Maika Ivanna, EBooki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Marek S. HuberathMaika IvannaI To by�a ta pierwsza, �wietlista cz�� poranka, kiedy wlesie nie jest jeszcze duszno, a s�o�ce ju� zmieni�o tajemnicemroku w spektakl barw, pod�wietle� i p�cieni. Lisbjetaw�drowa�a lasem. Ojciec wys�a� j�, by nazbiera�a grzyb�w. Nielubi�a stromych zboczy nie nazwanej doliny. Za grzybamiwypuszcza�a si� daleko, byle stale trawersowa�. Grzyb�w i taknie brakowa�o, je�li wyros�y. Koszyk szybko wype�nia� si�dorodnymi guskami, bedukami, a cz�sto te� trafia� si�ciemnobr�zowy grijb sz�achetni.Mija�a nawet pi�kne okazy, byle tylko dalej zaw�drowa�, byzmieni� prac� w ciekawy spacer, jedn� z niewielu atrakcjiobecnego bytowania. Wyplatany koszyk nie ci��y� bardzo, p�kiby� pustawy, a zreszt� mo�na go by�o w ka�dej chwili postawi�na darni. Nie chcia�o si� jeszcze wraca� do domu, sza�asuskleconego z ga��zi i przysypanego ziemi�, w kt�rym przetrwaliostatni� zim�.Domostwo wznie�li nad potokiem, ale potok zamarz� i trzebaby�o topi� �nieg albo r�ba� l�d do stopnienia. Ojciec co dwamiesi�ce zabija� kolejn� krow�, �eby mieli co je��. Mi�so niepsu�o si�, gdy� trzyma� surowy mr�z, ani razu nie przysz�aodwil�.Ojciec ukrad� te krowy, aby mogli przetrwa� zim�. Dlategote� opu�cili skupiszu. Dawniej mieszkali pod Nowi Gradkiem.Mieli dom, siedem kr�w, trzy wo�y, kt�rymi ojciec obrabia�pole. Wystarcza�o do spokojnego, dostatniego �ycia. Ci�kapraca przynosi�a akurat tyle �ywno�ci, by przetrwa� d�ug� zim�,a za reszt� naby� nieco potrzebnych rzeczy. Taki spokojnydostatek, kiedy mo�na mie� w zasadzie wszystko, co si� chce,je�li tylko chce si� rozs�dnie. Niestety, to �ycie sko�czy�o si�bezpowrotnie. Po wielkich deszczach w g�rach Porogach dolin�zesz�a wielka woda i oberwa�o si� zbocze g�rskie, grzebi�cca�y dobytek. Ledwie uciekli z �yciem. W straszn� noc, w�r�dulewy i ryku wichru, matka wynios�a na r�kach male�kiegoMyhaj��, a Lisbjeta ci�gn�a za r�ce Anic� i Marka. Ojciec by�wtedy w Gradku, pr�bowa� znale�� dobry kredyt na traktor. Gdywr�ci�, zasta� rodzin� ca�� mokr� i osowia�� i ogromne zbocze�wie�ej gliny przykrywaj�ce dorobek jego �ycia. Usiad� wtedyobok nich i d�ugo patrzy� na t� przewr�con� gleb�. Nie tkn��alkoholu.Przez jaki� czas tu�ali si� od zagrody do zagrody, aledobro� ludzka ma granice. W ko�cu drzwi si� przed nimizamkn�y. Wtedy ojciec okrad� bogatego s�siada, Alojsza Dubena.Razem z Markiem zakradli si� w nocy i wyprowadzili jego krowy.Matka ju� czeka�a z innymi dzie�mi. Uciekli noc�, ucieczkauda�a si�. Zdo�ali zaszy� si� w lasach z dala od skupiszu.Z tamtego, lepszego �ycia pozosta�a Lisbjecie b��kitna,kolorowo haftowana sukienka i wspomnienie Jane z Gradka, kt�rypotrafi� i trzy razy w tygodniu przej�� osiem kilometr�w, �ebyz ni� plotkowa�, pi� mleko, kt�rym go cz�stowa�a, zn�wplotkowa�, czasem pomaga� jej w pracy, a pod wiecz�r zn�ww�drowa� osiem kilometr�w do miasteczka.II Las rzednia�. Lisbjeta nie zapu�ci�a si� jeszcze nigdy takdaleko w g�r� doliny, cho� zawsze chcia�a wiedzie�, co jest zdala od ich sza�asu. Wysz�a w pole. Mimo �e las by�roz�wietlony, to otwarte s�o�ce niemal j� o�lepi�o. Na polukto� pracowa�. R�wno, metodycznie kopa� motyk� ziemi�, a cojaki� czas zastyga� w bezruchu wpatruj�c si� w niebo.Po chwili obserwacji nie mia�a najmniejszych w�tpliwo�ci,�e to trupiel. Nikt nie potrafi tak d�ugo, bez zmru�enia okawpatrywa� si� w s�o�ce. Przez chwil� chcia�a, jak dziecko,podbiec do niego i szybko okr��aj�c niezdarnego wykrzykiwa�:A ti trupiel, schwati me! A za czjo tebu duszu wzali?!Powstrzyma�a si� jednak. Zobaczy�a, �e pola ci�gn� si� wd� zboczy, a� do samej doliny. A w dole widniej� zarysyjakich� zabudowa�. Raczej nie wioski, raczej ci�g�e zabudowaniawzd�u� odleg�ej drogi. Na s�siednim zagonie pracowa�a kobieta.Chwila wprawnej obserwacji wystarczy�a, by stwierdzi�, �e te�trupielka. I na polu ni�ej te� zgina� kark w mozolnym trudziejaki� trupiel. Niby zwyk�y obrazek, cz�sto widywany na polachbogatszych gospodarzy w okolicach Nowi Gradku. Ale by�o co�obcego, co niepokoi�o w uk�adzie tych zabudowa� w dolinie.Jaka� dziwna my�l kierowa�a ich budowaniem. Inny styl, co�nieuchwytnego.Zrozumia�a wreszcie, ale w�a�nie wtedy us�ysza�a:Spokojnejo, ma�kita djawo�lica! Nje ruszi�sja!Obejrza�a si� i zadr�a�a: naprzeciwko niej sta� prawdziwysysun. Bacznie wpatrywa� si� w ni� oczyma o pionowych �renicachi mierzy� do niej z rze�bionej sysu�skiej kuszy.- Nje ruszi�sja! - powt�rzy�. Obca mowa sprawia�a wyra�n�trudno�� jego jaszczurokszta�tnym ustom. Odziany by� w lekk�,czarn� zbroj� z laki, przypominaj�c� chitynowe segmenty owada.Na napier�niku mia� rze�biony, p�aski krzy�. Musia� zetkn�� si�z ojcem Jonem ter Boin.Dobrze. Nie zabije mnie od razu... - pomy�la�a Lisbjeta.Zrozumia�a, �e przypadkiem natkn�a si� na stra�nika p�l. WGradku nikt nie pilnowa� trupieli. Nie gin�li. Wida� sysunibyli ostro�niejsi.- Pojdesz iz mnoima - powiedzia� sysun. Mia� zabawnyakcent, ale Lisbjecie nie by�o weso�o.Aby nie natkn�� si� na sysun�w, ojciec wybra� boczn�dolin�, gdzie g�sty las zdawa� si� �wiadczy�, �e nie jestzamieszkana. Myli� si�: mieszkali w g�rnym pi�trze doliny.Sysun kaza� jej wzi�� koszyk ze sob�. Schodzili w�sk��cie�k� w�r�d p�l, gdzie krz�tali si� trupiele, niekt�rzyludzie, inni sysuni. S�o�ce wspina�o si� wy�ej, by�o corazupalniej. Po nieruchomych twarzach trupieli sp�ywa�y w�skiestru�ki potu, ale nie zwalniali tempa powolnej, systematycznejpracy. ��czy�a ich ta charakterystyczna powolna jednostajno��ruch�w przypominaj�ca rutynow� perfekcj� mistrza.- Swijati Myko�a, mody�sja za noima!- Swijati Myhaj�o, mody�sja za noima!- Swijati Marko, mody�sja za noima! - Lisbjeta poblad�ymiustami szepta�a s�owa litanii. Ba�a si� bardziej ni� w t� noc,gdy ziemia pogrzeba�a ich dom, bardziej ni� wtedy, gdy ojciecposzed� kra�� cudz� w�asno��.D�ugo prowadzi� j� polami, potem ��kami, na kt�rych pas�ysi� stada byd�a. Takiego dostatku, tak licznej trzody niewidywa�o si� wok� Gradka. Pa�li je sysuni, normalni, nietrupiele. Zawsze w zbrojach, schludni, jednakowi, uzbrojeni.R�wnie� i w Nowi Gradku byd�o pa�li wy��cznie normalni ludzie;zwierz�ta wyczuwa�y nienormalno�� trupieli i zwykle reagowa�yna nich agresj�, atakowa�y.Lisbjeta bezwiednie poprawi�a haftowany kaftan, �eby te�wygl�da� nale�ycie.W dolinie by�o gor�co. S�o�ce zd��y�o wspi�� si� dozenitu. Zabudowania sysun�w tworzy�y jakby jedn� ulic� wyci�t�z Gradka. Wok� toczy�o si� normalne �ycie wsi sysu�skiej.Sysunki chodzi�y prawie go�e, przyodziane tylko w te swojepaski tkaniny, spomi�dzy kt�rych wystawa�a szara, szorstka,matowa sk�ra. Ogoniaste sysuni�ta biega�y na czworakach.Mimo upa�u sysuni nie rozstawali si� ze swoimi zbrojami. Niepozwala� honor woja, chocia� bro� nie pomaga�a w zwyk�ychgospodarskich obowi�zkach. Nikt nie zwraca� uwagi naLisbjet� konwojowan� przez stra�nika.III W pewnym momencie Lisbjeta drgn�a. Przy drodze,wkopana w ziemi�, tkwi�a belka ledwie metrowej d�ugo�ci. Dojej szczytu przybito drug�, w poprzek. Do belek przybitosysuna. Do poziomej za nadgarstki, rozci�gaj�c ramiona mocnona boki; do pionowej nogi, przez obie jednym gwo�dziem.Sysun jest wzrostu cz�owieka, wi�c aby zmie�ci� si� nametrowej belce, maksymalnie zgi�to mu nogi w kolanach iu�o�ono bokiem, podci�gaj�c w g�r� kostki n�g. Naprzeciwko,po drugiej stronie drogi, w podobnej pozie wisia�aukrzy�owana sysunka. Kat oszcz�dzi� na surowcu i podzieli�jedn� pionow� belk� na dwa krzy�e.Oboje �yli jeszcze. Co chwil� unosili si� na ramionach idolnym gwo�dziu, by nabra� tchu i zaraz potem opadali, gdy b�lrozrywanego cia�a i przemieszczanych ko�ci by� zbyt silny.- Ljubci. Mu�u ubili - rzuci� stra�nik przez rami�. Zauwa�y�reakcj� Lisbjety. Nie prowadzi� jej ju� pod broni�, leczzarzuci� kusz� na rami� i szed� r�wnym, �o�nierskim krokiem.Nie obawia� si�, �e Lisbjeta spr�buje uciec. Ona, wiedz�c, �eucieczka nie ma szans, beznadziejnie drepta�a za nim.- A wy djawo�ci Bohu ukri�owali - doda� pogardliwie sysun.- Len Najswijatszitu d�ugu belku dali.Nie przypatrywa�a si� konaj�cym nieszcz�nikom,tylko stara�a si� nad��y� za postawnym sysunem, chocia� jeszczed�ugo dochodzi�y j� ich j�ki. Kochank�w ukarano podw�jnie, boponad w�asne cierpienie, widzieli �mier� ukochanej osoby.Pomy�la�a, �e je�li sysuni maj� j� zabi�, to niesieniekosza z grzybami nie ma najmniejszego sensu. Odstawi�a koszyk.Sysun natychmiast odwr�ci� g�ow�.- Ber te beduki a guski - rzuci� sucho. Nie by�o dyskusji.Gdyby Lisbjeta by�a mniej zdenerwowana, z pewno�ci�zaskoczy�aby j� znakomita znajomo�� j�zyka ludzi, jak� wykaza�sysun. Ona potrafi�a po sysu�sku ledwie par� s��w.IV Wanko Ma�ysz siedzia� na pniaku przed sza�asem i siekierk�ciosa� nogi nowego taborecika. Niemal wszystkiego brakowa�o wjego nowym gospodarstwie, ale wierzy�, �e spokojn�, metodyczn�prac� odbuduje to, co straci�. Najwa�niejsze, �e przetrwalipierwsz� zim�; �niegi zesz�y ju� dawno, paszy dla kr�wstarcza�o, zgromadzili sporo zapas�w �ywno�ci na nadchodz�c�zim�. Powinno oby� si� bez zar�ni�cia kolejnej krowy. Gdybytylko sk�d� zdoby� ziarno na zasiew. M�g�by wtedy wykarczowa�poletko. By�oby lepiej.Tak naprawd� mieli marne szanse przetrwania, ale ka�dykolejny dzie� rodzi� nadziej� na nast�pny.Tymczasem ciosa� nowy taboret; jeszcze dwa i wszyscy b�d�mieli na czym siedzie�. Przed ziemiank� tli�o si� bezdymneognisko. Na ogniu piek� si� kr�lik z�apany w sid�a za�o�oneprzez Marka. Syn b�yskawicznie uczy� si� le�nego bytowania.Umia� zak�ada� sid�a i strzela� z �uku. Wanko martwi� si�jedynie tym, �e dzieci musia�y przerwa� nauk�, a zawsze chcia�,by kszta�ci�y si�, by przynajmniej niekt�re z nich przenios�ysi� do Gradku, bo �ycie w mie�cie by�o �atwiejsze.Pozwala� polowa� tylko za pomoc� �uku, za� dubelt�wka isied...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]