Maciej Korbowa i Bellatrix, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Stanisław Ignacy WitkiewiczMaciej Korbowa i BellatrixMaciej Korbowa i BellatrixTragedia w pięciu aktach prologiem1918Prolog zaginšł wraz ze spisem i charakterystykš osóbOSOBYBellatrixMaciej KorbowaBaron Hibiscus - kompozytorKsiężniczka CayambeSatanescu - skrzypekKarolina Montecalfi - była aktorkaBaron VessanyiDzinia - córeczka VessanyiegoBaar-Łuk ChanTeozoforykTetrafon PneumakonMichał WęborekJan Dexterowicz - malarzKsišżę Lykon v. Brassberg - porucznikSylfa - eks- wychowawczyni księżniczki CayambeLokajDr. MerdalBanda centralistów (szeć osób)Banda Marynarzy mierci (piętnacie osób)przywódcy bandy Marynarzy mierci:TępielChętkaMondralAKT PIERWSZYTen sam pokój i osoby co w prologu. Orkiestra w chwili podnoszenia [kurtyny] gra,,Tres moutarde" bardzo cicho. Szalone zamieszanie. Wszyscy goniš się naokołostołu. Na pierwszym planie leży Brassberg zupelnie pijany. Maciej Korbowa gonisię na równi z innymi. Wszyscy ubrani jak w prologu.SCENA PIERWSZABELLATRIX stoi wprost ciany i deklamujeZagadki same się zgadujš,Wszystko samo siebie tworzy,Póki się mierć nie umorzySama sobš, zagadki się radujš,Życie patrzy w zwierciadłoSwej własnej głębi.Przerażenie samo się zdębiZe strachu przed sobš.To, co samo upadło,Własnš nad sobš żałobš,Samo swojš ozdobš się stanieW końcu - nic nie zostanie:mierć jednolitaZastygnie sama w sobie.Nic o nic nie zapytaW swym własnym pustym grobie.Kończy z przesadnš emfazš. Wszyscy się uspokajajš i, dyszšc ze zmęczeniagwałtownie, rozmawiajš. Korbowa z Bellatrix stajš bliżej widowni.KORBOWABellatrix! Czy jeste naprawdę tym samym, o czym mówisz? Czy naprawdę formastalš się twojš treciš? Czy jeste wcieleniem tego, czego w istnieniu być niemoże, co chcemy odnaleć, my, którzy zaprzeczamy istocie bytu? Chod! (Bellatrixzbliża się i kładzie mu głowę na piersi.) Kocham w tobie stajšcš się Nicoć, to,czego nie mogš osišgnšć mędrcy Indii Wschodnich ani samobójcy, ani ci, którzyszukajš stracenia w życiu, w samej jego dwoistej sprzecznoci. Być i nie być, tomało. Ja muszę nie być i potem być, nie stajšc się niemiertelnym: tego nie ma,mimo że Szatan według starego mitu włożył człowiekowi w duszę wiarę w jegowiecznoć.Całuje jš w usta. Jest w tej chwili miody i piękny. Bellatrix powoli staje sięmężczyznš.BELLATRIX głosem bardziej męskimSamotna jestem na tych piaskach,Gdzie Tyfon skrzydłem ocienia pustynięI rdzawe plamy krwi rosnš.Tu wygnam z siebie winię.Lecz roje much obsiadłyMš czaszkę pełnš miodu,Z kochankš mš dialektykšNie mogę wzišć rozwodu.KORBOWACzymże jest zbrodnia, jak nie potwierdzeniem Tożsamoci każdej chwili samej zesobš. Och - dosyć mam zbrodni i samotnoci.(głosem coraz bardziej kobiecym) Wemnie ze sobš na te kwietne łški, gdziemy błękitne zbierali kwiateczki i wletnim słońcu bzykiwały bški i miód zbierały w swe dziwne wo­reczki.Mięnie jego jakby się rozluniajš. Cała siła przechodzi na stronę Bellatrix.BELLATRIXPatrz - tam na podniebnej skale, w którš swe kły spienione zatapia fala law, tamstanę ja, król zimnej pożogi, w której się Nicoć ucielenia, i Tajemnicapokorna jak jakie małe zwierzštko przypełznie mi do nóg, i tam podaruję jšTobie, mój biedny Mistrzu. (zupełnie męskim głosem) Moja biedna kochanko. (terazBellatrix całuje Korbowę, który zmienia się na miękkš, bezwładnš masę ciała) Tamrozżarzonym sokiem nieznanych owoców zagaszę twe zimne pragnienie JedynejJednoci bez trwania... (Korbowa mdleje i tak pozostaje. W tej chwili Bellatrixstaje się kobietš i mówi tonem ironicznym.) Nie być i być! Czyż włanie niewcielam słów naszego Mistrza? Czymże jest ta hiperperwersja, jak nie tym, cobyło przedtem, nim się wszelka perwersja narodziła, w czasach, kiedy komórkidzieliły się nie wiedzšc o pierworodnym grzechu.Hibiscus zbliża się do niej. Cayambe, ze wzrokiem pełnym dzikiej tęsknotyzapatrzona w Bellatrix, przysłuchuje się ich rozmowie.HIBISCUSWszystko, co mówisz, jest tylko sztucznie wydętym pęcherzem na tle tejrzeczywistoci, którš mamy odegrać my wszyscy, jako wszyscy. Przezwyciężyć życiejest głupstwem. Zrobilimy to dawno. Dexterowicz, Satanescu, ja i Teozoforyk.Nawet Węborek to przyznać musi na tle naszej działalnoci poprzedniej. Trudniejdaleko było przezwyciężyć sztukę. Jestemy wolni, ale żyjemy jak efemerydy.BELLATRIXCóż to znowu za żal za stałociš? Nie jestem i jestem - oto jest dewiza naszegoMistrza. Widzę w tobie aż nadto rzeczy dawnych. Przez twojš sztukę życie kusicię zza ładnego parawaniku.HIBISCUSMylisz się. Ja skończyłem. Ale czy skończyłbym również sam ze siebie niespotkawszy Maćka - tego nie wiem. Stałoć pewnej zmiennoci - oto co mnieniepokoi. A nie Sztuka- zanadto jestem wyprztykany: dziewięć symfonii, trzyopery - a zresztš, po co mam wyliczać. Dramat, który się staje między samymitonami, znudził mnie tak samo jak ich wyraz życiowy. Wszystko jest wyczerpane.Nie - stšd nie przychodzi niebezpieczeństwo. Ono jest w samej istocie naszychzasad.BELLATRIXZasady nasze (właciwie sš one moimi, ale mylę, że tylko przez to, czym jestem:jestem pišcym bez snów hermafrodytš, jak ów posšg znany, który tak lubišoglšdać panienki), nasze zasady, jeli chcesz, sš bardzo dwuznaczne.CAYAMBEOch! To słowo budzi we mnie tyle, tyle wspomnień. (do Bellatrix) Chciałabym,aby wzišł moje wspomnienia, aby się one stały twoimi, aby zabił je, zniszczyłi był do końca tym, czym czasem jeste dla pana Macieja.BELLATRIX do CayambeDziecko - nie wiesz, czego żšdasz. To jest mierć.HIBISCUSNie wierz mu, Cayambe. Ona w tej chwili włanie kłamie. Oto wyraz naszych zasad.Zwyciężyć mijajšce trwanie przez stawanie się, ale nie sobš. Cišgłepasożytnictwo.BELLATRIXDlatego jestemy razem. Czyż nasz Mistrz mógł być samotnym? Byłaby to wiara,metafizyka jaka nie­jasna, ale nie to. On musi mieć nas wszystkich. Ja jestemtylko angielskim plasterkiem na drobne rany duszy.SATANESCU bierze skrzypce z szafyMuszę się sam kusić, aby nie zapomnieć, że byłem kuszony.MONTECALFI szeptemDzi będziesz grał. Dobrze? Nie jestem bynajmniej szczęliwa, kiedy wiem, żetwoje ręce nie mogš wy­dobyć tego z mojego ciała przez tony same - stajš sięmartwe, nawet kiedy mnie piecisz.Całuje go w usta.CAYAMBEDlaczegóż nie pozwalacie mi na nic? Pozwalacie nawet Dzini. (Dzinia siedzi naziemi i bawi się uszami pijanego Brassberga, który leży po prawej stronie.) A jajestem wiecznie czekajšcš panienkš.BELLATRIXI możesz niš zostać do końca. Chyba że pokochasz Mistrza.HIBISCUSZbyt ordynarnie mówicie, moje panie. Mistrz jest zanadto we władzy swegowewnętrznego demona. Ma sobowtóra. Ma gdzie kogo w ostatniej rezerwie. Alekogo - nie mogę zgadnšć.Węborek przerwał rozmowę z Vessanyi i przysłuchuje się uważnie.VESSANYI kończšc zdanieMówi pan, że nie jestem patriotš? Nie byłem nim właciwie nigdy. Stłumiłem teuczucia, jak tylko zrozumiałem, że właciwie narodów już nie ma. Jest jednawielka Hydra, tym straszniejsza, że jest maszynš. To jest szczęliwa ludzkoć.Węborek go nie słucha.HIBISCUS do CayambeI ty możesz myleć, że w twoim wieku możesz zniszczyć prawidłowoć dnia iwieczoru, że rano nie będziesz marzyć o miłoci. A wiesz, że on może cię zamknšćtam, skšd nie wyjdziesz, i nigdy, nigdy nie poznasz już mężczyzny.WĘBOREKTak, oczywicie. Tylko że maszyna zjada samš siebie. Zresztš słońce zganieprzecież kiedy.BAAR-ŁUK CHANChcecie więc utrwalić to, czym mymy żyli lat trzy tysišce.TEOZOFORYKChcemy wzniecić wiarę, która by nie była wiarš. Widziałem widma, mówiłem z nimijak teraz z wami i mogę je wywołać w każdej chwili...CAYAMBE do TeozoforykaOch, zrób to! Zaklnij rycerza, Teozoforyku, rycerza jak z obrazu Paola Ucello.Ja tak chcę kochać widmo.TEOZOFORYK gronieNie żartuj. (kończy myl poprzedniš) Czymże jest drugi wiat, jeli niepowtórzeniem tego - aż w nieskończonoć możemy ić w ten sposób. Nieskończonoć- to jest jedna jedyna istnoć, której ujšć nie zdołamy.CAYAMBEPokaż mi widmo, Teozoforyku! Rycerza!TEOZOFORYKChcesz?Kurczy się i obraca do drzwi. Słychać brzęk ostróg i wchodzi Rycerz w srebrnejzbroi - olbrzym - zupełnie materialny. Cayambe lekko krzyknęła. Nikt nie zwracana to uwagi. Tylko Brassberg wstaje. Szybko nakłada hełm - jest zupełnie trzewyi szpadš oddaje honory. Dzinia zdaje się nie widzieć nikogo.TETRAFON PNEUMAKON do MontecalfiZnane sš sztuczki tego starego blagiera. Niedarmo siedział w Indiach.Korbowa nagłe wstaje i jak zahipnotyzowany podchodzi do Rycerza, i całuje go wten sam kobiecy sposób, tak nie licujšcy z jego męskim wyglšdem. Lekkiezdziwienie u wszystkich. Teozoforyk spokojnie zapala fajkę. Cayambe na palcachpodchodzi do Korbowy i Rycerza i na widok twarzy Korbowy - dla publicznociniewidzialnej - wstrzšsa się ze wstrętem.CAYAMBEJestecie ohydni.Rycerz podnosi rękę, jakby chciał jš uderzyć. Baar-Łuk Chan uderza go w rękę:ręka w łokciu odpada i spada z brzękiem na ziemię. Rycerz powoli odwraca się iwychodzi. Brassberg, który dotšd stał na ,,bacznoć", kładzie się znowu.TEOZOFORYKHalo! (Wchodzi Lokaj dyżurny.) Czy był kto w korytarzu?LOKAJNikogo, janie panie.TEOZOFORYKMożesz wyjć.Lokaj wychodzi. Korbowa stoi na miejscu, potem znowu kładzie się kobiecym ruchemna ziemi.BELLATRIX dumnieJak można... (z zupełnš prostotš dziecka) Gdybym chciała, zawsze bym chodziła ztakim dużym, czarnym psem, którego by nikt nie widział, nikt oprócz mnie.HIBISCUSNie dosyć ci jednego Mistrza?WĘBOREK zi... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl