Lwy spia dzisiejszej nocy, eBooks txt
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Howard WaldropLwy �pi� dzisiejszej nocyBia�y cz�owiek zn�w by� pijany. Robert Oinenke przeszed� przez w�sk�,pokryt� szutrem uliczk� i stan�� na drewnianym chodniku po przeciwnejstronie. K�tem oka widzia� bia�ego cz�owieka, zupe�nie zamroczonego.Siedzia� wyci�gn�wszy przed siebie nogi, plecami oparty o mur; potrz�sa�g�ow� i gada� do siebie, obficie znacz�c przekle�stwami sw�j monolog.Niekt�rzy powiadaj�, �e to najemnik z jednej z wojen granicznych nap�nocy - jednego z tych konflikt�w, w kt�rym dwa kraje po��czy�y si� wjeden albo jeden podzieli� na trzy. Robert nie pami�ta� dok�adnie, jakto by�o. Pan Lemuel, nauczyciel historii, tylko przelotnie o tym wspomnia�.Przez ca�y czas, od chwili pojawienia si� w Onitsha, bia�y cz�owieknosi� te same spodnie koloru khaki. Kroju wojskowego, by�y teraz podartei poplamione. Dzisiaj m�czyzna ubrany by� w afryka�sk� koszul�; jejbarwy, ongi� zapewne niebieska i czerwona, zla�y si� teraz w niemaljednolit� purpur�. Na g�owie mia� wojskow� czapk� z nieznajomymidystynkcjami. Niekt�rzy uwa�ali, �e by� kiedy� genera�em, inni - �esier�antem. Jego g�o�ne przekle�stwa wprawia�y dzieci szkolne wprzera�enie. Koledzy Roberta z klasy uwa�ali m�czyzn� za le�negodemona. Czasem zjawiali si� policjanci, kt�rzy gdzie� go prowadzili,kiedy indziej napominali go po prostu, by by� cicho, a on si� uspokaja�.Najcz�ciej widziano go, jak siedzia� wsparty o �cian� jakiego�budynku i gada� do siebie. Czasem kto� dawa� mu pieni�dze; w�wczasm�czyzna wstawa� i szed� do najbli�szego sklepu lub straganu, gdziesprzedawano wino palmowe. Przebywa� w s�siedztwie domu Roberta ju� odparu miesi�cy. Przedtem widywano go nieopodal targu.Robert nie patrzy� na niego. My�l o targu sprawi�a, �e przyspieszy�kroku. Rozleg� si� pierwszy dzwonek szkolny.- Nie b�dziesz si� w��czy� po targu - matka powiedzia�a do niegorano, gdy przygotowywa� si� do wyj�cia do szko�y. - Panna Mbene m�wi�ami, �e wczoraj si� sp�ni�e� do szko�y.Wyj�a pierwsze nar�cze bielizny z kosza i po�o�y�a je obok deski doprasowania. W palenisku buzowa� ogie�, a jej �elazka nagrzewa�y si� nastojaku nad p�omieniami. W domu by�o ju� gor�co jak w piecu, a wkr�tcezrobi si� tak wilgotno, jak podczas pory deszczowej.Jego matka by�a wci�� m�oda i �adna, ale cer� mia�a zniszczon�.Pracowa�a na utrzymanie ich obojga, od kiedy ojciec Roberta zgin�� wwypadku podczas budowy tamy przez jeden z dop�yw�w Nigru. Wraz zczterdziestoma innymi uton��, zmyty fal�, gdy p�k�y grodzie. Odnalezionotylko dwa cia�a. Firma, w kt�rej pracowa� ojciec, przesy�a�a matce comiesi�c troch� pieni�dzy, a poza tym przychodzi� jeszcze rz�dowy zasi�ekdla samotnych matek.S�siadka, pani Yortebe, zarabia�a praniem, a matka prasowa�a. Praniebra�y od dobrze sytuowanych rodzin pracownik�w pa�stwowych orazprzemys�owc�w mieszkaj�cych w lepszej dzielnicy.- Dzi� si� nie sp�ni� - odrzek� Robert targany sprzecznymiuczuciami. Wiedzia�, �e nie zabawi tam tak d�ugo, aby nie zd��y� doszko�y, ale wiedzia� te�, �e p�jdzie jednak dalsz� tras� - czyli przeztarg.W�o�y� do teczki ksi��ki, zeszyty i przybory do pisania. Matkaobr�ci�a si�, by wzi�� czyj�� koszul� ze stosu bielizny. Znieruchomia�a,patrz�c na Roberta.- Po co ci dwa zeszyty? - spyta�a.Robert zamar�. W my�lach wypr�bowa� dziesi�� k�amstw. Matka ruszy�a wjego kierunku.- Poprzedni mi si� prawie sko�czy� - powiedzia�. Matka przystan�a. -Je�li dzi� ka�� du�o pisa�, b�d� musia� po�ycza�. - Kupuj� dziesi��zeszyt�w na pocz�tku ka�dego roku, a potem nast�pne dziesi�� pop�roczu. Chyba wiesz, �e pieni�dze nie rosn� na drzewach?- Tak, mamo - powiedzia�. Modli� si� w duchu, aby matka nie zajrza�ado zeszyt�w i nie zobaczy�a, �e pierwszy jest zapisany dopiero wpo�owie, a drugi ca�y czysty. Matka nazywa�a wszelk� ekstrawagancj�"okrutnym trwonieniem czasu i pieni�dzy".- M�wi�a� mi, �eby nie po�ycza� od innych. Chcia�em by� zapobiegliwy.- No - odrzek�a matka - niech b�dzie. Tylko nie �a� ko�o targu. Zarazci si� zachce tego, czego nie mo�esz mie�. I nie sp�nij si� znowu doszko�y, bo zap�dz� ci� do �elazka.- Tak, mamo. - Robert podbieg� do matki, potar� nosem o jej policzek.- Do widzenia.- Do widzenia. I nie �a� ko�o targu!- Tak, mamo.Targ! Jaskrawe, okryte daszkami stragany zajmuj�ce w sumie ca�� mil�kongijsk� powierzchni, pe�ne barwnych rzeczy: towar�w, zwierz�t i ludzi.Targ w Onitsha by� na przeci�ciu szlak�w handlowych, w pobli�u rzeki istacji kolejowej. Tysi�c straganiarzy handlowa�o w dni powszednie; wsoboty, niedziele i �wi�ta zjawia�o si� ich wiele razy wi�cej.Robert min�� wielkie stosy melon�w, klatki z perliczkami, sto�y pe�nezabawek i ozd�b, wszystko jasne i �wietliste w porannym s�o�cu.Ludzie rozmawiali w pi�ciu j�zykach, targowali si�, nawo�ywali,�artowali. Oto kupcy z Senegalu przybyli w swych jasnoczerwonychkapeluszach i d�ugich szatach. Robert dostrzeg� wysokiego Wazira,stoj�cego nieruchomo z kr�lewskim dostoje�stwem, pokazuj�cego szybkimiruchami d�ugich palc�w, jakie ceny sk�onny jest zap�aci�, podczas gdystoj�cy przed nim kupiec dodawa� do ka�dej liczby jeszcze dwa palce.Kilku ludzi z wypuk�ym tatua�em na twarzach, przyby�ych z g��bi kraju,chodzi�o z szeroko rozwartymi oczyma mi�dzy straganami, cicho ze sob�rozmawiaj�c.Szcz�ka�y szalki wag, wa�ono �ywno��, rozlega� si� jazgot kur ikaczek, a z wielkiej zagrody, gdzie trzymano zwierz�ta domowe, dochodzi�ryk os�a. Zaprz�ony w koz� w�zek przywi�z� kupcowi bulwy pochrzynu; tenzacz�� krzycze� na wozaka, bowiem zerwano je za wcze�nie i by�y jeszczetwarde. Wozak wzruszy� ramionami i pokaza� mu faktur�. Kupiec zdj��fartuch, cisn�� nim o ziemi� i ruszy� w kierunku miasta przeklinaj�czebrane bulwy, wozak�w i sp�dzielni� produkcyjn�.Robert min�� stragany z �ywno�ci�, cho� zapach dojrza�ych owoc�wmango sprawi�, �e �lina nap�yn�a mu do ust. Ju� trzy tygodnie nie jad�obiadu, by zaoszcz�dzi� par� groszy. Rozleg� si� daleki dzwonek szkolnyoznaczaj�cy, �e do rozpocz�cia zaj�� pozosta�o jeszcze dziesi�� minut.Trzeba si� spieszy�.Podszed� do wi�kszych stoisk w odleg�ym ko�cu targu, gdzie handlowaliksi�garze i bukini�ci. Ju� z daleka widzia� jaskrawe obwoluty, czarnenapisy i niekt�re ilustracje z ok�adek. Podszed� do ulubionego stoiska,nale��cego do pana Freda, w�a�ciciela drukarni i ksi�garni. Sprzedawca,kt�ry zd��y� ju� zapami�ta� ch�opca, kiwn�� mu g�ow�, gdy ten zjawi� si�przy stoisku. By� to mi�y ch�opak w wieku dwudziestu paru lat, ubrany wgarnitur z kamizelk�. Spojrza� na zegarek.- Czy masz znowu zamiar sp�ni� si� do szko�y w tak pi�kny poranek? -zapyta�.Robert nie chcia� traci� czasu na rozmow�, ale odpowiedzia�: - Wiem,kt�re ksi��ki chc� kupi�. To zajmie tylko chwil�. Sprzedawca skin�� g�ow�.Robert przebieg� wzd�u� d�ugich p�ek, z kt�rych rzuca�y mu si� woczy znajome tytu�y. "Pijacy wierz�, �e knajpa to niebo", "UkochanaRuth", "Johnny - nerwowy m��", "Kobieta, kt�ra sprawi�a, �e sta�em si�romantykiem", "Powr�t Mabel" albo "Jak o�eni�em si� z moj� siostr�". Naok�adce tej ostatniej ksi��ki znajdowa�a si� podobizna Julie Engebe,znanej aktorki dramatycznej; Robert wiedzia�, �e w ten spos�b wydawcystaraj� si�, aby wi�cej ludzi kupi�o ksi��k�.Wi�kszo�� tomik�w mia�a opraw� kartonow� i liczy�a sobie niewieleponad pi��dziesi�t stron. Niekt�re mia�y wielkie, drukowane litery naok�adkach, inne rysunki, kilka nawet zdobi�y fotografie. Robert dotar�do ko�ca p�ki i szybko zacz�� czyta� inne tytu�y: Przygody policjantaNoego, Eddy - ch�opiec z g�rniczego miasta, Kieszonkowa encyklopediaetykiety i dobrego wychowania, Dlaczego ch�opcy nigdy nie ufaj� sk�pymdziewcz�tom, , Jak by� pann� i kawalerem nie wpadaj�c w k�opoty,Opowie�ci plemienia Ibo, kt�re ka�dy zna� powinien.Znalaz� to, czego szuka�: Bicze Klio Oskara Oshwenke. Ksi��ka nieby�a grubsza od pozosta�ych, a napis na czerwono-zielono-czarnej ok�adcezosta� z�o�ony trzema r�nymi krojami czcionek, przy czym litera "i" ws�owie "Bicze" pochodzi�a z jeszcze innego zestawu.Robert zdj�� j� z p�ki (by� to egzemplarz nosz�cy �ladywielokrotnego przegl�dania, ale Robert wiedzia�, �e innego w sklepie nieby�o). Min�� dwa kolejne stela�e i doszed� do miejsca, gdzie znajdowa�ysi� utwory dramatyczne. Tam wybra� dwa tomiki: Kij-samobij Otuby Maleweoraz Szalej�cy Turek albo BajazetII Thomasa Goffe'a, Europejczyka zAnglii, kt�ry �y� trzysta lat temu.Robert wr�ci� do lady dysz�c ci�ko po tych wy�cigach wzd�u� p�ek zksi��kami. - Te trzy - powiedzia� rozk�adaj�c ksi��ki przed sprzedawc�.Ksi�garz wypisa� ceny na dw�ch paragonach. - To kosztuje dwadzie�ciacztery nowe centy, m�ody cz�owieku - powiedzia�. Robert patrzy� naniego, nie rozumiej�c. - Ale wczoraj kosztowa�y one dwadzie�cia dwa! -wykrzykn��.Sprzedawca ponownie spojrza� na ksi��ki. Wtedy Robert dostrzeg�, �ecena na ksi��ce Goffe'a, sze�� cent�w, zosta�a przekre�lona i w jejmiejsce pojawi�a si� nowa - osiem cent�w - wypisana grub�, czerwon� kredk�.- Pan Fred przyszed� dzi� osobi�cie i przejrza� ksi�gozbi�rpowiedzia� sprzedawca. - Niekt�re ceny podni�s�, inne znacznie obni�y�.Mamy teraz znacznie wi�cej ksi��ek po dwa centy w skrzynce przed sklepem- powiedzia� jakby ze skruch�.- Ale... ja mam tylko dwadzie�cia dwa nowe centy. - Robert poczu�pieczenie w oczach.Sprzedawca spojrza� na le��ce przed nim ksi��ki. - Powiem ci co�,m�ody cz�owieku. Dam ci te trzy ksi��ki za dwadzie�cia dwa centy. Kiedyb�dziesz mia� brakuj�ce dwa centy, przyniesiesz je p r o s t o do mnie.Je�li b�dzie tu drugi sprzedawca albo pan Fred, masz nic nie m�wi�.Rozumiesz?- Tak, tak. Dzi�kuj� panu bardzo! - Poda� sprzedawcy pieni�dze.Wiedzia�, �e to tak samo, jakby po�yczy� dwa centy, a matka nie lubi�apo�yczania, ale tak bardzo chcia� mie� te ksi��ki.Wetkn�� do teczki kupione tomiki oraz paragony. Gdy ju� odbiega� odstoiska, zobaczy�, jak uprzejmy m�ody sprze...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]