mi brak ręki.
Najgorsze były poranki. W snach Jaime był cały. Co dzień o świcie leżał pogrążony w półśnie i
poruszał palcami dłoni.
To był koszmar –
szeptała jakaś część jego jaźni, nadal nie chcąc uwierzyć
w to, co się stało.
Tylko koszmar.
Potem jednak otwierał oczy.
– Jak rozumiem, ktoś cię w nocy odwiedził – ciągnął Qyburn. – Mam nadzieję, że dobrze się
zabawiłeś?
Jaime obrzucił go chłodnym spojrzeniem.
– Nie powiedziała, kto ją przysłał.
Maester uśmiechnął się skromnie.
– Gorączka już ci prawie minęła i pomyślałem, że dobrze by było, żebyś się trochę rozruszał.
Pia jest bardzo zręczna, nieprawdaż? I taka... chętna.
To z pewnością była prawda. Wśliznęła się do sypialni i wyśliznęła z ubrania tak szybko, że
Jaime’owi zdawało się, iż nadal śni.
Obudził się dopiero wtedy, gdy wsunęła się pod koc i położyła jego jedyną dłoń na swej piersi.
Do tego była ładniutka.
– Kiedy przyjechałeś na turniej lorda Whenta i król dał ci ten płaszcz, byłam jeszcze małą
dziewczynką – wyznała. – Byłeś taki przystojny, cały w bieli, i wszyscy powtarzali, że jesteś bardzo
dzielnym rycerzem. Czasami, kiedy jestem z jakimś mężczyzną, zamykam oczy i wyobrażam sobie,
że to ty leżysz na mnie, z twoją gładką skórą i złotymi lokami. Ale nigdy nie myślałam, że
naprawdę będę cię miała.
Po tym wszystkim niełatwo mu było ją odesłać, Jaime uczynił to jednak.
Mam już kobietę –
powiedział sobie.
– Czy przysyłasz dziewczyny wszystkim, którym przystawiasz pijawki? – zapytał Qyburna.
– Częściej lord Vargo przysyła je mnie. Chce, żebym je zbadał, zanim... wystarczy, jak powiem,
że kiedyś kochał nierozsądnie i nie chce, żeby to się powtórzyło. Nie obawiaj się. Pia jest zdrowa.
Tak samo jak ta twoja dziewica z Tarthu.
Jaime przeszył go ostrym spojrzeniem.
– Brienne?
– Tak. To silna dziewczyna. I jej dziewictwo nadal jest nienaruszone. A przynajmniej było
ostatniej nocy.
Qyburn zachichotał.
– Kazał ci ją zbadać?
– Oczywiście. Jest... jakby to powiedzieć... wybredny.
– Czy chodziło o okup? – zapytał Jaime. – Czy jej ojciec zażądał dowodu, że nadal jest
dziewicą?
– Nic nie słyszałeś? – Qybum wzruszył ramionami. – Przyleciał ptak od lorda Selwyna. Z
odpowiedzią na list, który do niego wysłałem. Gwiazda Wieczorna oferuje trzysta smoków za
bezpieczny powrót swej córki. Mówiłem lordowi Vargo, że na Tarthu nie ma szafirów, ale on nie
chciał mnie słuchać. Jest przekonany, że Gwiazda Wieczorna próbuje go oszukać.
– Trzysta smoków to godziwy okup za rycerza. Kozioł powinien wziąć to, co mu dają.
– Kozioł jest lordem Harrenhal, a lord Harrenhal się nie targuje.
Jaime’a poirytowała ta wiadomość, choć pewnie powinien się tego spodziewać.
Kłamstwo
uratowało cię na krótką chwilę, dziewko. Ciesz się choć z tego.
– Jeśli jej dziewictwo jest równie twarde jak cała reszta, kozioł połamie sobie kutasa –
zażartował. Doszedł do wniosku, że Brienne jest wystarczająco silna, by przeżyć kilka gwałtów,
choć jeśli będzie się opierała zbyt mocno, Vargo Hoat może przejść do obcinania dłoni i stóp.
A
jeśli nawet, to co mnie to obchodzi? Gdyby dała mi miecz mojego kuzyna, zamiast się wygłupiać,
mógłbym nadal mieć rękę.
Sam omal nie uciął jej nogi tym pierwszym ciosem, potem jednak
otrzymał od niej więcej, niż się spodziewał.
Hoat może nie wiedzieć, że jest nienaturalnie silna.
Lepiej niech uważa, bo inaczej skręci mu ten chudy kark. Czy to nie byłoby słodkie?
Jaime’a zmęczyło już towarzystwo Qyburna, ruszył więc kłusem na przód kolumny. Przed
Nagolennikiem jechał niski, pękaty człowiek z północy o imieniu Nage, który niósł sztandar
pokoju, tęczową flagę o siedmiu długich proporcach, osadzoną na drzewcu ukoronowanym
siedmioramienną gwiazdą.
– Czy na północy nie powinniście używać innego sztandaru pokoju? – zapytał Nagolennika. –
Czym jest dla was Siedmiu?
– Bogami południowców – odparł Walton – a to południowców musimy prosić o pokój, by
dostarczyć cię bezpiecznie do twego ojca.
Do mojego ojca.
Jaime zastanawiał się, czy lord Tywin dostał już od kozła list z żądaniem
okupu, z gnijącą ręką albo bez niej.
Ile wart jest szermierz bez ręki? Połowę złota Casterly Rock?
Trzysta smoków? Czy nic?
Jego ojciec nigdy nie ulegał sentymentom. Ojciec Tywina Lannistera,
lord Tytos, uwięził kiedyś nieposłusznego chorążego, lorda Tarbecka. Straszliwa lady Tarbeck
wzięła w odpowiedzi do niewoli trzech Lannisterów, w tym również młodego Stafforda, którego
siostra była narzeczoną Tywina.
Odeślij mi mojego pana i ukochanego, bo inaczej ci trzej
odpowiedzą za krzywdę, która mu się stanie –
napisała w liście do Casterly Rock. Młody Tywin
zasugerował, by ojciec odesłał jej lorda Tarbecka w trzech kawałkach, lord Tytos był jednak
łagodniejszym rodzajem lwa i w ten sposób lady Tarbeck zdobyła dla swego tępogłowego męża
jeszcze kilka lat życia, a Stafford ożenił się, dochował dzieci i dokonał głupiego żywota dopiero
pod Oxcross. Tywin Lannister żył jednak dalej, wieczny jak Casterly Rock.
A teraz, oprócz syna
karła, masz również syna kalekę, panie. Ależ się wściekniesz...
Droga wiodła przez spaloną wioskę. Odkąd puszczono ją z dymem, minął co najmniej rok.
Wszystkie chaty były osmalone i pozbawione dachów, lecz zielsko na okolicznych polach sięgało
już pasa. Nagolennik zarządził postój, by napoić konie.
To miejsce też znam –
pomyślał Jaime,
czekając przy studni. Była tu ongiś mała gospoda, po której został tylko komin i kilka kamieni
fundamentów. Wstąpił tu na kufel
ale
i ciemnooka dziewka służebna dała mu sera i jabłek, a
oberżysta nie chciał przyjąć od niego pieniędzy.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl