M007. O'Neill Margaret - Świąteczny dyżur, Ebooki, zachomikowane
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
MARGARET O'NEILL
ŚWIĄTECZNY DYŻUR
1
ROZDZIAŁ PIERWSZY
- Poppy, siostra oddziałowa cię wzywa. - Uczennica z trzeciej
klasy uśmiechnęła się współczująco. - Wygląda na zirytowaną.
- O Boże, co ja takiego zrobiłam?
- Nie mam pojęcia, ale radzę ci się pośpieszyć. Obawiam się,
że cierpliwość nie figuruje dziś w jej repertuarze.
- Dobrze, już lecę. - Poppy machinalnie wygładziła fartuch i
dotknęła czepka sprawdzając, czy prosto siedzi na jej złocistych
włosach. Ruszyła do gabinetu oddziałowej.
Zapukała w szklane drzwi.
- Siostra mnie wzywała?
- Czy prosiła pani o przeniesienie na inny oddział, siostro
Pope?
- Nie, siostro oddziałowa.
Siostra Taylor chrząknęła niewyraźnie i posłała Poppy surowe
spojrzenie.
- No cóż, władze zdecydowały, że od jutra ma pani zastąpić
koleżankę z Piotrusia Pana, która idzie na urlop macierzyński.
Po lunchu proszę się zgłosić do kadr.
- Piotruś Pan? - zwykle opanowana Poppy niemal pisnęła.
Siostra Taylor spojrzała na nią kwaśno.
- Tak jest, siostro, pediatria. Co pani na to?
Ja na to jak na lato, miała ochotę odpowiedzieć Poppy, ale
zdawała sobie sprawę, że na siostrze, bez reszty oddanej
męskiemu oddziałowi chorób wewnętrznych, nie zrobi to
dobrego wrażenia.
- Z przyjemnością pójdę wszędzie, gdzie zostanę skierowana.
Każdy oddział ma w sobie coś ciekawego, a że od dwóch lat
pracuję na zastępstwach, przyzwyczaiłam się przeskakiwać z
jednego na drugi.
- Przeskakiwać, mówi pani. Szczęśliwie wszystko jest na
miejscu, tu, gdzie się pani szkoliła. Wiem, że teraz wielu
uczennicom nie udaje się dostać pracy w macierzystym szpitalu,
2
nawet na zastępstwa. Po dyplomie muszą się przenosić gdzie
indziej. To przykre - jej surowa zwykle twarz złagodniała w
czymś na kształt uśmiechu. - Szczerze współczuję młodym
pielęgniarkom. Pod wieloma względami wasze życie jest
łatwiejsze; macie swobodę, o której moje pokolenie mogło tylko
marzyć, ale nie macie poczucia bezpieczeństwa, rodzinnej więzi,
która nam dodawała otuchy, kiedy było ciężko.
Poppy omal się nie wymknęło, że to samo mówi jej ojciec, ale
w porę ugryzła się w język. Siostra Taylor, podobnie jak
większość personelu, nie wiedziała, że profesor Rowland Pope,
sławny i wybitny pediatra, jest jej ojcem. Strzegła tego sekretu
od początku szkoły. Nie miała najmniejszego zamiaru podpierać
się w karierze zawodowej pozycją ojca.
- Ależ, Poppy - tłumaczył jej w rozpaczy - to nie jest żaden
nepotyzm ani protekcjonizm, ani żaden inny „izm". Nesta
Cooper gwałtownie poszukuje pielęgniarki tuż po szkole. Ta,
którą ma teraz, za miesiąc odchodzi.
- Daj spokój, tato. Wystarczy, że szpital St Christopher da
ogłoszenie, a pielęgniarki ustawią się w długiej kolejce,
sięgającej aż na ulicę.
- Nie chodzi nam o ilość, ale o jakość - odparł sucho ojciec.
- A skąd wiesz, co ja sobą reprezentuję, czy dorastam do
twoich astronomicznych wymagań? Nigdy nie widziałeś mnie
przy pracy.
Sir Rowland miał zbolałą minę.
- Och, Poppy, naprawdę pleciesz głupstwa. Chyba swoich
złotych medali na egzaminach nie dostałaś za nic, zresztą od
czasu do czasu zasięgałem języka. - Poppy jęknęła, więc
podniósł dłoń na znak, by mu nie przerywała. - Moja droga,
każdy ojciec zrobiłby to samo, więc nie szukaj dziury w całym.
Wiesz, że zawsze szanowałem twoje pragnienie samodzielności.
Myślę tylko, że teraz, kiedy już zdobyłaś kwalifikacje, mogłabyś
być nieco mniej zasadnicza.
Poppy uściskała ojca.
3
- Byłeś wspaniały, tatusiu, ale ja nadal chcę iść przez życie o
własnych siłach. Wierz mi, jeśli będzie bardzo źle, przybiegnę
schronić się pod twoje skrzydła.
- Słowo?
- Słowo.
I rzeczywiście, wspominała Poppy, wracając z gabinetu
oddziałowej, w ciągu tych dwóch lat zdarzały się chwile, kiedy
omal nie błagała ojca, by pomógł jej znaleźć pracę na pediatrii.
Jej macierzysty szpital, Princes Park, po prostu nie miał
wolnych etatów na oddziale dziecięcym, nic też nie wynikło z
ofert, które składała w odpowiedzi na ogłoszenia. Albo
pielęgniarek pediatrycznych było za dużo, albo szpital
dokonywał redukcji z przyczyn finansowych. Mogła przyjąć
inną stałą pracę i zacząć się wspinać po szczeblach kariery
zawodowej, ale całym sercem marzyła o pediatrii, więc czekała
cierpliwie. I oto jej cierpliwość miała być nagrodzona.
Zastępstwo za koleżankę na urlopie macierzyńskim oznaczało
trzy, może sześć miesięcy na pediatrii. Wystarczy, żeby nabrać
doświadczenia, które pomoże jej znaleźć zajęcie gdzie indziej.
Podeszła do wózka, przy którym zostawiła uczennicę,
podśpiewując radośnie.
- Wyglądasz na uszczęśliwioną - zauważyła uczennica. -
Dobra nowina?
- Wspaniała, Lucy. Nowina, na którą czekałam od lat.
Lucy patrzyła na nią wyczekująco, ale Poppy chciała najpierw
zawiadomić o swoim szczęściu ojca i dwie najbliższe
przyjaciółki, Ruth i Jacky.
- Tajemnica - uśmiechnęła się do dziewczyny, po czym
otworzyła przenośną szafkę z lekami. - No to do dzieła. Kogo
tam mamy?
- Johna Bakera.
- Z jakim rozpoznaniem?
- Choroba żołądka, prawdopodobnie wrzód trawienny. Do
diagnostyki.
4
- Dobrze, a jak działa to lekarstwo?
- To środek zobojętniający, neutralizuje soki żołądkowe i
łagodzi ból wywołany nadkwasotą.
- Strzał w dziesiątkę. Teraz zanieś to pacjentowi i dopilnuj,
żeby wypił do dna.
Gdy skończyły roznoszenie leków, zaczęły się opatrunki,
potem wydawanie posiłków, wreszcie o pierwszej oddziałowa
powiedziała Poppy, żeby poszła coś zjeść, a później do kadr.
Zjawiła się w biurze przed wpół do drugiej, pragnąc jak
najszybciej upewnić się, że naprawdę zostaje przeniesiona na
oddział dziecięcy.
- Jak długo tam będę? - spytała urzędniczkę.
- Jakieś trzy, cztery miesiące, oczywiście jeśli zaakceptuje
panią oddziałowa i personel lekarski. Proszę zgłosić się do
siostry O'Brien.
- Cudownie - odparła Poppy, uśmiechając się radośnie. -
Uwaga, Piotrusiu Panie, nadchodzę.
Siostra Rose O'Brien była okrągłą, pulchną, niską osobą sporo
po czterdziestce. Miała rudawe włosy, które upinała w wysoki
kok zwieńczony na czubku czepkiem pielęgniarskim, niebieskie
oczy i legendarny już, równie ognisty jak włosy, temperament.
Co prawda ujawniał się rzadko, tylko wtedy, gdy ktoś lub coś w
jakiś sposób zagrażało ,jej dzieciom". Dzieci uwielbiały ją,
podobnie jak większość personelu. Poppy poznała ją trzy lata
temu, kiedy odbywała tu praktykę. Ta praca jeszcze utwierdziła
ją w pragnieniu, by specjalizować się w pediatrii.
Gdy przyszła zapoznać się ze swoimi nowymi obowiązkami,
oddziałowa siedziała przy biurku, rozmawiając z kimś
siedzącym tyłem do drzwi.
- A więc w końcu jesteś z nami, moja droga - przywitała ją
ciepło. - Czy nadal chcesz pracować z dziećmi?
- Tak, siostro. Jak zawsze. Tylko dotąd nie miałam
możliwości. Że też pamięta mnie pani po tylu latach.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]