MARIA, EBooki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Autor: ANTONI MALCZEWSKITytul: MARIA. POWIE�� UKRAI�SKATekst oparto na edycji:A. Malczewski, Maria. Powie�� ukrai�ska.Opracowa� R. Przybylski, Warszawa 1976zachowane zosta�y wszystkie osobliwo�ci j�zykowe,poprawiono natomiast kilka ewidentnych b��d�w literowych.+DEDYKACJADO JA�NIE WIELMO�NEGOJULIANA NIEMCEWICZADawno ju� nie doznana pociecha o�ywia serce moje w chwili, w kt�rej mi wolno,przypisuj�c JW Panu t� powie��, publicznie wyrazi� uwielbienie dla Jegocharakteru i tej niezmordowanej �yciem �wietnej wyobra�ni a pe�nej wdzi�k�werudycji, jakich nie przestajecie u�ywa� na wzbogacenie literatury polskie) wcoraz nowe i tak szacowne dzie�a. Nie dziw, �e mnie to bardzo podchlebia, i�mi pozwalacie ozdobi� karty moje Waszym imieniem, kiedy dusza ka�dego rodakalubi si� karmi� s�odycz� Waszego pi�ra i nie tylko m�j umys� rad si� przegl�daw biegu czystym i u�ytecznym Waszego �ycia; wi�cej powiem - i nikt mnie oprzesad� nie oskar�y - imi� Wasze jest dla m�odych Polak�w noszonym przy sercuzabytkiem, bo�my si� o Waszej s�awie jeszcze od naszych ojc�w dowiedzieli, aWy czarownym sposobem przypominacie si� ci�gle naszej wdzi�czno�ci. Nieznajdziecie w moich wierszach tego powabu, kt�ry swoim nadawa� umiecie; t�sknei jednostajne jak nasze pola i jak m�j umys�, ciemn� tylko farb� zakry�l� Wamnie wyko�czone obrazy: ale je�li ten ho�d s�aby oddany Waszej zas�udze wznieciw Was jakie mi�e uczucie, ju� ja wtedy hojnie zap�acony b�d� za moje pos�pnemalowid�o, kiedy si� cho� chwil� zastanowicie, jak to ziomkowie wysoko ceni�umiej� Wasze przymioty i prace.Janie Wielmo�nego WPananajni�szy s�ugaMalczeski+PIE�� PIERWSZAWszystko si� dziwnie plecieNa tym tu biednym �wiecie:A kto by chcia� rozumem wszystkiego dochodzi�,I zginie, a nie b�dzie umia� w to ugodzi�.Jan Kochanowski.IEj! Ty na szybkim koniu gdzie p�dzisz, kozacze?.Czy zaoczy� zaj�ca, co na stepie skacze?Czy rozigrawszy my�li, chcesz u�y� swobodyI z wiatrem ukrai�skim pu�ci� si� w zawody?Lub mo�e do swej lubej, co czeka w�rz�d niwy,Nuc�c �a�o�n� dumk� lecisz niecierpliwy?Bo i czapk� nasun��, i rozpu�ci� wodze,A d�ugi tuman kurzu ci�gnie si� na drodze.Zapa� jaki� roz�arza twojej twarzy �niado��I jak �wiate�ko w polu b�yszczy na niej rado��,Gdy ko�, co jak ty, dziki, lecz pos�uszny, �yje,Porze szumi�cy wicher wyci�gn�wszy szyj�.Umykaj, Czarnomorcu , z sw� ma�� skrzypi�c�,Bo ci synowie stepu twoj� s�l roztr�c�.A ty, czarna ptaszyno, co ka�dego witaszI kr��ysz, i zagl�dasz, i o co� si� pytasz,Spiesz si� sw� tajemnic� odkry� kozakowi -Nim sko�czysz twoje ko�o, oni uj�� gotowi.IIP�dz� - a w�rz�d promieni zni�onego s�o�ca,Podobni do jakiego od Niebian�w go�ca -I d�ugo, i daleko, s�ycha� kopyt brzmienie:Bo na obszernych polach rozleg�e milczenie;Ani weso�ej szlachty, ni rycerstwa g�osy,Tylko wiatr szumi smutnie uginaj�c k�osy;Tylko z mogi� westchnienia i tych j�k spod trawy,(Co �pi� na zwi�d�ych wie�cach swojej starej s�awy.Dzika muzyka - dziksze jeszcze do niej s�owa,Kt�re Duch dawnej Polski potomno�ci chowa -A gdy ca�y ich zaszczyt krzaczek polnej r�y,Ah! Czyje� serce, czyje, w �alu si� nie nu�y?IIIMin�� ju� kozak bezdni� i g��bokie jary,Gdzie si� lubi� ukrywa� wilki i Tatary;Przylecia� do figury (co jej wzgorek znany,Bo pod ni� ju� od dawna upior pochowany),Uchyli� przed ni� czapki, �egna� si� trzy razyI jak wiatr �wisn�� stepem z pilnymi rozkazy.I ko� rzeski, �adnym si� urokiem nie miesza,Tylko parschn�� i wierzgn��, i dalej po�piesza.Ciemny Boh po granitach srebrne szarfy snuje,A �mia�y wierny kozak my�l pana zgaduje -Szumi m�yn na odnodze i wr�g w �ozie szumi,A �wawy wierny konik kozaka rozumi -I przez kwieciste ��ki, przez ostre bodiakiL�ej si� nie przesuwaj� pierszchliwe sumaki ;I jak strza�a schylony na wysokiej kuli ,Czai si� zwinny kozak, do konia si� tuli;I przez puste bezdro�a kr�l pustyni rusza -A step - ko� - kozak - ciemno�� - jedna dzika dusza.O! kt� mu tam przynajmniej pohula� zabroni?Zgin�� - w rodzinnym stepie nicht go nie dogoni.IVRuszaj, ruszaj, kozacze - po�piech nakazany;W starym wynios�ym zamku niema�e odmiany:Pan Wojewoda, z synem od dawna w rozprawie ,D�ugo teraz rozmawia� - i bardzo �askawie;A jednak - �ywe by�y urazy i zwady,Zatruta serc pociecha, zniszczone uk�ady,I �zy czu�ej rozpaczy i pychy zapa�uP�yn�y - cz�sto gorszko - ale bez podzia�u .Ju� inaczej w tym zamku - znik�y niesmak, �a�o��,Ja�nieje przepych pa�ski, naddziad�w wspania�o��;Ju� w�rz�d licznego dworzan i s�u�by orszaku,Grona pazi�w, rycerzy domowego znaku ,W okaza�e komnaty (d�ugo nie widziany)Zeszed� Pan Wojewoda bogato przybrany;A gdy ka�dy to szcz�cie usi�owa� g�osi� -Zdawa� si� wi�cej synem ni� chlub� unosi�.W spokojnych jego rysach trudno pozna� znami�G��bokich wewn�trz uczu�; tylko dzielne rami� -�wietna mowa, dla ludzi - imi� znakomite -Co w sobie, to na zawsze dla wszystkich ukryte;Lecz teraz, czy z potrzeby, czy w nag�ym wzruszeniu,W pieszczotach dawa� ulg� d�ugiemu cierpieniu;I gdy w cicho�ci z synem jak�� spraw� wa�y,Widocznie - u�miech igra� na powa�nej twarzy;A w oczach si� mign�a szybka, dzika rado��,Jak kiedy d�ugim ch�ciom ju� si� staje zado��,Jak gdy w trudz�cym biegu i my�li uciskuSpocznie kto ju� na chwil� - cho�by na mrowisku.Spocznie? - oh! mo�e tylko czo�o pa�aj�cePo�o�y, gdzie go ��de� czekaj� tysi�ce.VDo p�nej nocy w zamku zgie�k i t�tent trwa�y;Do p�nej nocy tr�by i wiwaty grzmia�y:Jeszcze stuk chodu s�ycha� - lub ci�kie westchnienia,W przerwanym t�potaniu, wracaj� sklepienia.Nicht tam nie zawo�any wnij�� si� nie powa�y -Dawny wr�ci� obyczaj, wspania�a ochota,D�ugie si� sto�y �klni�y od srebra i z�ota;I loch pa�ski jak serce zdawa� si� otwarty -A stary w�grzyn p�odzi� nie bez duszy �arty;I godz�c huczne tony z weso�ym ha�asem,Muzyka z sw� melodi� przebi�a si� czasem.Do p�nej nocy twarze - ostre - malowane -Przodk�w, w d�ugim szeregu zebranych na �cian�,Zda�y si� iskrzy� nieraz martwymi oczamiI �mia� si� do pij�cych, i rusza� w�sami.VIW ustach mieszka weso�o�� - w oczach my�l zgadnienia -W g��bi to, w g��bi serca, robak przewinienia;A gdy jaka uciecha razem ludzi zbierze,I Pycha, i Pochlebstwo �miej� si� - nieszczerze.Mo�e tak w dawnym zamku, bo w rzni�te podwojeJu� Noc zaprowadzi�a ciemne rz�dy swoje;Ju� ucichli surmacze , Sen Szcz�cie os�aniaI puszczyk z wie�y zacz�� grobowe wo�ania;A jeszcze - w bocznym skrzydle obszernej budowy,Gdzie dzielny Wojewoda wzrok orli, surowyPomarszczon� powiek� w ustroniu przyciska,Jak w jaszczur kryj� kamie� , kt�rym duma b�yska -Tam jego my�l ukryta samotnie si� �arzy -Tam mo�e brn�� ju� w rozpacz, w niezwyk�ej niemocy,Depce burzliwym krokiem po ciemno�ciach nocy,Jak by w jej czarnym tchnieniu chcia� gdzie� znale�� r�k�Krwawej, zgubnej przyja�ni - lub zgasi� sw� m�k�!I gdy z gor�cych oczu Sen trwo�ny odlata,I gdy mu duszn� by�a wysoka komnata,Otworzy� w�skie okno - patrza� czas niejakiNa swoje liczne hufce, rozwini�te znaki,Co si� do nakazanej zbiera�y wyprawy;S�ucha� budz�cej tr�by i wojennej wrzawy:Prychaj� r�cze konie, brz�cz� w ruchu zbroje,Szumi� skrzyd�a husarzy, chc� lecie� na boje.Dla nich wstaj�ce s�o�ce w r�owej po�cieliBlaskiem z�otych warkoczy widokres weseliI wznosz�c �wietne czo�o, najpierwszym spojrzeniemW l�ni�cej stali swe wdzi�ki postrzega z zdziwieniem;Dla nich pachn�cy wietrzyk, co sw�j oddech �wie�yDmucha na w�osy dziewic i pi�ra rycerzy;Dla nich gwar ma�ych ptasz�t, w �ywej s�odkiej nucie,Co z mokrych ros� dziobk�w wyrywa uczucie:Nie dla niego - on nie chcia� na widoku zosta� -W nikn�cych cieniach zamku zanurzy� sw� posta�,Jak te strasz�ce mary, kt�re boja�� naszaWidzi w bezsennej nocy - poranek rozprasza.VIIDano znak - wrzas�y tr�by - szcz�kn�y podkowy -M�nego towarzysza wierny szeregowyJak cie� nie odst�puje; i szybkim obrotemW ciasn� gotyck� bram� sun� si� z �oskotem.Zagrzmia�a d�ugim echem do sklepienia drz�ca -A� �agodniejsz� ziemi� l�ej kopyto tr�ca;I ciszej, ciszej brz�cz�c - ju� s�abo - z daleka -G�uchy dochodzi odg�os i coraz ucieka.Dopiero to na polu - gdzie ogromne ko�oWytoczy�o ju� s�o�ce - bujaj� weso�o;I pstrym swoim proporcem, nim s�awy dost�pi�,W �ywych strumieniach �wiat�a jak or�y si� k�pi�;Tysi�ce pi�r, kamieni, w blask, w farby si� stroi;Tysi�ce drobnych t�czy odbija si� w zbroi;A na ich bystrych oczach siedzia�o Zwyci�stwo,A na ich serc opoce kwit�y wierno��, m�stwo,A na czele tych szyk�w wynios�y m�odzieniec.Lecz kto� on? Jaki� chwa�y czy szcz�cia rumieniecLniane chc� cieni� w�osy? Oh! milszy sto razyNi� r�owe porankiem natury obrazyI s�odszy, i ja�niejszy od chwa�y po�yskuTen blask - co w jego serca �ywi si� ognisku -Ten u�miech- w kt�rym mo�e cho� cz�� zachwycenia,Z jakim wybrani s�ysz� Cherubin�w pienia.Na lotnym jecia� koniu -i nad jar�w brzegiPoprowadzi� w porz�dku milcz�ce szeregi;Znikli w zaros�� przepa�� - a� kr���c parowy,Jeszcze raz �wietne z krzak�w ukazali g�owy;Jaki� na wzg�rku rozkaz m�odzieniec da� znakiem -I poszli, poszli drog� za �wawym kozakiem,Kt�rego lekkie �lady od kopyt bez staliWietrzyk z Ros�, jak dzieci, piaskiem przysypali.VIIII ciche, puste pola - znikli ju� rycerze,A jak by sercu brakli, �al za nimi bierze.W��czy si� wzrok w przestrzeni, lecz gdzie tylko zajdzie,Ni ruchu nie napotka, ni spocz�� nie znajdzie.Na rozci�gni�te niwy...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]