Mala Apokalipsa, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Tadeusz KonwickiMa�a apokalipsaOto nadchodzi koniec �wiata. Oto nadci�ga, zbli�a si� czy raczej przype�za m�j w�asny koniec �wiata. Koniec mego osobistego �wiata. Ale zanim m�j wszech�wiat rozpadnie si� w gruzy, rozsypie na atomy, eksploduje w pr�ni�, czeka mnie jeszcze ostatni kilometr mojej Golgoty, ostatnie okr��enie w tym maratonie, ostatnich kilka szczebli w d� albo w g�r� po drabinie bezsensu.Zbudzi�em si� o tej mrocznej godzinie, kt�ra zaczyna beznadziejny dzie� jesienny. Le�� i patrz� w okno pe�ne chmur, a w�a�ciwie pe�ne jednej chmury, jak sczernia�a ze staro�ci tapeta. To jest godzina podliczania kasy �yciowej, godzina codziennego obrachunku. Kiedy� ludzie podsumowywali si� o p�nocy, przed ci�kim za�ni�ciem, teraz bij� si� w piersi nad ranem, obudzeni �oskotem zdychaj�cego serca.Obok, w szafce, le�y czysty papier. Nitrogliceryna wsp�czesnego literata, proszek narkotyczny obola�ego indywiduum. Mo�na zanurzy� si� w p�ytk�, bia�� czelu�� stronicy, schowa� si� przed sob� i przed prywatnym wszech�wiatem, kt�ry ju� nied�ugo eksploduje i scze�nie. Mo�na t� biel bezbronn� zbruka� z�� krwi�, w�ciek�ym jadem, cuchn�c� flegm� - a tego nikt nie lubi, nawet sam autor. Mo�na na t� biel bezmy�ln� wys�czy� s�odycz sztucznej zgody, ambrozj� fa�szywej otuchy, ckliwy syrop pochlebstwa - a to wszyscy lubi�, nawet sam autor.W kt�r� stron� skr�ci� na tym ostatnim okr��eniu? W gorzkie lewo czy w s�odkie prawo? Za oknem ta sama chmura albo kolektyw ujednoliconych chmur. Przelecia� po zardzewia�ym parapecie deszcz na d�ugich, cienkich nogach. Co� tam kiedy� by�o. Gwa�towny ruch kszta�t�w, barw, okruch�w emocji. Moje �ycie albo cudze. Najpewniej jakie� wymy�lone. Ulepiec z lektur, niespe�nie�, starych film�w, nie doko�czonych roje�, zas�yszanych legend, nie wy�nionych sn�w. Moje �ycie. Kotlet z bia�ka i kosmicznego py�u.W tej chmurze albo w tych kilku scalonych chmurach jesiennych nurza si� Pa�ac Kultury, kt�ry kiedy�, za m�odu, by� Pa�acem Kultury i Nauki imienia J�zefa Stalina. Ogromna, szpiczasta budowla budzi�a strach, nienawi��, magiczn� zgroz�. Pomnik pychy, statua nie-wolno�ci, kamienny tort przestrogi. A teraz to tylko wielki barak, postawiony na sztorc. Z�ar�y przez grzyb i ple�� stary szalet zapomniany na �rodkowoeuropejskim rozdro�u.Mruga do mnie kilkoma w�t�ymi p�omyczkami okienek. Kokietuje z oble�n� poufa�o�ci�. A kto mnie postawi� na sztorc? Mnie po�o�ono na boku. Od�o�ono na bok. Le�� na lewym boku i s�ucham swego serca, kt�rego nie s�ycha�. I my�l� o tym w�t�ym �a�cuszku reakcji chemicznych, kt�ry powoduje, �e unosz� powiek�, �e burczy mi w �o��dku, �e marszczy si� sk�ra na czole, �e skwierczy st�umionym b�lem ordynarny p�cherz, �e w g�owie albo poza g�ow� odbywa si� ruch s��w, wyobra�e�, kt�re nazywamy my�lami, �e pojawia si� ob�ok fal, kt�ry jest t�sknot� albo spazmem nienawi�ci, �e wystrzeliwuje si� w przestrze� kosmiczn� pocisk l�ku przed wiecznym nieznanym albo nab�j rozkoszy poznania okruchu prawdy. U wielu moich przyjaci� p�k� nagle jednego dnia ten �a�cuszek reakcji chemicznych i nie wiem, gdzie oni teraz s�, czy pokutuj� przy gar�ci fosforu wietrzej�cej w ziemi cmentarnej, czy oddalaj� si� w konwulsjach drga� w�a�ciwych falom, czy p�dz�6w g��b niesko�czono�ci i odbij� si� od czarnej �ciany ko�ca tej niesko�czono�ci, i wr�c� tu, gdzie mnie ju� nie b�dzie.W domu s�ycha� pierwsze odg�osy �ycia. Ta wielka lokomobila w postaci czynszowej kamienicy rusza powoli w codzienno��. Wi�c i ja si�gam po pierwszego papierosa. Najsmaczniejszy jest ten papieros przed �niadaniem. Skraca �ycie. Od wielu lat mozolnie skracam sobie �ycie. I wszyscy ukradkiem skracaj� swoj� egzystencj�. Co� w tym musi by�. Jaki� wy�szy nakaz albo mo�e prawo natury przeludnionego globu.Lubi� ten mglisty zawr�t g�owy po mocnym zaci�gni�ciu si� gorzkim dymem. Chcia�bym si� godnie po�egna� ze �wiatem. Bo ja od dziecka rozstaj� si� z �yciem i nie mog� rozsta�. Marudz� na przejazdach kolejowych, chodz� pod �cianami, gdzie spadaj� dach�wki, upijam si� do utraty przytomno�ci, napastuj� chuligan�w. I tak zbli�am si� ju� do mety. Jestem na finiszowym odcinku. Chcia�bym jako� po�egna� si� � wami. Pragn� zawy� nieludzkim g�osem, �eby mnie us�yszano w najdalszym zak�tku planety, a mo�e nawet w s�siednich gwiazdozbiorach, a mo�e nawet w siedzibie Pana Boga. Czy to pr�no��? Czy to obowi�zek? Czy to instynkt, kt�ry, jak rozbitkom, jak rozbitkom kosmicznym, ka�e nam krzycze� przez wieki w rozgwie�d�on� przestrze�?Spoufalili�my si� z wszech�wiatem. Kosmosem wyciera sobie g�b� sprzedajny poeta, g�upkowaty humorysta, zdradziecki dziennikarz, wi�c dlaczego i ja nie mog� zadziera� g�owy do g�ry, gdzie szybuj� zardzewia�e sputniki i zamarzni�te na ko�� odchody kosmonaut�w.Wi�c chcia�bym si� jako� po�egna�. Ca�� noc �ni�em z�by. Trzyma�em w gar�ci kup� z�b�w, jak ziarna kukurydzy. W jednym tkwi�a nawet plomba, warszawska tania plomba ze sp�dzielni dentystycznej. Co� powiedzie� o sobie do ko�ca. Ani ku przestrodze, ani ku na-uce, ani nawet ku rozrywce. Po prostu co� powiedzie�, czego nikt inny nie mo�e wyjawi�. � Bo ja przed snem, albo mo�e w pierwszym przelotnym ob�oczku snu, zaczynam rozumie� sens egzystencji, sens czasu i sens bytu poza �yciem. Rozumiem t� tajemnic� przez u�amek sekundy, przez mgnienie dalekich wspomnie�, przez kr�tk� chwil� koj�cych albo strasznych przeczu� i natychmiast spadam na kamieniste dno z�ych sn�w. Wszyscy z jako tako ukrwionym m�zgiem napinaj� ostatek si�, �eby zrozumie�. A ja jestem blisko. To znaczy bywam blisko. I odda�bym wszystko, co posiadam, do ostatniej okruszyny, a przecie� nic nie posiadam, wi�c odda�bym wszystko nic, z�by zobaczy� tajemnic� w ca�ej jej prostocie, zobaczy� za jednym razem i zapami�ta� j� na zawsze.Jestem dwunogiem sp�odzonym nie opodal Wis�y przez starych rodzic�w, to znaczy, ze odziedziczy�em w genach ca�e ich dwuno�ne do�wiadczenie. Sam widzia�em wojn�, to znaczy straszny amok ssak�w, kt�re morduj� si� wzajemnie a� do ostatecznego wyczerpania. Obserwowa�em rodzenie si� �ycia i jego kres w postaci tego aktu, kt�ry nazywamy �mierci�. Pozna�em ca�� zwierz�co�� swego gatunku i ca�� niezwyk�� aniel-sko��. Przeszed�em t� ciernist� drog� pojedynczej ewolucji, kt�r� zowi� losem. Jestem jednym z was. Jestem doskona�ym anonimem homo sapiens. Dlaczego wi�c kaprys przypadku nie mia�by mnie zawierzy� tajemnicy, je�li w og�le jest przeznaczone jej ujawnienie.To, co powiadam, wygl�da na jak�� od�wi�tno��, na luksus nieroba albo na dewiacje zbocze�ca. Ale przecie� wy wszyscy, kt�rzy uruchamiacie od czasu do czasu swoje leniwe zwoje m�zgowe, podlegacie takim samym pragnieniom i ambicjom. Takim samym strachom i odruchom samozag�ady. Takim samym buntom i rezygnacjom.Dwie pijane roznosicielki obali�y wysok� kolumn� skrzynek z butelkami mleka. Teraz, zamar�e w bezru-8chu, obserwuj� skutki kataklizmu prze�ywaj�c skomplikowany, a zarazem prosty proces transformacji zgrozy w lekkomy�lne rozradowanie. Przezroczysty deszcz zawadzi� skrzyd�em o^nasz dom truchlej�cy ze staro�ci. O nasz warszawski dom z epoki p�nego stalinizmu, z ery dekadenckiego stalinizmu, z okresu spolszczonego i zeszmaconego stalinizmu.Trzeba wstawa�. Trzeba podnie�� si� z ��ka i wykona� pi�tna�cie czynno�ci, nad kt�rych sensem nie wolno si� zastanawia�. Naro�l automatycznych przyzwyczaje�. B�ogos�awiony rak bezmy�lnego �adu tradycji. Ale ostatnia wojna nie tylko zabi�a kilkadziesi�t milion�w ludzi. Ostatnia wojna zdruzgota�a niechc�co i przypadkowo wielki pa�ac kultury europejskiej moralno�ci, estetyki i obyczaju. W rolls-royce'ach, mercedesach i moskwiczach ludzko�� wjecha�a z powrotem do mrocznych pieczar i lodowatych jaski�.Za oknem moje miasto pod chmur�, jak stara, sczernia�a tapeta. Miasto, do kt�rego zap�dzi�o mnie przeznaczenie z mojego w�asnego miasta, co go ju� nie pami�tam i coraz rzadziej �ni�. Los mnie przegna� tylko kilkaset kilometr�w, ale oddali� od nie spe�nionej egzystencji o ca�� wieczno�� reinkarnacji. To miasto jest stolic� narodu, kt�ry wyparowuje w nico��. O tym te� trzeba powiedzie�. Ale komu? Czy tym, kt�rych ju� nie ma albo kt�rzy odchodz� w niepami��? A mo�e tym, co po�eraj� pojedynczych ludzi i ca�e narody?Miasto zaczyna szumie� jak pas transmisyjny. Ruszy�o z nocnego letargu. Ruszy�o ku swemu przeznaczeniu, kt�re ja znam i kt�remu chc� zapobiec.Paj�k zje�d�a na niewidocznej nici spod sufitu. Schud� biedak, zmizernia�, bo much coraz mniej. Wsp�yje tak ze mn� od wiosny. U�atwia�em mu swego czasu polowania. Zaprzyja�nili�my si� z konieczno�ci. On czemu� nie ma koleg�w, a moi wyekspirowali.Wi�c najpierw si� pomodl�. Za siebie, za bliskich i za zmar�ych przyjaci�. Moja modlitwa, u�o�ona prakty-9cznie i spoi�cie przeze mnie, wygl�da jak p�aczliwe ulu matum. Same ��dania i niewiele kurtuazji. Kiedy -.'� modl�, p�ochliwe blu�niercze my�li pobzykuj� \\ok' � g�owy. Odp�dzam je gorliwie, cho� one tylko przym �' rzaj� moj� skromn� wiedz� do ogromnej i staros\\ ckiej konstrukcji aksjomat�w religijnych winkrusto^' nych w to pos�pne i melancholijne gmaszysko v, 7 n s�one przez ludzi z epok �wiat�ych i ciemnych, dobr\ i okrutnych. Potem d�ugo si� �egnam, rozpaczliwie , nam si� bez ko�ca, �eby tym gestem rytualnym o' dzi� z�e my�li, z�e pragnienia i z�e duchy.Jestem wolny. Jestem jednym z niewielu ludzi nych w tym kraju przezroczystego zniewolenia / wolenia pokrytego niechlujnie lakierem nowoczessr Walczy�em d�ugo i bezkrwawo o t� marn� wolno�� bist�. Walczy�em o moj� wolno�� z pokusami, z �' cjami i z g�odami, kt�re wszystkich gnaj� na osie;rze�niom. Ku niby nowoczesnym rze�niom godno^ dzkiej, honoru i czego� tam jeszcze, o czym da\vn pomnieli�my.Jestem wolny i sam. Bo samotno�� jest dosy� i cen� za ten m�j niewielki luksus. Wyzwoli�em ^.. ostatnim okr��eniu, kiedy ju� go�ym okiem wida� t�. Jestem wolnym anonimem. Moje wzloty i up> odesz�y w czapkach-niewidkach, moje sukcesy i gr/. chy po�eglowa�y w korwetach-niewidkach i moje film.) oraz ksi��ki polec...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]