Lukrecja Borgia - John Faunce, EBooki

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
LUKRECJA BORGIAJOHN FAUNCELUKRECJA BORGIAJOHN FAUNCEprzełożył Lech NiedzielskiWarszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SATytuł oryginału: Lucrezia Borgia Projekt okładki: Michał Brzozowski Redakcja: Maria Mirecka Redakcja techniczna: Zbigniew Katafiasz Korekta: Elżbieta Jaroszuk© 2003 by Arc Image, Inc.© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2004 © for the Polish translation by Lech NiedzielskiISBN 83-7079-723-7Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA Warszawa 2004Poświęcam mojej Matce i Ojcu oraz Elizabeth KarlBorgiowie dobrze zasłużyli się Kościołowi, ponieważ są hołubionymi kozłami ofiarnymi, którymi zawsze posługiwano się jako ucieleśnieniem grzechów, a jednocześnie zasłoną dla występków wszystkich wcześniejszych i późniejszych ponurych pontyfikatów.Nick Tosches, W ręku DantegoRozdział pierwszy^yfCŹyoyt życie to mit. Zawsze sobie powtarzam, że pierwszym zapamiętanym przeze mnie dorosłym wspomnieniem jest fizyczny pociąg, jaki odczuwałam do matki, ojca i brata Cezara. Wszystkich troje łączyła bijąca od Cezara woń stajni, zmieszana z cierpkim matczynym zapachem - jej skropionych arabskimi perfumami, alabastrowych, zjawiskowych piersi, od których, jak mi mówiono, długo nie dawałam się odstawić. Na ścianie wisiał obraz Maryi Dziewicy, z palącą się zawsze przed nim lampką na półeczce. Mam też dziecięce wspomnienia wcześniejszych zdarzeń i ludzi, ale brakuje im nawet odrobiny nostalgii, choćby w niedojrzałej jeszcze postaci, pozbawione są też owego rozkosznego lęku, który odczuwać może jedynie człowiek dorosły; cienia kładącego się na całe dziesięciolecia. Prawdziwe dzieci nie odczuwają podobnych obaw.Imię otrzymałam po mężnej Lukrecji z czasów etruskiego Rzymu, która, według Liwiusza, wolała pchnąć się sztyletem, niż doznać publicznej hańby w postaci gwałtu ze strony rzymskiego króla. Opowieści na mój temat były spisywane przez wielu autorów na ścianach, w publicznych pisuarach, a także w wypełniających półki porządnie oprawionych książkach. Mam całe klasztorne skryptoria moich własnych wulgarnych Salimbenów1, którzy gryzmolą kłamstwa na pergaminie, jak też na podłym papierze florenckim. Jeden z nich każe mi, a la cesarz Fryderyk, zamordować podczas obiadu pewnego kardynała dla rozstrzygnięcia zakładu z moim ojcem, dotyczącego kwestii, czy dusza opuszczająca ludzkie ciało jest widoczna, czy nie. W większości bardziej1 Salimbene de Parma (właśc. Adamo di Ognibe, 1221-1287) - kronikarz wioski, franciszkanin, jego kroniki są cennym źródłem do historii średniowiecznych Wioch (przyp. tłum.).9dziwacznych przypadków, jak na przykład ten ostatni, przyznaję, że odczuwam coś w rodzaju dumy. Żałuję, kiedy o nich uważnie czytam, że brakowało mi wyobraźni, by prowadzić tak zdecydowanie bluźnier- czy i niczym nieskrępowany żywot. Czy jednak prawdziwa jest choć część z tych książek, które głoszą, że Lukrecja Borgia, aczkolwiek piękna, jest najplugawszą i najgrzeszniejszą kobietą od czasów Ewy? Niektóre bardziej, inne mniej. Przyjęłam zarys tego, co o mnie mówią, jako oczywisty fakt, ponieważ nikt nie dałby wiary mojej prawdziwej, mniej dziwacznej opowieści; ja zaś, podobnie jak wszystkie ludzkie istoty, pragnę, aby mi wierzono. Spisałam krótką epopeję na delikatnym jagnięcym pergaminie mojej duszy. Na jej kształt nie wpłynęli ani mój ojciec, ani brat. }est wyłącznie moja.mTo był chyba 15 sierpnia 1486 roku. Pamiętam nasz tinctus tarns - nasz jadowicie szkarłatnej barwy cisowy stół w jadalni, skąpany w porannym słońcu, oraz szczęście rodzinne, które wówczas uważałam za nieprzerwany stan życia. Był to masywny sprzęt wyciosany z wielkiej jednolitej kłody drewna, którego nogi pokrywała intarsja z kości słoniowej. Zdobienie to przedstawiało sceny z życia Pana naszego oraz świętych Piotra i Pawła. Na jednej z ciemnych nóg przemieniał On wodę w ciemne chianti podczas weselnej uroczystości. Za Jego plecami stali państwo młodzi. Pamiętam, jak siedząc wówczas pod stołem, modliłam się o to, żebym, kiedy przyjdzie już pora mojego ślubu, była równie szczęśliwa jak ta cisowa oblubienica.Na innej nodze tego stołu Piotr i Paweł pochylali się razem sztywno nad hostią i kielichem mszalnym z krwią Pana naszego. Piotr i Paweł widnieli również na trzeciej nodze, tym razem cierpiąc katusze męczeństwa. Z gruba wyciosany rybak wisiał na odwróconym do góry nogami krzyżu, a łysina intelektualisty Pawła czekała na katowskim pniu z wypisanymi na nim inicjałami SPQR.- Neron zadał męczeńską śmierć Piotrowi i Pawłowi na Wzgórzu Watykańskim - wyjaśnił mi papa. -1 dlatego stało się ono stolicą świata.100 10Bazylika Świętego Piotra stoi teraz w miejscu jego pochówku, które znajduje się dokładnie pod jej ołtarzem. Paweł spoczywa tu również.Nie pamiętam, co było na czwartej nodze, być może Maria Magdalena. Blat stołu uginał się pod ciężarem prawdziwej uczty. Złote puchary z toskańskim czerwonym winem i weneckie szklane kielichy napełnione złocistym, słodkim białym francuskim soternem, złote hesperyjskie jabłka, żółte chińskie kluski z sycylijskimi pomidorami na chińskiej zastawie, tryskające słodyczą marokańskie figi, gęś przyrządzona według niemieckiego przepisu, friulskie prosię tak nadziewane truflami, jak każde prosię wymarzyłoby sobie w swej prosięcej wizji raju - no i wonne, nasycone miodem ciasta. Na naszych nowych sztućcach widniał herb Borgiów, nawet na widelcach, które zacofani księża potępiali jako małe imitacje szatańskiego, służącego do zadawania tortur, trójzębu. A wszystko ze złota. Pamiętam mego ojca, liczącego sobie wówczas pięćdziesiąt trzy lata, zwalistego, choć jeszcze nieotyłego, o powierzchowności człowieka młodszego. Klatkę piersiową, głowę i nogi miał obnażone. Był tylko w krótkich pantalonach, swym stałym domowym odzieniu, i niestosownej parze jedwabnych czerwonych pończoch przytrzymywanych skórzanymi podwiązkami. Siedział za stołem. W moich oczach jawił się jak kontynent cudownej skóry, jak lasy ciemnych kędzierzawych włosów, z torsem niczym rosyjski step, dłońmi - na jednej widniał rubinowy pierścień, który mógłby mi służyć jako bransoletka - dorównującymi wspaniałością gałązkom jemioły.Vanozza Cattanei, moja matka, którą papa zawsze nazywał Vanita', ponieważ zdawała sobie doskonale sprawę z tego, jak jest śliczna, przeżywała wówczas swoje wspaniałe, zapierające dech w piersiach wczesne lata trzydzieste i siedziała na kolanach ojca, ubrana w cienką, o kolorze kości słoniowej szatę, równie ulotną jak pajęczyna Arachne. Miała ją na sobie, ponieważ sprawiało to radość memu ojcu. Myląc czujność sułtańskich janczarów, przemycił on tę szatę z krajów Orientu, gdzie przebywał jako chwilowy tajny emisariusz papieża Kaliksta III, wuja1 Wl. Próżna (przyp. dum.).naszego papy, do sułtana w cełu ustalenia czasu nowej krucjaty. Jego ramię otaczało teraz matkę, a upierścieniona dłoń z rozcapierzonymi palcami pokrywała przesłoniętą pajęczyną materii, nieskazitelną wypukłość jednej z piersi, tak subtelnie ją ukrywając pośród wspólnego śmiechu, że brylanty naszyjnika drżały i tańczyły w słońcu poruszone tym ich wzajemnym zachwytem. Ich strój - czy też jego niedostatek - oraz to fizyczne szczęście bynajmniej nie były w moim odczuciu czymś wstydliwym, zaskakującym czy niezwykłym. Rodzice często tak się właśnie nosili w wiejskiej willi Vanity w Subiaco - domu, który papa otrzymał w darze od Sykstusa IV z okazji jego wyboru na tron papieski - na wsi, na północny wschód od Rzymu. W Subiaco powstała pierwsza we Włoszech prasa drukarska, o czym ojciec nieustannie wspominał. Święty Benedykt, mnich i wielki bibliofil z Nursji, miał podobno po raz pierwszy zbiec i zamieszkać w Subiaco w roku Pańskim 505, aby umknąć przed Lucifer Vaticani, zanim jeszcze powstała jego reguła i jego pierwsze skryptorium. Z drugiej strony Rodrigo i Vanita chłonęli to, co Benedykt uznałby za czczą przyjemność - czyli wzajemne piękno i dotyk - tak często, otwarcie i czule, że przypominało to kwietniowy deszcz.Przyglądałam się im i przysłuchiwałam z mojej kryjówki pod stołem w jadalni, gdzie wraz z moim bratem Cezarem toczyliśmy namiastkę wojny nad partią szachów. Tam też Cezar często mi czytał moją pierwszą książkę, Złotą legendę - uwielbiał ten tytuł - popularną książkę z żywotami świętych dla dzieci. Czytywał mi jednak tylko opowieść o świętym Jerzym i smoku, która nawet wówczas, jak mi powiedział, była chrześcijańską wersją historii o Epaideo albo rzymskim Herkulesie. Czytał mi rolę świętego Jerzego, a potem powoli rolę smoka, którą kazał mi powtarzać, tak jak gdybym to sama czytała.Mawiał:- Nie bój się, dziewczyno, bo ja w imię Chrystusa cię obronię! Zarzuć bez obawy twój pasek na szyję smoka, dziewczyno.Zarzuciłam mój długi warkocz na szyję smokowi, którego rolę grał dla nas mój wenecki gniadosz na biegunach. Cezar czytał następny wers.Ja zaś powtarzałam:100- A gdy to uczyniła, smok poszedł za nią jak najłagodniejszy pies1.- Świetnie, dobrze mu tak! - śmiał się Cezar, turlając się po dywanie.Ja turlałam się również. Zakochałam się w moim świętym Jerzym;był tak przystojny, błyskotliwy i odważny, kiedy siedział na swym bułanym rumaku, w złotej zbroi i z mieczem srebrnym, choć pozłacanym, który błyszczał w promieniach słońca wpadających przez okno mamy. Szachy były muzułmańskie - z islamskimi janczarami z kości słoniowej i krzyżowcami z hebanu, szachownica wraz z figurami została również przemycona z Wysokiej Porty Otomańskiej. Cezar zaczął mnie uczyć gry w szachy na tym komplecie, kiedy miałam trzy lata. Już wówczas stwierdziłam, że jest to gra równie łatwa jak w kółko i krzyżyk, jak udawanie umiejętności czytania. Cezar był mistrzem królewskiego otwarcia, którego, tak jak i prawdziwego czytania, nie nauczył mnie nigdy. Zazwyczaj usiłował wygrywać partię za pomocą jedynie dwóc... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl