Macierz, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MARIA RODZIEWICZ�WNAMACIERZIW g�uch� noc kto� dobija� si� gwa�townie do mieszkania stanowego � w miasteczkuOranach.D�ug� chwil� urz�dnik si� nie odzywa� my�l�c, �e to wicher listopadowy szamoceokiennicami, wreszcie zerwa� si� z pos�ania.� Kto tam? Czego? � krzykn�� zapalaj�c �wiat�o.� Wasza wielmo�no�� � prosz� co rychlej do dworu. Tam ubili cz�owieka � odpar� g�osza oknem.Stanowy rozbudzi� si� w okamgnieniu. Mord nie trafia si� co dzie�, a w Oranach nie trafia�si� nawet od lat paru. Po chwili cz�owiek zza okna zosta� wpuszczony do pokoju i podczasgdy si� urz�dnik ubiera�, odpowiada� na �wawe zapytania.� Kto zabity?� Gdzie?� Kto zabi�?�� Kontrolera ubi� �owczy przy kartach u komisarza.� Ca�kiem, na �mier� zabi�?� Ju�ci, bo komisarz wylecia� na ganek i na nas wszystkich nocnych str��w �zagwizda��.Romana pos�a� po doktora, mnie do waszej wielmo�no�ci, a Markizowi kaza� w progu sta�.� Id��e po uradnika � niech we�mie ze sob� setnika i jeszcze dw�ch ch�op�w i niechtam duchem b�d�.Ch�op wyszed�, a stanowy rozbudzi� swego pisarza i obadwaj ruszyli szybko w stron�dworu. Rozmawiali naturalnie o wypadku.� Nasz knia� nazsy�a tu �miecia z ca�ego �wiata, co dziwnego, �e si� zarzynaj�! � m�wi�niech�tnie pisarz. � Ten �owczy jak zb�j wygl�da, nigdy w oczy nie patrzy, pije, docz�owieka nigdy po ludzku nie zagada, z nikim nie �yje. Ja zawsze my�la�, �e on si� kiedyobwiesi, a ot, inn� sztuk� uci��, ale nam zawsze k�opot i pisanina.� Komisarz g�adki cz�owiek. Ten z lud�mi umie �y�. Niemi�a mu historia! Szkoda!Miasteczko od dworu oddziela rzeka. Za ni� s�a�y si� ogrody, sady, parki, os�aniaj�cepa�ac, a troch� na uboczu sta�y folwarczne zabudowania, a na ich wst�pie dom rz�dcy �zwanego tu komisarzem. By� nim od trzech lat pan J�zef Bielak.Dom by� o�wietlony, wko�o ju� sporo gapi�w. W progu spotka� ju� stanowy uradnika ich�opsk� policj� w medalach.� Zab�jca nie uszed�? � spyta�.� Nie, wasza wielmo�no��!� Nie puszcza� bez rozkazu. Doktor jest?� Jest!W pokoju, gdzie mord si� odby�, pali�o si� �wiec par� i lampa na karcianym stole. Zabityle�a� na ziemi � jak si� zwali� z krzes�a � kl�cza� nad nim doktor i m�oda dziewczyna.Na stole le�a�y rozrzucone karty, pot�uczony kieliszek, par� fili�anek z herbat� i na roguflaszeczki i narz�dzia lekarskie.Gospodarz domu, pan Bielak, podawa� doktorowi wod�, kt�r� zlewano g�ow� trupio blad�,z nieznaczn� sino�ci� na lewej skroni.� Jak�e? �yje? Zemdla�? � spyta� stanowy.Doktor powsta� i skrzywi� si�.� Trup! � mrukn�� �cieraj�c r�ce serwet�.� A gdzie zab�jca?Zwr�cili si� wszyscy. Bielak usun�� st� i wtedy ujrzano, �e na kanapie za nim le�a� te�cz�owiek jakby martwy. Le�a� na wznak, z odrzuconymi ramiony, z�by mia� kurczowozaci�ni�te, oczy zamkni�te.Doktor dotkn�� twarzy, poruszy� go, wtedy osun�a si� prawa r�ka i upad�o z niej co� naziemi�.� Pijany! �pi! � rzek� doktor, a stanowy podni�s� z ziemi �elazny kastet.� Tym go machn��! � rzek�.� A tym! � odpar� lekarz. � Trafi� w sam� skro�. Jak na pijanego, �wietna precyzja!� No, niech �pi. Nic z niego dzi� nie dob�dziemy.� Panie, czy mog� zw�oki st�d zabra�? � spyta�a m�oda dziewczyna dziwnym jakim�,twardym g�osem.� Jeszcze nie! Po spisaniu protoko�u.Oprz�tni�to st�, i pisarz zabra� si� do swej czynno�ci. Bielak opowiedzia� ca�e zaj�cie.Wieczorem, o godzinie �smej przyszed� do niego kontroler Henryk Jasi�ski na karty,czekali na partnera Sop��k� do dziesi�tej, zamiast tego� zjawi� si� nadle�ny WiktorSzczepa�ski w interesie s�u�bowym, melduj�c o schwytaniu k�usownika Seredy, kt�regostrzelb�, po uporczywym boju, chcia� w�a�nie odes�a� do policji. Szczepa�ski, jak zwykleponury i rozdra�niony walk� z ch�opem, przy tym zda� si� Bielakowi niezupe�nie trze�wym,wi�c za�atwiwszy interes, rad by� go co rychlej po�egna�, gdy Jasi�ski wszcz�� z nimrozmow� przyjacielsk� i nam�wi� do winta.Zdziwi� si� Bielak, gdy Szczepa�ski przysta�, bo wiedzia�, �e ci dwaj przed tygodniemmieli zaj�cie o Pokotynk�, dziewczyn� w��cz�g�, s�u��c� u Szczepa�skiego. Zasiedli do kart iczas jaki� grali spokojnie, ale Jasi�ski pocz�� przegrywa� i dogadywa� �owczemu, kt�ryistotnie pope�nia� ci�gle omy�ki. Od s�owa do s�owa, Szczepa�ski karty cisn�� i wsta�.� Przegra� pan z mojej racji, to ja zap�ac� za pana i �egnam � zawo�a�.Pocz�� szuka� pieni�dzy w kieszeni, doby� kastet, potem dopiero portmonetk�.Jasi�ski obrazi� si�, zerwa� si� tak�e i powiada:� My�la�em, �e pan tylko �le gra, ale pan w dodatku cham i gbur, z takim si� nie tylko dokart nie siada, ale go si� za drzwi wyrzuca.Wtedy Szczepa�ski z b�yskawiczn� szybko�ci� chwyci� kastet i zanim Bielak zdo�a�przyskoczy�, krzykn�� � uderzy� Jasi�skiego w g�ow�. Jasi�ski si� zachwia� og�uszony,szaleniec rzuci� si� na niego i drugim razem, obali�, wtedy go Bielak za ramiona chwyci�,odepchn�� i ju� nie zwa�aj�c, co si� z nim dzieje, skoczy� po wod�, i widz�c, �e le�y bezruchu, pocz�� sygna�owa� nocnych str��w.� Pili du�o obydwa? � spyta� stanowy.� Pili arak z herbat�, a potem go zapalili i tak gor�cy pili.� A w domu opr�cz pana kto by� wi�cej?� Tylko s�u��ca. Zasta�em j� drzemi�c� w kuchni i pos�a�em co rychlej po pann� Jasi�sk�.By�em pewien, �e to chwilowe og�uszenie i omdlenie.� A �ony pa�skiej nie ma?� Wyjecha�a przed tygodniem do rodziny.Z kolei zawo�ano do zezna� s�u��c�.Ta niewiele umia�a powiedzie�. Pan jej kaza� nastawi� samowar, poda�a herbat�, panowiebyli wtedy dwaj tylko, potem przyszed� z miasteczka Szczepa�ski, spyta�, czy komisarz wdomu, kaza� si� zameldowa� i poszed� do kancelarii.Potem j� sen zmorzy�, bo pranie mia�a tego dnia i wsta�a o �wicie, wi�c zasn�a i dopieropan j� zbudzi� wo�aj�c: �Le� po pann� Jasi�sk�, powiedz, �e brat zachorowa��.Teraz stanowy zwr�ci� si� do tej�e.� O kt�rej godzinie pani si� dowiedzia�a o wypadku?Dziewczyna podnios�a si� by�a z kolan i sta�a nad zabitym � wpatrzona we� � bez �ez,szlocha�, w jakim� kamiennym os�upieniu.Urz�dnik par� razy zapytanie powt�rzy�, dopiero zrozumia�a, �e to do niej m�wi�.� Nie patrza�am na godzin� � odpowiedzia�a oczu nie podnosz�c. � Dano mi zna�,pobieg�am i tak go znalaz�am. Czy mog� go zabra�?� Jeszcze nie, pani. Musz� by� ogl�dziny lekarskie. Potem zanios� go do mieszkania.� Niech pani si� usunie! � prosi� doktor, a Bielak zbli�y� si� do niej i doda�:� Prosz� wr�ci� do domu. To nie dla pani widok, ja wszystko za�atwi� i b�d� na us�ugipani, gdy si� te formalno�ci za�atwi�.. Konie gotowe, niech pani wr�ci do domu!�Dziewczyna jak automat skierowa�a si� do drzwi, Bielak poszed� za ni� i wr�ci� po chwili.� Da�a si� nam�wi� � rzek� do doktora. � Co prawda, s�odkiego �ycia z nim nie mia�a,ale zawsze cios straszny. Opr�cz niego nie ma nikogo na �wiecie i �adnego maj�tku,biedactwo.Doktor ramionami ruszy�.� Ten by jej te� w z�oto nie oprawi� � mrukn��.� Panie doktorze � ozwa� si� urz�dnik � umar�ego nie wskrzesimy, ale mo�emogliby�cie wytrze�wi� tego pijaka!Doktor przyst�pi� do Szczepa�skiego. Ten wci�� spa� jak drewno. Na potrz�sanie iruszanie j�cza� g�ucho, nie by�o sposobu zmusi� go do prze�kni�cia czegokolwiek.� Co za licho � mrukn�� doktor. � Delirium, nie delirium, ale ten jest kompletnieniepoczytalny. Zostawi� go w spokoju. W tym stanie nie dowiecie si� nic od niego, a i jakwytrze�wieje, niewiele co b�dzie wiedzia�.� Ka�� go zawie�� do aresztu, i basta! � mrukn�� znudzony urz�dnik.Po chwili uradnik i setnicy d�wign�li na r�kach nieprzytomnego, z�o�ono go na w�z iw�r�d gawiedzi wywieziono do miasteczka. Gawied� pozosta�a przed domem, bo trup jestciekawszym widowiskiem, i tylko za wozem pobieg� pies czarny, pokurcz szpetny,nieod��czny towarzysz �owczego, kt�ry na� czeka�, skulony pod progiem mieszkaniakomisarza, przez ca�y ten tragiczny wiecz�r.W areszcie policyjnym przele�a� Szczepa�ski a� do nast�pnego po�udnia. Wtedy dopierozdo�ano go si� dobudzi�. Usiad� na pryczy, szklannymi oczami rozejrza� si� woko�o i nagleoprzytomnia�. Nad nim sta� znajomy uradnik.� Co ja zrobi�em? Pobi�em kogo�?� Oj, gorzej. Jasi�ski nie �yje. Zdurzeli wy, tak si� napija� do bezpami�ci. Jego i waszakopi�.� Jasi�skiego zabi�em?� Nie pami�tacie?Zapytany powoli g�ow� potrz�sn��. Nie zapiera� si�, nie broni�, patrzy� w jeden punkt, nakraty okna i trz�s� si� jak w febrze. Z�by mu szcz�ka�y, na czo�o wyst�pi� pot.By� to cz�owiek trzydziestoletni, suchy, szczup�y, �redniego wzrostu. Rysy mia� ostre, oczyg��boko osadzone, ciemne w�osy na skroniach ju� siwe. Wyraz twarzy mia� co� w sobie zwilczej dziko�ci i ponuro�ci i nie uprzedza� dodatnio.� No, kiedy�cie wytrze�wieli, to ruszajmy! � rzek� uradnik.� Dok�d?� S�dzia �ledczy rano przyjecha�! Nagrzeli�cie dobrze ludzi! No, marsz!� Po co �ledztwo? Zabi�em, no to zabi�em! � zamrucza� powstaj�c. � Mnie co� tak �le,jakbym skona� mia�.� Na dworze mr�z ocuci do reszty.Wyszli na podw�rze. Szczepa�ski zatacza� si� i potyka�, blady by� i dysza� ci�ko. Uradnikgo troch� prowadzi�, troch� popycha� i tak go zawi�d� do du�ej izby, gdzie przy stole siedzia�s�dzia �ledczy nad stosem papier�w i zmierzy� wchodz�cego badawczym spojrzeniem.Ten si� o �cian� opar� i czeka�, wci�� ci�ko dysz�c.Pisarz przygotowa� papiery i zacz�y si� stereotypowe pytania:� Imi� i nazwisko? Wiek? Wyznanie?� Wiktor Szczepa�ski. Trzydzie�ci lat. Katolik.� Imi� ojca � szepn�� pisarz.� Imi� ojca? � powt�rzy� s�dzia.Sekunda jakby namys�u.� Micha�!� �yj� rodzice?� Nie!� Sk�d rodem? Jakiego stanu?� Szlachcic, witebskiej guberni.� �onaty?� Nie.By� to zwyk�y wst�p. Pytania i odpowiedzi nast�powa�y szybko i lakonicznie i w miar� natwarz winowajcy powraca� spok�j i panowanie nad sob�.Przesta� dr�e�, wyprostowa� si� i patrza� ponad g�owy ludzkie w okno.� Jeste�cie oskar�eni o zabicie Henryka Jasi�skiego uderze... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl