Maczuga, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dariusz FilarMaczugaSzary jeep sun�� szerokim, b�otnistym traktem, w jaki nie ucz�szczan�, poln� dro�yn�przemieni�y ko�a wojskowych ci�ar�wek.- Ju� niedaleko - powiedzia� kierowca, pryszczaty ch�opak z naszywkami kaprala nar�kawie bluzy.Siedz�cy obok m�czyzna poprawi� okulary i wpatrywa� si� w jaki� odleg�y punkt.- Przy czo�gach? - spyta�.- Nie - odrzek� kierowca - tam jest tylko wartownia, a to le�y za wzg�rzem.Silnik zawy� na wysokich obrotach i jeep pocz�� si� wolno pi�� ku szczytowi wznie-sienia. Dotar� tam wreszcie i wtedy pasa�er wyda� cichy okrzyk. Kapral popatrzy� na niegoz u�miechem.- Wszystkich to zadziwia - powiedzia�. Pasa�er zmiesza� si�.- Ogromne - wykrztusi� - nie my�la�em... doprawdy, nie my�la�em...- Prawie kilometr d�ugo�ci - powiedzia� kapral zatrzymuj�c samoch�d. - Niech panidzie do tego zielonego namiotu, czekaj� tam na pana.Pod brezentow� p�acht� panowa� p�mrok i min�a chwila, nim oczy przybysza zdo-�a�y do niego przywykn��. Nad pokrytym mapami sto�em pochyla�o si� kilkunastu oficer�wi cywil�w.- Dzie� dobry, profesorze - powiedzia� pu�kownik ze znaczkami s�u�by kosmicznej nawy�ogach munduru. - Prosz� bli�ej.Nowo przyby�y podszed� ku stoj�cym. Zna� wielu spo�r�d nich; wysoki brunet to Al-gor, s�awny astronom, obok niego czo�owy konstruktor silnik�w rakietowych, potem Erlii Blamm, fizycy, i Olssen, chemik.- Dzisiejszej nocy - rozpocz�� pu�kownik - rz�d powzi�� decyzj� o zorganizowaniugrupy ekspert�w, w kt�rej sk�ad postanowiono powo�a� w�a�nie nas, panowie. Jeste�my ju�w komplecie, przejd�my wi�c od razu do rzeczy. To, co widzieli�cie na zewn�trz, opad�o napowierzchni� Ziemi wczorajszej nocy. Wiadomo�� przynie�li mieszka�cy pobliskiej wioski,kt�rzy ogarni�ci panik� porzucili swoje domostwa i uciekli do po�o�onego na wsch�d st�dmiasteczka,Pu�kownik stukn�� ko�cem o��wka w czerwony punkt oznaczaj�cy na mapie miejsceznaleziska, a p�niej w wielobok obrazuj�cy pl�tanin� w�skich uliczek.- W kilka godzin p�niej - ci�gn�� dalej - w rejon, w kt�rym si� znajdujemy, wys�a-no samolot zwiadowczy, a jego pilot wykona� i przekaza� do sztabu kilkadziesi�t zdj��. Podwiecz�r dotar�y tutaj pierwsze oddzia�y rozpoznania chemicznego, bakteriologicznegoi promieniotw�rczego - �adnego niebezpiecze�stwa nie stwierdzono. O czwartej nad ranempremier podpisa� dokument powo�uj�cy do dzia�ania nasz� grup�. Mamy dok�adnie zbada�obiekt, ustali� jego budow� i pochodzenie. Wiemy dot�d niewiele. Poznali�my tylko uderza-j�ce rozmiary znaleziska: d�ugo�� - dziewi��set osiemdziesi�t osiem metr�w, wysoko�� - wa-haj�c� si� od sze��dziesi�ciu do dwustu czterdziestu metr�w. Stwierdzili�my tak�e, �ez nieznanych powod�w obiekt nie zosta� dostrze�ony przez �adn� ze stacji radiolokacyjnychkontroluj�cych obszar powietrzny naszego pa�stwa. Wst�pne dociekania wykazuj�, �e l�do-wanie obiektu nie wywo�a�o najmniejszego ha�asu czy wstrz�su, mieszka�cy wioski niczegosobie nie przypominaj�. �agodno�ci upadku - dowodzi te� minimalne zag��bienie tej ogrom-nej masy w tutejszym grz�skim gruncie - nie przekracza ono dw�ch metr�w. Dla uspokojeniawzburzonej plotkami publiczno�ci dzisiejsza prasa poda komunikat o znalezieniu wielkiegometeorytu. Nasze badania potwierdz� t� wiadomo�� albo... - zastanawia� si� chwil� - albodostarcz� innego wyja�nienia.Powoli opuszczali namiot. Deszcz, kt�ry si�pi� nieprzerwanie od trzech dni, usta�i przez zas�on� chmur przeb�yskiwa� pocz�y promienie s�o�ca. W ich blasku ob�y kszta�tzalegaj�cy zieleniej�ce m�odym zbo�em pola wydawa� si� jeszcze pot�niejszy. Majorw czarnym mundurze wojsk rakietowych przepycha� si� ku m�czy�nie, kt�ry ostatni przyby�na zebranie w namiocie.- Profesorze Loani - zawo�a�.Tamten odwr�ci� si�, chwil� uwa�nie przypatrywa� si� majorowi, potem przyja�nieskin�� mu g�ow�.- Gleen - powiedzia� - pami�tam, ucz�szcza� pan na moje wyk�ady, nie wiedzia�em, �epracuje pan teraz dla armii.. - Od trzech lat - odpar� Gleen.Przez chwil� szli w milczeniu.- Co pan o tym s�dzi? - spyta� Gleen.- Na razie nic.- To nie pochodzi z Ziemi.- Zapewne, minie jeszcze sporo lat, nim zaczniemy budowa� rakiety tych rozmiar�wi wyposa�ymy je w silniki zapewniaj�ce precyzj� manewru, a zarazem dzia�aj�ce bezd�wi�-kowo.- S�dzi pan, �e wyl�dowa� u nas statek pozaziemskiej cywilizacji? - szepn��w zadumie Gleen.- No, c� - ironiczny grymas przemkn�� przez twarz Loana - nigdy nie s�ysza�emo opadaj�cych mi�kko i bezszelestnie meteorytach... zw�aszcza o takiej masie... My�l�, �enie tylko ja mam w�tpliwo�ci - doda� - inaczej nie przysy�ano by tutaj konstruktor�w rakieto-wych.- To prawda - zgodzi� si� Gleen. - Nie czuje pan l�ku, obawy przed nieznanym?- Raczej zaw�d - odpar� Loan. - Wyobra�a�em sobie zawsze, �e pierwsze spotkanieb�dzie bardziej uroczyste.Zbli�ali si� do pot�nego obiektu.- Wygl�da jak maczuga - powiedzia� Erli.- Maczuga... rzeczywi�cie... - podchwyci�o kilka g�os�w.Stan�li w cieniu, jaki rzuca�a jej grubsza, obuchowata cz��. Olssen nie�mia�o dotkn��czarnej, chropowatej powierzchni.- Metal... - powiedzia� niepewnie. Ruszyli wzd�u� �maczugi� i po kilkunastu minu-tach zatrzymali si� obok jej r�koje�ci. Ostatnie dwie�cie metr�w ja�niejszej �ciany pokrywa�zawi�y wz�r zbudowany z drobniutkich barwnych element�w - tr�jk�t�w i r�norakichczworobok�w. Przygl�dali mu si� zaskoczeni.- Dziwne - powiedzia� Olssen - zrazu wydaje si� regularny, a w chwil� p�niej tworzybez�adn� gmatwanin�.- Szybko m�czy wzrok - rzuci� kto� ze stoj�cych z ty�u.Nie oponowano, wszyscy ukradkiem zerkali na s�siad�w pr�buj�c odgadn�� ich my-�li. P�niej nast�pi�a narada, w czasie kt�rej ustalono plan badania maczugi. Zamierzano, podok�adnej obserwacji, utrwali� obraz obiektu na fotografiach; pobranie pr�bek i poddanie ichwszelkim znanym nauce analizom przewidziano na drugim miejscu. Trzeci punkt planuwskazywa� wydr��enie w maczudze otwor�w i poznanie jej wn�trza.Nast�pnego dnia rankiem gromada naukowc�w i fotografik�w obsiad�a maczug� nawz�r much rzucaj�cych si� na pozostawione bez nakrycia jad�o. Wykonano kilkadziesi�t ty-si�cy zdj��, zapisano i wype�niono szkicami dziesi�tki notatnik�w. Wieczorem eksperci za-siedli przed ekranem, na kt�rym wy�wietlano zanotowane na barwnych kliszach obrazy.- Mia�em racj�! - wykrzykn�� nagle Olssen.Obr�cili si� ku niemu zaskoczeni.- Jeszcze raz poprzednie uj�cie - powiedzia� do operatora.Na ekranie zagra� intensywnymi kolorami silnie powi�kszony fragment geometrycznejmozaiki, kt�r� poprzedniego popo�udnia zobaczyli na r�koje�ci maczugi.- Nast�pna klatka - zarz�dzi� Olssen. Znowu pokaza�a si� mozaika. Przyjrzeli si� jejuwa�niej i dostrzegli, �e precyzyjne na poprzednim zdj�ciu kszta�ty uleg�y wygi�ciui za�amaniom. - Dalej - powiedzia� Olssen.Ka�da nast�pna klatka kolorowego filmu ukazywa�a rosn�cy galimatias, wreszciezbudowany z tr�jk�t�w i czworobok�w wz�r zmieni� si� w dr�cz�cy oczy chaos zawi�ychform i intensywnych barw.- Obiektywy nie mog�y si� myli� - powiedzia� Olssen. - Wz�r zmienia si� co pewienczas.- Wi��e pan z tym jakie� domys�y? - spyta� pu�kownik.Olssen wzruszy� ramionami. Po kr�tkiej dyskusji wz�r na r�koje�ci zdecydowanopodda� sta�ej obserwacji.Trzeciego dnia akcji przyst�piono do pobierania pr�bek tworzywa, z kt�regozbudowana by�a maczuga. Po trzech godzinach pracy kieruj�cy wiertark� in�ynierzrezygnowany machn�� r�k�.- To do niczego I - powiedzia�. - Sporz�dzone z najtwardszych materia��w ostrzaurz�dzenia p�ka�y jedno po drugim nie pozostawiaj�c na �cianach maczugi najl�ejszej nawetrysy.- Spr�bujmy w innym miejscu - zaproponowa� Blamm.Zamontowana na elektrycznym w�zku wiertarka ruszy�a wzd�u� pot�nego kad�uba.Zatrzymali j� kilka metr�w dalej i znowu uruchomili wiert�o. Ta�czy�o chwil� nie mog�cwgry�� si� w tward� pow�ok�, a potem p�k�o z suchym trzaskiem. Nim zapad� zmierzch,wypr�bowano dziesi�tki wiertarek, pi�, palnik�w. Bez rezultatu. Wieczorna narada sztabuekspert�w trwa�a kr�tko. Chemicy zg�osili gotowo�� przeprowadzenia do�wiadcze�bezpo�rednio na maczudze. Propozycj� przyj�to.Nast�pnego dnia od �witu poddawano powierzchni� maczugi dzia�aniu niezliczonychsubstancji, ale opiera�a si� im r�wnie dobrze, jak sile mechanizm�w i wysokimtemperaturom.- Nic si� jej nie ima - powiedzia� po kilku godzinach pracy Olssen. - Z zewn�trzn�warstw� nie damy sobie rady.- Zaczniemy prze�wietlenia - zdecydowa� Blamm.Podci�gni�to do �cian kolosa kilkana�cie, zbudowanych w oparciu o r�ne systemyaparat�w prze�wietlaj�cych. �aden nie spe�ni� swego zadania - ekrany razi�y ostr� biel� lubpozostawa�y ciemne, ale nie pokaza� si� na nich ani jeden kszta�t, ani jeden najl�ejszychocia�by kontur. Wieczorne zebranie przebiega�o tego dnia burzliwie.- Panowie - przemawia� pu�kownik. - Czterodniowa praca nie wzbogaci�a naszejwiedzy o maczudze o najskromniejszy nawet fakt, kt�ry rzuci�by �wiat�o na jej pochodzeniei budow�. Poza odkryciem metamorfoz wzoru na r�koje�ci, kt�rych przyczyny i celu niepotrafimy zreszt� wyja�ni�, poza stwierdzeniem, �e nie umiemy przebi� skorupy i niezdo�amy zajrze� do wn�trza maczugi - nie ustalili�my niczego.Po pu�kowniku zabra� g�os Blamm:- Pr�bowali�my wielu �rodk�w, ale substancja, z kt�rej zbudowana jest maczuga,potrafi�a si� im oprze�. Innymi urz�dzeniami - bezradnie roz�o�y� r�ce - nie dysponujemy.- Wi�c kto to zrobi?! - wykrzykn�� pu�kownik. - Jeste�cie przecie� najwybitniejszymispecjalistami.- Tutaj potrzeba wybitniejszych od nas - powiedzia� Erli. - Zas�b informacji niezb�dnydo zbadania tajemnicy maczugi ludzko�� mo�e zgromadzi� za rok, za dziesi�� lat, nawet zasto...- Chce pan przez ten czas �y� w nie�wiadomo�ci? - spyta� pu�kownik. - Przecie�w mac...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]