Maigret zastawia sidla, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Georges SimenonMaigret zastawia sidłaPrzełożyła Małgorzata HołyńskaWydanie oryginalne: 1955Wydanie polskie: 1993Rozdział 1Rozgardiasz na Quai des Orf?vresJuż od trzeciej trzydzieci Maigret raz po raz podnosił głowę i patrzył na zegar. Za dziesięć czwarta złożył parafę na ostatnim papierku, pchnšł do tyłu fotel, otarł pot z czoła i zawahał się przed wyborem jednej z pięciu leżšcych na popielniczce fajek, które wypalił nie zadawszy sobie trudu, by je oczycić. Nacisnšł nogš dzwonek pod biurkiem i niemal jednoczenie usłyszał pukanie do drzwi. Ocierajšc pot wielkš rozpostartš chustkš, mruknšł:Wejć.Wszedł inspektor Janvier, także bez marynarki, ale w krawacie.Daj to na maszyny. Jak tylko skończš, niech przyniosš mi do podpisania. Coméliau musi to otrzymać dzi wieczorem.Działo się to 4 sierpnia. Pomimo szeroko rozwartych okien nie odczuwało się żadnego przewiewu; znad rozmiękłego asfaltu, rozpalonych kamieni i znad Sekwany, która zdawała się parować jak woda w garnku na kuchni, napływała do pokoju fala goršcego powietrza.Taksówki i autobusy, wolniej niż zwykle, ocišgajšc się jechały przez most Saint-Michel i nie tylko pracownicy Policji Kryminalnej zawijali rękawy koszuli przechodnie nieli marynarki na ramieniu, a Maigret zauważył nawet kilku mężczyzn w szortach, zupełnie jak nad brzegiem morza.W miecie pozostała chyba jedna czwarta paryżan i wszyscy oni na pewno z zazdrociš myleli o tych, którzy majš teraz szczęcie pluskać się w płytkiej wodzie lub łowić ryby w cieniu drzew nad spokojnš rzeczułkš.Pojawili się już ci z naprzeciwka?Jeszcze ich nie widziałem. Ma ich na oku Lapointe.Maigret dwignšł się ciężko, jak gdyby ten ruch kosztował go sporo wysiłku; dokonał wyboru fajki, oczycił jš starannie, zbliżył się do okna i stał tak chwilę, szukajšc wzrokiem niewielkiej knajpy na nadbrzeżnym bulwarze Grands-Augustins. Fasada pomalowana na żółto, dwa schodki wiodšce w dół do lokalu, chłodnego niewštpliwie jak piwnica, cynkowa lada na starš modłę, ciany z łupku, jadłospis wypisany kredš na tablicy i nieodłšczny zapach calvadosu.Nawet niektóre stragany bukinistów były zamknięte.Przez parę minut Maigret stał nieruchomo, pykajšc fajkę. Przed knajpkš zatrzymała się taksówka, wysiadło z niej trzech mężczyzn i skierowało się ku schodkom. Maigret poznał Lognona, inspektora z osiemnastej dzielnicy, który z daleka wydawał się jeszcze niższy i chudszy; po raz pierwszy Maigret widział go w słomkowym kapeluszu.Co zamówiš do picia? Chyba piwo.Pchnšł drzwi do pokoju inspektorów; panowała tu atmosfera rozleniwienia jak w całym miecie.Baron jest w korytarzu?Od pół godziny, szefie.Kto jeszcze z prasy?Mały Rougin. Dopiero co nadszedł.Fotoreporterzy?Tylko jeden.Długi korytarz wydziału kryminalnego był prawie pusty; kilku interesantów czekało przed drzwiami kolegów Maigreta. To włanie jeden z nich, komisarz Bodard z sekcji finansów, spełniajšc probę Maigreta, wyznaczył na godzinę czwartš przesłuchanie osobnika, którym od dwóch tygodni interesowała się prasa, niejakiego Maxa Bernata, bohatera ostatniej afery finansowej chodziło w niej o miliardy.Maigret nie miał z tš sprawš nic wspólnego. Bodard na tym etapie ledztwa nie potrzebował żadnego wsparcia, ale że zapowiedział, niby od niechcenia, iż sprowadzi oszusta tego dnia na godzinę czwartš, w korytarzu czekało już co najmniej dwóch specjalistów od kroniki wypadków i fotograf. Pozostanš tu aż do końca przesłuchania. Może też zjawiš się inni, jeli w porę rozejdzie się wieć o wezwaniu Maxa Bernata na Quai des Orf?vres.Punktualnie o czwartej w pokoju inspektorów usłyszano hałas na korytarzu, zwiastujšcy przybycie aferzysty z więzienia Santé.Maigret odczekał jeszcze z dziesięć minut; kręcił się tu i tam, palił fajkę, od czasu do czasu ocierał pot i spoglšdał na żółtš knajpkę po drugiej stronie Sekwany. Wreszcie zwrócił się do Janviera i pstryknšł palcami:Jazda!Janvier podniósł słuchawkę, żeby połšczyć się z Lognonem, który z pewnociš już czatował przy kabinie telefonicznej, uprzedziwszy knajpiarza: To do mnie. Włanie czekam na telefon.Wszystko potoczyło się zgodnie z przewidywaniem. Maigret, nieco ociężały, trochę niespokojny, wrócił do swego gabinetu i, zanim usiadł, nalał sobie szklankę wody.Dziesięć minut póniej na korytarzu rozegrała się zwykła scena. Lognon i jego kolega z osiemnastej dzielnicy, Korsykanin Alfonsi, szli wolno po schodach, a między nimi człowiek, który wyglšdał na zażenowanego i kapeluszem zasłaniał sobie twarz.Baron i jego kumpel Jean Rougin, warujšcy przy drzwiach komisarza Bodarda, w lot pojęli, co się więci, i ruszyli ku nowo przybyłym; fotoreporter trzymał aparat w pogotowiu.Kto to taki?Znali Lognona. Znali personel policyjny prawie tak dobrze jak członków swoich redakcji. Skoro dwaj inspektorzy z komisariatu na Montmartrze doprowadzajš na Quai des Orf?vres faceta, który zakrył sobie twarz, zanim jeszcze spostrzegł dziennikarzy, mogło to znaczyć tylko jedno.To do Maigreta?Lognon nie odpowiedział, dyskretnie zapukał do drzwi gabinetu komisarza. Drzwi otworzyły się. Trzej mężczyni weszli i drzwi zamknęły się za nimi.Baron i Jean Rougin zerknęli na siebie jak ludzie, którzy odkryli tajemnicę państwowš, a że mylš podobnie, nie muszš dzielić się komentarzem.Dobrze go uchwycił? spytał Rougin fotografa.Tak, ale twarzy nie widać.Można się było spodziewać... Podrzuć to czym prędzej do redakcji i zaraz wracaj. Trudno zgadnšć, kiedy stšd wyjdzie.Zaraz potem opucił gabinet Alfonsi.Kto to? Co za jeden? zaczęto go wypytywać.A inspektor zakłopotany:Nic nie mogę powiedzieć.Dlaczego?Takie mam polecenie.Skšd się wzišł? Gdziecie go nakryli?Spytajcie komisarza Maigreta.wiadek?Nie wiem.Nowy podejrzany?Przysięgam, że nie wiem.Dziękuję za współpracę!Gdyby był mordercš, to mylę, że założylibycie mu kajdanki?Alfonsi oddalił się z minš kogo, kto miałby ochotę powiedzieć więcej; w korytarzu znów zaległa cisza. Przez następne pół godziny nikt nie wchodził i nikt nie wychodził.Aferzystę Maxa Bernata wyprowadzono w końcu z sekcji finansowej, ale stał się już postaciš drugoplanowš i tylko dla spokoju sumienia dziennikarze zwrócili się z pytaniami do Bodarda.Podał nazwiska?Jeszcze nie.Zaprzecza, że korzystał z poparcia polityków?Nie zaprzecza, nie zeznaje, nie wyjania żadnych wštpliwoci.Kiedy go pan znów przesłucha?Kiedy zostanš sprawdzone pewne fakty.Maigret, z twarzš zatroskanš, wyszedł z gabinetu, nadal bez marynarki, z rozpiętym kołnierzykiem koszuli, i skierował się w stronę gabinetu dyrektora.Był to nowy znak: pomimo wakacji, pomimo upału Policja Kryminalna przygotowywała się do jednego z ważnych w jej historii wieczorów; obaj dziennikarze pamiętali, że niektóre przesłuchania trwały całš noc, nieraz całš dobę i dłużej a nie sposób było dowiedzieć się, co się dzieje za zamkniętymi drzwiami.Wrócił fotograf.Nic nie mówiłe w redakcji?Tyle tylko, żeby wywietlili film i przygotowali odbitki.Maigret siedział u szefa z pół godziny; wszedł do swego pokoju opędzajšc się od dziennikarzy znużonym gestem.Proszę nam chociaż powiedzieć, czy to ma zwišzek z...Na razie nie mam nic do powiedzenia.O szóstej kelner z Brasserie Dauphine przyniósł piwo. Lucas przeszedł z pokoju inspektorów do gabinetu komisarza. I jeszcze stamtšd nie wyszedł. Wyszedł natomiast Janvier i w kapeluszu na głowie wsiadł przed gmachem do jednego z policyjnych wozów.Co dziwniejsze, ukazał się Lognon i on także jak przedtem Maigret skierował się do gabinetu dyrektora. Pozostał tam wprawdzie tylko dziesięć minut, ale zamiast potem ić do domu, wrócił do pokoju inspektorów.Nic nie zauważyłe? spytał Baron swego kolegę po fachu.Ten jego słomkowy kapelusz?Inspektora Pechowca jak go w policji i w prasie nazywano trudno było sobie wyobrazić w słomkowym kapeluszu, który nadawał mu niemal wesoły wyglšd.I nie tylko kapelusz.Czyżby się umiechał?Nie, ale miał czerwony krawat.Lognon zawsze nosił ciemne krawaty, usztywnione na celuloidowej podkładce.Co by to znaczyło?Jeli chodzi o cudze sekrety, Baron był wszechwiedzšcy i rozgłaszał je z nikłym umiechem.Jego żona wyjechała na wakacje.Mylałem, że jest przykuta do łóżka.Była.Wyzdrowiała?W cišgu długich lat nieszczęsny Lognon musiał w godzinach wolnych od zajęć służbowych robić zakupy, kucharzyć, sprzštać małżeńskie mieszkanie przy placu Constantin-Pecqueur i na domiar wszystkiego pielęgnować żonę, która raz na zawsze zdecydowała się uchodzić za inwalidkę.Zawarła znajomoć z nowš sšsiadkš, a ta zaczęła jej zachwalać Pougues-les-Eaux i wbiła jej do głowy, że powinna odbyć tam kurację. No i, rzecz całkiem niesłychana, pojechała w towarzystwie sšsiadki, bez męża, bo on nie może teraz opucić Paryża. Obie damulki sš w tym samym wieku. Ta druga jest wdowš...Ruch na korytarzu wzmógł się: wyszli prawie wszyscy z brygady Maigreta. Ale wrócił Janvier. Lucas przybiegał i wybiegał, czym zaprzštnięty, z czoła spływał mu pot. Lapointe zjawiał się raz po raz, podobnie Torrence, Mauvoisin (nowy w ekipie) i inni; zagabywano ich w przelocie bez skutku.Wkrótce nadeszła mała Maguy z gazety porannej, wieża jak pšczek róży, chociaż przez cały dzień panował upał trzydzieci szeć stopni w cieniu.Po co tu przyszła?Po to samo co wy.Czyli...?Żeby czekać.S...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]