Maggie Osborne - Uklad, ebooki, Nowy folder (2)

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MAGGIE OSBORNE
Przełożyli
Grażyna i Krzysztof Stefaniukowie
Wydawnictwo Da Capo Warszawa
1 ~
- Nigdy o pani nie słyszałam. Nie znam pani, nie mam też nic do powiedzenia - stwierdziła
chłodno Jenny Jones i odwróciła się plecami do kobiety, którą strażnik właśnie wprowadził do jej celi.
Przez zakratowane okno dostrzegła meksykańskiego oficera, który ze znudzoną miną
musztrował pluton egzekucyjny. Po plecach przebiegły jej ciarki; wytarła spocone dłonie w stare, o
wiele za duże spodnie.
Jutro o świcie spojrzy w wycelowane prosto w nią lufy sześciu karabinów. Miała nadzieję,
że zanim ją rozstrzelają, pęcherz nie odmówi jej posłuszeństwa; chyba wystarczy jej odwagi, by
umrzeć z odrobiną godności.
- Przyszłam ocalić ci życie - rzekła cicho
senora
Marguarita Sanders. To wyrwało Jenny z
zadumy. Zaskoczona, odwróciła się w jej stronę i patrzyła, jak kobieta przykłada koronkową
chusteczkę do arystokratycznego nosa, najwyraźniej nie mogąc znieść smrodu panującego w celi.
Wytwornie ubrana dama rozejrzała się po ciasnym pomieszczeniu i lekko westchnęła, po czym wzięła
w dłonie poły sukni, zamierzając usiąść na gołym materacu.
- Nie radziłabym - ostrzegła ją Jenny i spojrzała znowu przez okno. - Siennik aż się roi od
wszy.
Jej ubranie nie było w lepszym stanie, ale nie miało to już większego znaczenia. Wytarła
ścierką spoconą szyję i doszła do wniosku, że rosnący upał i bezustanne brzęczenie much w celi
doprowadzą ją do szaleństwa. Obserwowała, jak sześciu obdartych żołnierzy zmierza niechlujnym
szykiem w stronę muru podziurawionego kulami. Żaden z nich nie wyglądał na strzelca wyborowego.
Ciekawe, jak długo będą do niej strzelać, zanim ją w końcu zabiją - znając jej szczęście, potrwa to
przynajmniej do południa.
- Pardone,
słyszałaś, co powiedziałam? - zapytała łagodnie Marguarita Sanders. Przetarła
chustką brudny taboret i po krótkim wahaniu usiadła; zachowywała się tak, jakby chciała tam zostać
nieco dłużej. Jej jedwabna halka nadęła się niczym balon i falując, opadła na brudną podłogę.
- Bardzo to dramatyczne. - Jenny zaśmiała się sucho. - Dobrze, zgadzam się. Proszę mi tylko
powiedzieć,
senora,
jak pani chce uratować mi życie? - Ponownie przeniosła wzrok na gościa. -
Zamierza pani zorganizować ucieczkę? Zlikwidować pluton egzekucyjny, a może anulować mój
wyrok?
Senora
Sanders odkaszlnęła w chusteczkę, spojrzała na kontrastujące z bielą koronek krople
krwi, po czym zgniotła materiał w dłoni.
- Kaszle pani krwią. - Jenny z zainteresowaniem przyjrzała się twarzy kobiety. - Pani umiera
- stwierdziła bez ogródek.
Wysokie kości policzkowe przybyłej, pokryte trupiobladą skórą, sprawiały dość ponure
wrażenie i mówiły o zbliżającej się śmierci. Wokół jej ciemnych oczu widniały fioletowe cienie,
upięte zaś w kok włosy były szare i pozbawione połysku. Przyglądając się jej, lenny dostrzegła, że
musiała być kiedyś niezwykle piękna. Teraz jednak niezdrowa cera i przedwczesne zmarszczki
dodawały jej przynajmniej dziesięć lat.
- Czemu nie leży pani w łóżku? Po co pani tu w ogóle przyszła? - zapytała Jenny nieco
łagodniejszym tonem. Brudną ręką wskazała na blaszany sufit, pod którym rozżarzone powietrze
mieszało się z odorem celi. - To nie jest miejsce dla pani. Proszę wracać do siebie.
Jej dom to zapewne jedna z tych wielkich hacjend za dolinÄ…. Koronkowa chusteczka oraz
przedniej jakości materiał sukni i peleryny jednoznacznie świadczyły o zamożności kobiety. Cienka
linia nosa i delikatne rysy twarzy, a także styl mówienia i pewien nieokreślony powiew pewności
siebie wskazywały na arystokratyczne pochodzenie. Zapewne jedynym zajęciem, jakie przyszło jej
wykonywać bez pomocy służby, było podnoszenie widelca do ust.
W obecności takich kobiet Jenny czuła się po prostu nieswojo - jak wielka, niezgrabna kula,
poruszająca się z gracją narowistego muła, jednego z tych, których używała do pracy. Istoty podobne
do Marguarity Sanders zamieszkiwały inny, lepszy świat, który Jenny ledwie mogła sobie wyobrazić.
Wydęła usta.
Senora
Sanders nie nosiłaby tego samego brudnego ubrania przez okrągły
miesiąc, nie cieszyłaby się z kupna zarobaczonego siennika za dwa grosze, a już na pewno nigdy nie
leczyła odcisków na dłoniach. Jenny mogłaby postawić połowę z reszty życia, jakie jej jeszcze
pozostało, że nie zdarzyło się jej opuścić żadnego posiłku, a tym bardziej przygotować czegoś
własnoręcznie. Tę śliczną główkę zaprzątały pewnie inne myśli, może coś w rodzaju: jaką wybrać
kreację na kolejne przyjęcie.
Jenny schyliła sie i splunęła na podłogę, chcąc pozbyć się gorzkiego smaku zazdrości, a
potem zerknęła na kobietę, jakby chciała sprawdzić, czy zaszokowała tym niezwykłego gościa.
Senora
Sanders nie zauważyła jednak tej oznaki potępienia. Znowu kaszlała z oczami
przymkniętymi z wysiłku, zasłaniając usta poplamioną krwią chustką.
Gdy minął atak, jeszcze przez dłuższą chwilę dyszała ciężko i starała się złapać oddech w
rozpalonym powietrzu.
- Jutro rano o piątej trzydzieści - odezwała się w końcu - ojciec Perez przyjdzie tu wysłuchać
twojej spowiedzi.
- Może mu pani powiedzieć, żeby nie zrywał się tak wcześnie, nie jestem katoliczką.
- Będzie ubrany w długą sutannę z obszernym kapturem, strażnicy zostali już uprzedzeni -
ciągnęła niewzruszenie Marguarita. Przyłożyła rękę do piersi i odetchnęła z trudem. - Tyle że to nie
będzie ojciec Perez, ale ja. Zamienimy się rolami. - Przebiegła wzrokiem po starych spodniach Jenny i
luźnej męskiej koszuli, na których zebrał się brud z całego miesiąca. - Dowódca plutonu, człowiek
nieco ograniczony, został poinformowany, iż nie życzysz sobie, by jego ludzie widzieli przy egzekucji
twoją twarz. Poprosiłaś o kaptur, co zresztą żołnierze przyjęli z ulgą, nie przywykli bowiem strzelać
do kobiety. Uzgodniono ponadto, że kaptur przyniesie ci i założy właśnie ojciec Perez.
- Co, u diabła, pani sugeruje? - Jenny wlepiła w kobietę zdumiony wzrok. Zwinięte w pięści
dłonie zwisały po bokach. - Mam stąd wyjść, udając ojca Pereza? Pani zaś zginie pod murem zamiast
mnie?
Marguarita Sanders przysłoniła chustką blade usta, kaszlnęła i przytaknęła ze zmęczeniem.
- Właśnie, umrę zamiast ciebie.
Pośród upalnej ciszy słychać było jedynie okrzyki meksykańskiego oficera, musztrującego
żołnierzy. Pod oknem celi ktoś przejechał konno, a z oddali dochodziło ujadanie psa. Nagły podmuch
wiatru przyniósł zapach chili i świeżo upieczonych tortilli.
- W porządku, słucham pani uważnie. - Dziewczyna odeszła od okna i usiadła na materacu.
Wbiła w kobietę błękitne oczy. - O co tu chodzi? Co tak ważnego mam zrobić, że jest pani gotowa
zapłacić za to życiem?
- Powiedziano mi, że mówisz dosadnie i bez owijania w bawełnę. - Marguarita uśmiechnęła
się i Jenny przez moment dostrzegła w niej dawno zgasłą piękność.
- Nie dostąpiłam zaszczytu starannego wychowania i zazwyczaj mówię to, co myślę, -
Dziewczyna porównała delikatną, gładką skórę rąk przybyłej z własną. Na opuszkach palców czuła
liczne zgrubienia, a popękane od wiatru i słońca dłonie przypominały starą, farbowaną na ciemno
bawolą skórę. W ostatniej chwili powstrzymała się przed schowaniem rąk między udami i uśmiech-
nęła się lekko do siebie. Nie potrafiła sobie przypomnieć, kiedy ostatnio okazała choćby ślad kobiecej
próżności.
- Nie przychodzi mi do głowy nic, co mogłabym ofiarować za moje życie, ale pani z
pewnością ma coś konkretnego na myśli. O co właściwie chodzi?
Dziewczyna patrzyła na kobietę, starając się odgadnąć, jaka może być cena jej życia. Na
pewno ogromna, to nieuniknione. Wyczuła, że Marguarita Sanders oczekuje czegoś, co niełatwo jest
zdobyć i dla czego warto umrzeć.
- Oto, czego żądam w zamian za to, że zginę za ciebie. - Kobieta odwzajemniła twarde
spojrzenie Jenny.
- Zabierzesz moją sześcioletnią córeczkę, Gracielę, do jej ojca w Karolinie Północnej. - Gdy
Jenny otworzyła usta, by przemówić, kobieta podniosła drżącą dłoń. - Jeśli się okaże, że mój mąż nie
żyje, musisz obiecać, że wychowasz Gracielę jak własną córkę. Nie możesz jej oddać pod opiekę
żadnego z dziadków ani nikogo, kto poda się za jej krewnego. Jeżeli z jakiegoś powodu nie zdołasz
zawieźć jej bezpiecznie do ojca, musisz zadbać o nią jak o rodzone dziecko i opiekować się nią do
czasu, aż z własnej i nieprzymuszonej woli wyjdzie za mąż i się usamodzielni. Oto interes, jaki chcę z
tobą ubić, moja cena za darowanie ci życia.
Osłupiała Jenny otworzyła usta. Poczuła się, jakby dostała obuchem w głowę.
- To jakieś szaleństwo - wykrztusiła w końcu. - Jeśli kocha pani córkę, w co nie wątpię,
skoro jest pani gotowa dla niej zginąć, dlaczego powierza ją pani zupełnie obcej osobie? Oprócz lego,
że mam być rozstrzelana za zabójstwo żołnierza, nic pani o mnie nie wie!
Nieznajomą wstrząsnął kolejny atak kaszlu. Kiedy wreszcie złapała oddech, powachlowała
twarz rękawiczkami i kiwnęła głową. - Wiem, że jesteś nadzwyczaj uczciwa. Nie było żadnych
świadków. Mogłaś zaprzeczyć, że zabiłaś tę bestię, która cię zaatakowała. Ty jednak przyznałaś się do
wszystkiego.
– I proszę tylko spojrzeć, dokąd mnie to zaprowadziło! - Jenny wskazała na kamienne mury
celi. - Nikt nie dał wiary, że mężczyzna, nawet pijany żołnierz, mnie napastował.
- Jeśli moje informacje są ścisłe, wystarczająco długo zajmowałaś się handlem w okolicach
Chihuahua, by wiedzieć, że zostaniesz stracona, gdy tylko przyznasz się do zastrzelenia
senora
Monteza. - Marguarita przyjrzała się jej uważnie. - Czemu nie skłamałaś? - W jej oczach pojawił się
błysk ciekawości.
Jenny ze złością podeszła do okna i chwyciła się krat, nie zważając, jak gorące jest rozgrzane
słońcem żelazo.
- Jedyne, co mi pozostało, to uczciwość - odezwała się po chwili niskim głosem. - Nie mam
rodziny ani nikogo bliskiego, nawet nie jestem ładna. Brak mi pieniędzy i z pewnością nie czeka mnie
świetlana przyszłość. Honor mogę podeprzeć tylko swoim słowem. - Uniosła głowę. - Kiedy Jenny
Jones coś powie, można się założyć o ostatni grosz, że to prawda.
- Tak też mi powiedziano.
- Bez tego nie miałabym nic i pozostałabym nikim. - Zobaczyła przez ramię, że kobieta
ponownie przykłada zakrwawioną chusteczkę do ust. - Chyba każdy, nawet ja, potrzebuje w życiu
oparcia, czegoś, czego można się trzymać. Właśnie uczciwość pozwala mi wierzyć, że mam prawo
chodzić po tym świecie. I bez względu na to, jak się sprawy potoczą, Jenny Jonespozostanie w
ludzkiej pamięci jako kobieta uczciwa. To jedyna dobra rzecz, którą można o mnie powiedzieć.
I przez uczciwość rozstrzelają mnie wkrótce w meksykańskim więzieniu, pomyślała z
gorzkÄ… ironiÄ….
- Oczywiście mogłam skłamać podczas tej parodii procesu sądowego - wycedziła przez
zaciśnięte zęby, spoglądając przez okno na ceglany mur otaczający dziedziniec. - Pewnie pani sądzi,
że jestem głupia, bo tego nie zrobiłam. Jednak kłamstwo oznaczałoby zniszczenie we mnie jedynej
dobrej cechy. - Podrapała się palcami po głowie pełnej wszy. - Jeśli mam się zaprzeć swego słowa, z
dwojga złego wolę umrzeć. Bo lepsza już śmierć z honorem niż podłe życie bez przyszłości.
Od tej przemowy aż zaschło jej w gardle. Z jej głosu przebijało zawstydzenie. Miała ochotę
mocno się kopnąć. Po co wyjawiała swoje najskrytsze myśli przed tą zwariowaną damą?
- Właśnie, twoja uczciwość - stwierdziła łagodnie Marguarita Sanders - To ze względu na
nią powierzam ci misję dostarczenia Gracieli do ojca. Wierzę, że dotrzymasz warunków naszej
umowy.
- Jeszcze nic nie uzgodniłyśmy. - Jenny żachnęła się. Gdy oparła się o ścianę, doszedł ją
delikatny zapach pudru. - Jest kilka rzeczy na mój temat, o których pani nie wie, a i mnie ciekawią co
niektóre sprawy. Na przykład ... - Spojrzała na bogate hafty na niebieskim kapturze Marguarity. -
Dlaczego wybrała pani zupełnie obcą osobę? Nie ma pani krewnych, którzy mogliby zawieźć dziecko
na północ?
- Naturalnie, że mam. - Marguarita przyjrzała się plamom krwi na chusteczce. Kiedy
podniosła głowę, w jej oczach błysnęło rozgoryczenie. - W wiosce mieszka dużo moich kuzynów,
mimo to żaden z nich nie uroniłby łzy na wiadomość o śmierci Gracieli. - Wzięła głęboki oddech. -
Moja opowieść jest długa i przepełniona łzami, ale postaram się ją pokrótce streścić.
- Nigdzie się nie wybieram - odparła Jenny i wróciła na materac. - Ma pani czas aż do świtu,
proszę tylko nie płakać, bo nie znoszę szlochających kobiet.
- Wyrosłam w Kalifornii na ranczo, które graniczyło z posiadłością rodziców Roberto -
zaczęła kobieta. Skierowała wzrok na promienie słońca wpadające przez kraty. - Moja rodzina
nienawidziła gringo, czyli obcych, rodzice Roberto zaś nie cierpieli Hiszpanów. - Marguarita
wzruszyła ramionami i lekko się uśmiechnęła. - Kochałam go do szaleństwa. - Jej opowieść przerwał
gwałtowny atak kaszlu.
- Powinna pani leżeć w łóżku - wtrąciła Jenny, ale kobieta nie zwróciła na te słowa
najmniejszej uwagi.
- Zaszłam w ciążę, gdy miałam szesnaście lat i wiadomość ta omal nie zabiła mojego ojca.
Jego wstyd i rozpacz nie znały granic. - Spojrzała na zwiniętą w dłoni chusteczkę. - Ma się rozumieć,
rodzice nie pozwolili nam się pobrać. - Kobieta uniosła głowę i spojrzała na blaszany sufit. - Kiedy
ojciec odesłał mnie tutaj, do ciotki, Roberto niebawem mnie odnalazł i wkrótce potem pobraliśmy się
w Los Angeles.
- Więc dlaczego nie ma go tu z panią?
- To proste. Ja jestem jedynaczką, lecz Roberto jest starszym z dwóch braci, więc gdyby
pojechał ze mną, ojciec by go wydziedziczył.
Jenny wcale nie spodobał się ten człowiek, który przedkładał spadek nad młodą żonę i
dziecko.
- Ani rodzice Roberto, ani moi nie uznali naszego związku. - Z oczu kobiety wyzierał ból, a
potem pojawiła się determinacja. - Ale po mojej śmierci ojciec będzie musiał uznać za wnuczkę
Gracielę, a wówczas stanie się jego jedyną spadkobierczynią. - Napotkała pytający wzrok Jenny. -
Ojciec jest człowiekiem bardzo zamożnym,
senorita
Jones, ciotka również. Ale nie można tego
powiedzieć o kuzynach. W razie śmierci Gracieli moi zachłanni krewni jako następni w kolejce
odziedziczą fortunę. Tutaj, w tak biednym regionie kraju, staną się bogaczami. Już widzę, jak zerkając
na Gracielę, spekulują, co będzie, jeśli mała umrze ...
- Rozumiem. - Jenny zmarszczyła czoło. - Gdy nie będzie pani w pobliżu, żeby ją chronić,
krewni zabijÄ… dziecko.
- To straszne, co mówię, ale taka jest prawda, przyznaję to z przykrością - Marguarita
wzdrygnęła się. - Od bogactw i życia w przepychu dzielić ich będzie jedynie mała dziewczynka.
Dlatego nigdy nie powierzÄ™ im dziecka.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl