Magia miłości, E-book PL, Romans, Stone Katherine

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
LYN STONE
Magia miłości
Z antologii
„Magia miłości”
0
Drogie Czytelniczki!
Na krótko przed napisaniem tej opowieści miałam sposobność
odwiedzenia Londynu. Spacerowałam po Hyde Parku, zwiedzałam muzea
oraz inne zabytki
i
sławne miejsca. Prawdziwym olśnieniem było dla mnie
porównywanie dzisiejszych planów miasta z dawnymi, powstałymi w
dziewiętnastym wieku. Zmiany są ogromne, lecz wiele elementów
pozostało w niezmienionym stanie. Nie musiałam nawet przymykać
powiek, żeby oczyma wyobraźni ujrzeć powozy sunące jeden za drugim i
ubranych w koszule z wysokimi kołnierzami dandysów, którzy uchylają
kapeluszy na widok dam.
W Cotswolds jedliśmy z mężem podwieczorek w przytulnej
herbaciarni, a potem zboczyliśmy z utartych szlaków turystycznych, żeby
odwiedzić kilka urokliwych miejscowości. To moja ulubiona część Anglii,
więc między innymi tam umieściłam akcję noweli.
Z przyjemnością czytam o czasach regencji i tak samo chętnie
zabrałam się do pisania o tej epoce. Mam nadzieję, że lektura mojego
opowiadania dostarczy wam miłych wrażeń.
Posyłam znaczące spojrzenie zza wachlarza i składam dworski
ukłon, życząc wyjątkowo radosnych świąt.
Lyn Stone
1
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Londyn, 1815
– Jak sadzisz, który jest nowym hrabią?
Ukryta za wachlarzem Bethany Goodson zamaskowała
ciekawość, udając, że rozgląda się po sali balowej, a później zerknęła
ponownie na drzwi, które mijali właśnie dwaj dżentelmeni. Popatrzyła
na rozemocjonowaną kuzynkę Eufemię.
– Moim zdaniem ten ubrany po cywilnemu. Człowiek wysoko
postawiony nie chodzi w mundurze, nawet jeśli niedawno wrócił z
wojny.
– Obaj są niesamowicie przystojni – uznała Eufemia. –
Zostawiam ci żołnierza – dodała, dając Beth lekkiego kuksańca. –
Cywil jest mój.
– Doskonale wiesz, że nie reflektuję na żadnego z nich. –
Musiała jednak przyznać, że nawet z tej odległości bracia Keithowie
robili wrażenie, ubolewała więc w duchu nad swoją decyzją
wytrwania w panieństwie. Upiła łyk ratafii i odstawiła kieliszek.
– Kto ich znał jako chłopców, pomyśli dwa razy, nim zacznie się
z nimi zadawać.
– Co ty mówisz? – zaciekawiła się Eufemia. – A dlaczego?
– Jack i Colin bardzo rozrabiali. Podobno nieszczęsna ciotka,
która ich wychowywała, z miejsca kładła się do łóżka, gdy
przyjeżdżali na ferie, i wstawała dopiero po otrzymaniu wiadomości,
że dotarli bezpiecznie do szkoły. Podczas wakacji to były istne diabły.
2
– Poznałaś ich, nim u was zamieszkałam?
– Tak. Posiadłość earla sąsiaduje z naszym majątkiem. Hrabina
była kuzynką pastora. W parafii organizowano rozmaite uroczystości,
w których dzieci także mogły uczestniczyć: procesje ku czci świętego
patrona, pikniki i tak dalej. Tam się widywaliśmy.
– Procesje dla rozrywki? Uwielbiam życie na prowincji! –
Eufemia wybuchnęła śmiechem, nadal bezwstydnie przyglądając się
ciemnowłosym braciom. – Są bardzo podobni, ale wojskowy zdaje się
nieco starszy.
– Nikt przy mnie nie wspominał, jaka jest między nimi różnica
wieku. – Beth daremnie próbowała sobie przypomnieć ten szczegół. –
Byli chyba cztery albo pięć lat starsi ode mnie. Z pewnością ten
ubrany po cywilnemu jest starszy. Włożył wieczorowe ubranie,
odpowiednie dla earla, a drugi nadal paraduje w mundurze.
Odwróciła się na moment, żeby zamienić kilka sów z
przechodzącymi obok gośćmi. W tej samej chwili Eufemia
uszczypnęła ją boleśnie tuż nad mankietem rękawiczki.
– Au! Oszalałaś? Co z tobą?
– Beth! Idą tu! – szepnęła Eufemia. – Błagam, uśmiechnij się!
Może zapragną, aby ich nam przedstawiono?
– Zapragną? – Beth zmarszczyła brwi. – Nie bądź taka
afektowana i przestań gapić się na nich jak dziecko na wystawę sklepu
z cukierkami.
Beth odwróciła się znowu. W tej chwili gotowa była wyprzeć się
pokrewieństwa z Eufemią. Ta jednak nie dała za wygraną i chwyciła
3
mocno ramię Beth, siłą obróciła ją we właściwym kierunku, aż ujrzała
przed sobą szeroki tors okryty granatowym suknem. Wzrok jej
powędrował ku górze wzdłuż podwójnego rzędu złotych guzików.
Zlustrowała czarny fular, szerokie klapy oraz wysoki kołnierz. Na
wyjątkowo szerokich ramionach spoczywały złote epolety.
Zerknęła nieco wyżej. Na policzku nikła blizna, zmysłowe usta
rozciągnięte w uśmiechu, piwne oczy promieniejące radością.
Natychmiast spuściła wzrok. Niewybaczalny błąd. Wojskowy
miał na sobie dopasowane bielutkie spodnie, które leżały jak ulał,
niewiele pozostawiając wyobraźni. Od takich widoków w głowie
lęgną się głupie myśli.
Beth zerknęła znów na usta. Na miłość boską, gdzie by tu uciec
spojrzeniem?
– Panno Goodson, od razu panią poznałem. – Usta przemówiły.
– Proszę mi wybaczyć zbytnią śmiałość, ale znamy się od dawna...
Beth poczuła, że się rumieni. Zaraz będzie czerwona jak
piwonia.
– Obawiam się, że pamięć ma pan lepszą od mojej.
Wspomnienie o braciach Keithach pozostało żywe, ale po tylu latach
powinni jednak zostać jej przedstawieni. Ostatnio widziała ich jako
trzynastolatka, lecz nie miała wątpliwości, kim są: ciemne włosy,
dołeczki – wszystko jak dawniej.
– Proszę mi podać rękę, droga przyjaciółko – szepnął –bo w
przeciwnym razie dostojne matrony wytargają mnie za uszy. Jestem
Jack. Jack Keith.
4
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl