Maigret i oporni swiadkowie, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
GEORGES SIMENONMAIGRET I OPORNIWIADKOWIETYTUŁ ORYGINAŁU FRANCUSKIEGO MAIGRET ET LES TÉMOINSRÉCALCITRANTSPRZEŁOŻYŁA KATARZYNA WITWICKAROZDZIAŁ 1Nie zapomniałe parasola?Nie.Maigret był już za drzwiami i włanie zamykał je za sobš.Może jednak we szalik.Żona pobiegła po szalik, nie domylajšc się nawet, że tych kilka słów na długš chwilęzasępi komisarza i pogršży go w melancholijne rozmylania.Był dopiero listopad trzeci dzień listopada, nawet nie bardzo zimny. Ale z nawisłego,jednostajnie zasnutego nieba sišpił deszcz, jesienny deszcz, który, zwłaszcza wczesnymrankiem, wydaje się szczególnie mokry i zdradliwy.Niedawno, wstajšc z łóżka, Maigret krzywił się, bo przy każdym poruszeniu głowš bolałgo kark. Nie był to jeszcze reumatyzm, po prostu jaka sztywnoć mięni czy teżnadwrażliwoć.Wczoraj wieczorem, po wyjciu z kina, długo szli bulwarami, a deszcz już wtedy padał.. Wszystko to nie było ważne. A jednak, z powodu tego szalika, może dlatego, że był togruby szal zrobiony przez żonę na drutach, Maigret poczuł się stary.Schodzšc po stopniach, znaczonych ladami mokrychpodeszew, i póniej, idšc ulicš pod otwartym parasolem, znowu mylał o tym, o czymwczoraj wieczorem przypomniała mu żona: że za dwa lata pójdzie na emeryturę.Cieszyli się z tego oboje. Rozmawiali długo, rozważajšc projekty zamieszkania na wsi, wokolicy MeungsurLoire, którš oboje lubili.Jaki łobuziak bez czapki potršcił go przebiegajšc i nawet nie przeprosił. Młodemałżeństwo szło pod rękę pod jednym parasolem pewnie pracowali w biurach położonychniedaleko siebie.Wczorajszej niedzieli było jako bardziej pusto niż zwykle, może dlatego, że w tym rokuwypadły akurat Zaduszki. Mógłby przysišc, że jeszcze dzi rano czuł zapach chryzantem.Wczoraj widzieli ze swego okna całe rodziny wędrujšce na cmentarz, ale żadne z nich dwojganie miało w Paryżu grobów swoich bliskich.Na rogu bulwaru Voltairea komisarz poczekał na autobus i zasępił się jeszcze bardziej,gdy nadjechał wielki nowoczesny wóz bez pomostu. Znaczyło to, że nie tylko będzie musiałusišć, ale w dodatku zgasić fajkę.No, cóż, każdemu trafiajš się takie pechowe dni.Te dwa lata zlecš nie wiadomo kiedy i nie będzie już potrzebował otulać szyi szalikiem, byw dokuczliwym porannym deszczu tłuc się przez Paryż, dzi czarnobiały jak nieme filmy.W autobusie pełno było młodzieży, niektórzy pasażerowie poznawali go, inni nie zwracalina niego uwagi.Gdy wysiadł, deszcz wydał mu się jeszcze zimniejszy i zacinał jeszcze mocniej. Maigretczym prędzej schronił się pod sklepieniem gmachu Policji ledczej, gdzie w sieni hulałprzecišg, podšżył ku schodom i tam odnajdujšc swojski zapach, jakby rodzinnego domu, iniebieskawe wiatło palšcych się jeszcze lamp, odczuł nagle smutek na myl, że już wkrótcenie będzie przychodził tu codziennie.Stary Józef, który z jakich nieznanych powodów nie odchodził na emeryturę, powitał go zporozumiewawczš minš i szepnšł:Inspektor Lapointe czeka na pana komisarza. Jak zwykle w poniedziałek, w poczekalnii obszernym ftarzu pełno było ludzi. Trochę nieznajomych; parę młodych kobiet, którychobecnoć tutaj mogła zdziwić, poza tym stali bywalcy, wcišż spotykani przed tymi lub owymidrzwiami.Wszedł do swego gabinetu, palto, kapelusz i ów sławetny szalik powiesił w ciennej szafie,zawahał się, czy nie posłuchać zaleceń żony i nie otworzyć parasola, by wysechł w rogupokoju, ale w końcu wstawił go do kšta w szafie. Było zaledwie wpół do dziewištej. Nabiurku leżała już poczta. Otworzył drzwi do pokoju inspektorów, ucisnšł na powitanie dłonieLucasa i jeszcze paru innych.Proszę powiedzieć Lapointeowi, że już jestem.Biura obiegła podawana szeptem z ust do ust plotka, że Józef jest w złym humorze, cozresztš nie było całkiem niecisłe. Bywajš dni, gdy człowiek jest mrukliwy, posępnyrozdrażniony, a póniej wspomina się je jako dni najszczęliwsze.Dzień dobry, szefie.Lapointe był blady, niewyspany, oczy miał nieco zaczerwienione, ale błyszczšce zzadowolenia. Drżał z niecierpliwoci.Nareszcie! Capnšłem go!Gdzie jest?W celce na końcu korytarza. Torrence go pilnuje.O której godzinie?O czwartej rano.Mówił co?Kazałem dać mu kawy, a póniej, koło szóstej, niadanko dla nas obu i pogwarzylimysobie jak starzy przyjaciele.Daj go tutaj.To było co. Już od lat Grzegorz Bron, zwany Cierpliwym lub Kanonikiem, operował tak,że nie można go było przyłapać na goršcym uczynku.Raz tylko, przed dwunastu laty, schwytano go, ponieważ spał nieco za długo, ale poodsiedzeniu kary wrócił do złodziejskiego fachu, w niczym nie zmieniajšc zwyczajów.Poprzedzany przez Lapointea, który promieniał, jakby złowił największego pstršga lubnajwiększego szczupaka roku, Kanonik wszedł teraz do gabinetu i z zakłopotanš minš stanšłprzed zagłębionym w swych papierach Maigretem.Siadaj.Odkładajšc jaki list, Maigret zapytał:Masz papierosy?Mam, panie komisarzu.Możesz zapalić.Było to wielkie chłopisko lat czterdziestu trzech; już za swoich szkolnych czasów musiałbyć tłusty i nalany. Miał jasnš różowš cerę, która łatwo przechodzi w odcień czerwony,zadarty nos, podwójny podbródek i naiwne usta.No co, złapali cię jednak?Złapali.Za pierwszym razem aresztował go włanie Maigret i od tamtego czasu nieraz sięspotykali, zawsze witajšc się uprzejmie.Znów to samo! powiedział teraz komisarz robišc aluzję do okradzionego mieszkania.Kanonik nie zaprzeczył, tylko umiechnšł się skromnie. Nigdy nie można mu było niczegodowieć. A jednak, choć nie zostawiał ladów, sama metoda kradzieży była jakby jegoznakiem firmowym.Pracował sam, każdy skok przygotowujšc z niebywałš cierpliwociš. Był to człowiekidealnie spokojny, bez nałogów, bez namiętnoci, bez nerwów.Cały swój wolny czas spędzał w kšcie jakiego baru, kawiarni czy restauracji, na pozórpogršżony w lekturze gazety lub drzemce, lecz nic z tego, co mówiono dokoła, nie uchodziłojego uwagi.Był również gorliwym czytelnikiem tygodników, w których dokładnie studiował kroniki irubryki wiadomoci towarzyskich, dzięki czemu lepiej niż ktokolwiek orientował się wewszelkich wyjazdach i przyjazdach co znamienitszych osób.Po czym pewnego pięknego dnia do Policji ledczej telefonowała jaka znana osobistoćna przykład aktor lub gwiazda filmowa, którzy po powrocie z Hollywood, Londynu,Rzymu czy Cannes zastawali mieszkanie okradzione.Maigret, nie słuchajšc do końca, pytał od razu:A lodówka?Pusta!Bar z likierami również. Poza tym z góry można było przewidzieć, że włamywacz zostawiłłóżko w nieładzie, że używał piżamy, szlafroka i nocnych pantofli gospodarza.To włanie była pieczštka Kanonika, zwyczaj nabyty od samych poczštków, gdy miałdwadziecia dwa lata i prawdopodobnie bywał rzeczywicie głodny i spragniony wygodnegoposłania. Gdy upewnił się, że jakie mieszkanie będzie puste przez parę tygodni, że nie będziew nim służby, że dozorczyni nie polecono wietrzyć go wprowadzał się, nawet bez użyciałomu, zamki bowiem nie miały dla niego tajemnic.Gdy już dostał się do rodka, zamiast zgarniać w popiechu wartociowe przedmiotybiżuterię, obrazy, bibeloty zamieszkiwał tam na jaki czas, zwykle dopóty, póki niewyczerpały się zapasy żywnoci.Po jego pobycie znajdowano ze trzydzieci pustych puszek po konserwach i, oczywicie,pewnš iloć pustych butelek. Czytał. Spał. Korzystał z łazienki z rozkoszš, nie wzbudzajšcpodejrzeń w sšsiadach.Potem wracał do siebie, podejmował regularny tryb życia, jedynie wieczorami zachodziłna belotkę do pewnego baru o złej reputacji przy ulicy des Ternes, gdzie, jako że pracowałsam i nigdy nie opowiadał o swych wyczynach spoglšdano nań z szacunkiemzabarwionym nieufnociš.Napisała czy zatelefonowała do pana?Zadał to pytanie z takš samš melancholiš, jaka ogarnęła Maigreta, gdy niedawnowychodził z domu.O czym ty mówisz?Pan dobrze wie, panie komisarzu. Bez tego nie nakrylibycie mnie. Pański inspektorzwrócił się w stronę Lapointea czekał na mnie już w klatce schodowej i sšdzę, że na ulicymiał kumpla. Może nie?Tak.Lapointe spędził nie jednš, lecz dwie noce w klatce schodowej kamienicy w Passy, wktórej mieszkał niejaki pan Ailvard. Wyjechał włanie do Londynu, gdzie miał pozostać dwatygodnie. Pisma doniosły o tej podróży, bo Ailvard zamierzał pertraktować w sprawiepewnego filmu i bardzo znanej gwiazdy.Kanonik nigdy nie zapuszczał się do mieszkań natychmiast po wyjedzie legalnegolokatora. Odczekiwał pewien czas, był ostrożny.Dziwię się, jak mogłem nie zauważyć pańskiego inspektora. No, trudno Mamnauczkę! Telefonowała do pana?Maigret pokręcił głowš przeczšco.Pisała?Maigret skinšł głowš.Przypuszczam, że nie może mi pan pokazać tego listu? Pewnie zmieniła charakterpisma?Nawet nie. Ale nie było potrzeby mówić mu o tym.Spodziewałem się, choć nie chciałem w to wierzyć, że przyjdzie wreszcie taki dzień. Todziwka, za przeproszeniem pana, a jednak nie mogę się na niš gniewać A w każdym raziebyłem przez dwa lata szczęliwy, to już co warte.Przez, długie lata nikt nie słyszał, by Kanonik miał jakie przygody z kobietami i z powodujego powierzchownoci nieraz dokuczano mu, zgadujšc przyczyny jego wstrzemięliwoci.Aż nagle w czterdziestym pierwszym roku życia ożenił i z niejakš Żermenš, młodszš odniego o dwadziecia lat, niedawno jeszcze spacerowała po ulicy de Wagram.Bralicie lub u mera?I nawet u księdza. To Bretonka. Przypuszczam, że przeprowadziła się już do Heńka?Miał na myli młodego sutenera, Heńka bez Oka.To raczej on wprowadził się do ciebie.Kanonik nie oburzył się, ni...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]