Lzy Sobeka, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Shane Jiraiya Cummings�zy SobekaPrze�o�y�a Joanna GrabarekPrzetrwa�em wszystkie plagi zes�ane na Egipt przez Moj�eszowegoBoga. Wrzody n�ka�y me cia�o. Szara�cza i �aby wesz�y do mego domui zniszczy�y moje pola uprawne. Z pragnienia pi�em nieczyst� krew imodli�em si�, aby Nilem zn�w pop�yn�a czysta woda. Wycierpia�emplag� gradu i ciemno�ci, a tak�e wygubienie ca�ego mojego byd�a.Wszystko to w s�u�bie faraona.Pomimo w�asnej niedoli i cierpienia ludu Egiptu pozosta�empos�uszny memu w�adcy i sk�ada�em ofiary moim bogom. A potemMoj�esz i jego Izraelici odebrali mi wszystko.Owej straszliwej nocy hebrajski B�g nawiedzi� m�j dom,odbieraj�c �ycie memu bratu i ojcu. M�j m�ny brat Tol-Ahnet by�kapitanem w armii faraona. Umar� we �nie, twarz� do ziemi, niedostawszy szansy na honorow� �mier�. Ojciec by� starym �o�nierzem.Akurat nasta�a pierwsza jesie� jego emerytury � odpoczynku, na kt�ryzapracowa� sobie w�asn� krwi� i po�wi�ceniem. Powinno min�� du�owi�cej wiosen, zanim bogowie zechcieliby os�dzi� ich serca.B�g Moj�esza doprowadzi� swe dzie�o do ko�ca. M�j ma�y synekAnnan tak�e umar� tej nocy. Jego zielone oczy, zawsze p�on�ce �yciemi rado�ci�, wype�ni�a pustka. Zgas�o �wiat�o p�on�ce w �renicachpob�ogos�awionych przez bog�w � m�wili mi kap�ani. Kiedypatrzy�em, jak zabieraj� nagie cia�o mego syna do balsamowania,b�ogos�awie�stwa Ra, Horusa i Thotha sta�y si� dla mnie py�em nawietrze.Widok �w by� zbyt wielkim cierpieniem dla mojej ukochanej Netry.Ze z�amanym sercem, oszala�a z b�lu, wykrad�a m�j sztylet i przebi�asi� nim jeszcze tego samego dnia, zanim s�o�ce skry�o si� za horyzont.Nie pozosta�o mi nic opr�cz nieutulonego smutku i miecza w d�oni.Ledwie zauwa�y�em, �e niewolnicy opuszczaj� miasto, tak bardzob�l przyt�pi� moje zmys�y i my�li. Kiedy nadesz�y rozkazy, abywyruszy� z faraonem w po�cig, moja rozpacz zg�stnia�a w k��bekgniewu. Z pragnieniem pomsty w sercu wyjecha�em z Egiptu, abyzabi� morderc�w mojej rodziny i obali� ich Boga.Nie wszyscy bogowie ci� opu�cili, Makhecie. Ja nie odwr�ci�emwzroku.G�os dobiega� z mrocznych w�d nad brzegiem. S�owa nasyconeby�y gro�b� i otuch�.� Tak. Tak, rzeczywi�cie. � Makhet z roztargnieniem zdrapa� b�otoz piszczeli.� Twoje serce trawi bole��. Opowiedz mi wszystko. Wielkie, czarnejak noc oko wychyn�o z wody i wpatrzy�o si� w niego, gdykontynuowa� sw� opowie��.By�em oficerem w ariergardzie. �cigali�my Izraelit�w jak szale�cy.Doszli�my ich wreszcie u brzegu Morza Czerwonego. Moje serceuradowa�o si�, gdy ujrza�em plugawe, wyl�knione plemi� moj�eszowe.Faraon powi�d� tysi�ce dobranych woz�w i �ucznik�w prosto w �rodekobozu Izraelit�w, ja za� mia�em nieco p�niej poprowadzi� ostatnieoddzia�y na pole bitwy.Dowodzi�em dwustoma rydwanami, kierowanymi przezbezwzgl�dnych i lojalnych wojownik�w. Mieli�my uderzy� na wrogajako �wie�a si�a i zdusi� resztki oporu. Moje serce przepe�nia�apodyktowana rozpacz� ��dza zemsty, ��dza krwi. M�j miecz pragn��wymierzy� kar� tym heretykom.Gdy morze rozst�pi�o si� przed Moj�eszem, pomy�la�em, �e oczymnie zwodz�. Zacz��em modli� si� do bog�w o si��; do Seta ozaciek�o�� w bitwie, a do ciebie, aby� chroni� mnie przed mrocznymcieniem tych dziwnych w�d.B�g Moj�esza sprowadzi� gwa�towny wiatr. Wielki s�up ogniawsun�� si� mi�dzy nas i uciekinier�w, zatrzymuj�c nas w pogoni.Synowie izraelscy uciekli, ale nawet owe czary nie mog�y naspowstrzyma�. Gdy wiatr i ogie� przycich�y, ruszyli�my za tymitch�rzami po dnie morza. M�j oddzia� zdo�a� zapu�ci� si� nie dalej ni�jedn� mil� w g��b, gdy nagle wody wr�ci�y na swoje miejsce. Zanimfala dosi�g�a i mnie, s�ysza�em krzyki tysi�ca ludzi skazanych na�mier�. Woda zalewa�a kwicz�ce z przera�enia konie, przywi�zane dorydwan�w. Zwierz�ta i ludzie przewracali si� pod naporem fal iopadali na dno jak kamienie, �ci�gani ci�arem zbroi, kt�re sta�y si�ich grobem.Zdo�a�em odrzuci� pancerz i po chwili uni�s� mnie straszliwy wir.Ca�e wieki, zdawa�oby si�, dryfowa�em mi�dzy �yciem i �mierci�, a�znalaz�em si� na brzegu. Obok mnie morze wyrzuci�o setkinap�cznia�ych, siniej�cych ju� cia�. Na kolanach brn��em w b�ocie,przedzieraj�c si� mi�dzy trupami tych niegdy� dzielnych wojak�w, a�wreszcie zemdla�em z wyczerpania i rozpaczy.B�g Moj�esza nie pozwoli� tym ludziom zazna� godnej �mierci wbitwie, tak jak odebra� moj� rodzin� i ka�d� rodzin� w Egipcie, wkt�rej zgin�� pierworodny. Pi�ciokrotnie by�em przekl�ty, ale czaryIzraelit�w wreszcie zawiod�y. Przetrwa�em.Nast�pnego poranka, gdy le�a�em skulony w b�ocie, za k�p�krzew�w, otoczony trupami, czuj�c w nozdrzach zapach ogniniewolnik�w, s�ysz�c ich �miech i �piew na drugim brzegu morza,spotka�em ciebie.By�e� jedynym, kt�ry modli� si� do mnie, Makhecie. Skin�� g�ow� wmilczeniu.� Czy przerazi�a ci� moja posta�? � zapyta� g�os z g��binchlupocz�cej wody.� Wtedy ju� strach opu�ci� moje serce. Koszmar magii Moj�eszapozostawi� we mnie jedynie smutek i gniew.Wygrzeba� zaschni�te b�oto zza paznokci.� Jak zapami�ta�e� nasze pierwsze spotkanie, Makhecie?Westchn��, si�gaj�c my�l� do tamtego dnia i jego nast�pstw.Zadziwi�y mnie krokodyle. Dziesi�tki ogromnych bestii, wi�kszych,ni� kiedykolwiek widzia�em, wype�z�y na brzeg. Le�a�em bez czucia,bez strachu, gotowy na u�cisk ich szcz�k, kiedy b�d� mnie wlok�y kuko�cowi mojej udr�ki, mego upadku. Zdumia�o mnie, �e nie tkn�ymartwych Egipcjan. Ich oboj�tne spojrzenia i niech�� do odebraniamego n�dznego �ycia by�y jeszcze bardziej niebywa�e.Wszystko sta�o si� jasne, gdy pojawi�e� si� po�r�d nich, ogromny iblady, niczym trupy moich potopionych towarzyszy broni. B�aga�emci� o mo�liwo�� zemsty, wielki Sobeku, Krokodyli Bogu, stra�nikuciemnych w�d. Wyrzek�em si� innych bog�w na twoj� korzy��,prosz�c ci� w zamian o sposobno�� do odp�acenia mym wrogom.A ty odpowiedzia�e� na me modlitwy. Odpowiedzia�e� � dla megoojca, dla Tol-Ahneta, dla Netry, dla ma�ego Annana i wszystkichsyn�w Egiptu, kt�rzy zgin�li w tych morskich g��binach.To moje ostatnie �zy, Makhecie. Nigdy wi�cej krokodyle niezap�acz� nad uczynkami bog�w i ludzi. Nasze serca sta�y si� twardejak g�az.� Nie twardsze ni� moje.Makhet rozlu�ni� zaci�ni�t� d�o�, pokryt� ju� tward� sk�r� i �usk�.Wewn�trz zal�ni�y dwie srebrne kulki.� Egipt s�abnie. � Sobek uni�s� blad�, zwie�czon� grzebieniemg�ow� nad wod�, aby przyjrze� si� Makhetowi. � Fortuna ko�em si�toczy, nie tylko dla ludzi, lecz tak�e dla bog�w. Ten, kt�ry wybra� sobieMoj�esza, dobrze o tym wiedzia�. Jego zdrada zrani�a nas obu.Makhet sta� na brzegu rzeki, pokryty b�otem i wyschni�t� posok�.Jego oczy by�y puste jak spojrzenie krokodyla.� Powiedz mi, do czego u�yjesz moich �ez. Opowiedz mi o swojejzem�cie � nakaza� Sobek.Zaciskaj�c ostatnie �zy w szponiastej �apie, Makhet przymkn�� oczyi pogr��y� si� we wspomnieniach.Kiedy wyci�gn��em je z wody, twoje �zy b�yszcza�y niczymdrogocenne klejnoty. Tuziny rzadkich i pi�knych kryszta��w.Wepchn��em je do kieszeni, aby by�y bezpieczne podczas mojejpodr�y.Twoi s�udzy przewie�li mnie przez morze, pozostawiaj�c nadrugim brzegu, niedaleko obozu niewolnik�w. Chcia�em zaczeka� naodpowiedni moment, zanim zaatakuj� ich ob�z, tymczasem poluj�c,aby odzyska� si�y. Szcz�cie opu�ci�o mnie wraz z krokodylami.Po�ywienie i czysta woda nale�a�y tu do rzadko�ci. Zanim zdo�a�emprzedosta� si� w pobli�e obozu, Izraelici odeszli.�atwo by�o ich wytropi�. W�drowali setkami, tysi�cami.Niezmierzony t�um, oga�acaj�cy ziemi�, po kt�rej st�pa�. Nie mog�emzabi� ich wszystkich. Chcia�em dopa�� przynajmniej ich przyw�dc�w,zw�aszcza Moj�esza. Przysi�g�em, �e z�o�� jego g�ow� na o�tarzu jegow�asnego Boga.Powoli, ale nieustannie traci�em si�y. Izraelici nie zostawiali posobie nic. Wkr�tce, oszala�y od spiekoty i z pragnienia, powr�ci�em kubrzegom Morza Czerwonego. Tam przypomnia�em sobie to, com�wi�e� o pot�dze twych �ez, i po�kn��em dwie z nich.Ju� wtedy zdawa�e� sobie spraw� z konsekwencji � powiedzia�Sobek.� Nie dba�em o nie. W swoim czasie os�dz� mnie bogowiePodziemia.Makhet spojrza� na pokryt� �uskami sk�r� na d�oniach.� To si� mo�e nie zdarzy�, m�j uczniu.Makhet sta� w milczeniu. Nie rozumia� zagadkowego BogaKrokodyla. Obserwowa� odbicie promieni s�o�ca w pomarszczonejtoni Nilu.� Moje �zy przyda�y mocy twej ludzkiej pow�oce. Wi�cej, ni� jejkiedykolwiek mia�e�.� Tak � wyszepta� Makhet, zgubiony w labiryncie zmarszczek nawodzie.Tej nocy obudzi�em si� silniejszy i bardziej wypocz�ty, ni� czu�emsi� od stu ksi�yc�w. Moc p�yn�ca przez moje cia�o kontrastowa�a zpustk� w sercu. Pow�drowa�em wzd�u� brzegu morza w �lad zaniewolnikami. W pewnej chwili zacz��em biec i nie przesta�em, cho�mija�y kolejne godziny, bez ko�ca.O �wicie przyby�em do oazy na �rodku pustyni. Za mn�, daleko nahoryzoncie, dojrza�em b�ysk tysi�ca obozowych ogni. Wyprzedzi�emniewolnik�w w mej szale�czej pogoni.Sprawdzi�em wod�, wiedz�c, �e ta oaza b�dzie idealnym miejscemdo rozbicia obozowiska. By�a czysta i orze�wiaj�ca. Wype�ni�embuk�ak, a potem wrzuci�em do �r�d�a jedn� z twoich ��ez�, pe�n� z�ych,niszcz�cych intencji. Wpadaj�c w wod�, �za o�y�a, ale wkr�tcerozpu�ci�a si� bez �ladu. Chwil� p�niej zaczerpn��em �yk z sadzawki,lecz wyplu�em go natychmiast. Woda sta�a si� gorzka i nie do picia.Pochylony nad �r�d�em, dojrza�em moje odbicie. Nie pozna�emw�asnej twarzy. Sk�ra, niegdy� opalona i g�adka, nabra�a zielonawejszorstko�ci. Pozna�em wtedy pot�g� twoich �ez. Pomimo szpetoty niepotrafi�em znale�� w swoim martwym sercu wsp�czucia dla samegosiebie.Ukry�em si� w pobli�u, oczekuj�c przybycia Izraelit�w. Min�� ca�ydzie�, zanim uciekinierzy dotarli do oazy. Zakrad�em si� n...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]