Ludzie jak wiatr, eBooks txt

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Krystyna SiesickaLudzie jak wiatrI. POTRZEBNA MI RADAJe�eli potraficie wyobrazi� sobie drewniany, jednopi�trowy dom ukryty po�r�d g�stych drzew iglastych, otoczony wieczn� zieleni� �wierk�w i jode�, owiany �ywicznym zapachem lasu, przytulony czule do niewielkiego pag�rka, je�eli potraficie zamkn�� oczy i w wyobra�ni stworzy� sobie obraz tego domu - b�dziecie wiedzieli, jak wygl�da le�nicz�wka starego Prota. Od najbli�szej szosy mo�na tu dojecha� jedynie d�ug�, W�sk� przesiek�, po kt�rej beztrosko skacz� nie p�oszone niczym szaraki - tak jest tam bezludnie i cicho.T� w�a�nie przesiek� wolno prowadzi�em swoj� "Syren�", nie �piesz�c si� po raz pierwszy od wielu lat. I mo�e po raz pierwszy od wielu lat by�em naprawd� sam. W mie�cie nigdy nie mog�em by� sam. Nawet wtedy, kiedy by�em. Tu� obok mnie czyha� telefon, zawsze got�w rozdzwoni� si� przera�liwym sygna�em, nad drzwiami czuwa� melodyjny gong, kt�ry w ka�dej chwili m�g� zwiastowa� czyje� przybycie, a za oknem by�o miasto. Czy to wam wystarczy?Za oknem by�o miasto i to ono po�era�o najdok�adniej ca�y m�j spok�j, ono kaza�o mi �y� w ci�g�ym napi�ciu, po�piechu i pogotowiu. Jestem dziennikarzem, redaktorem kolumny miejskiej. Specjali�ci angielscy uwa�aj�, �e �miertelno�� w�r�d dziennikarzy jest o 30% wy�sza od przeci�tnej w ca�ym spo�ecze�stwie. Nie jestem angielskim specjalist� od �miertelno�ci, ale poniewa� jestem dziennikarzem, s�dz�, �e w tym mo�e tkwi� prawda.Jecha�em zatem le�n� przesiek� w stron� domu Prota i czu�em, �e na twarzy b��ka mi si� u�miech nie przeznaczony dla nikogo. Przypomnia�y mi si� s�owa gospodyni Prota, Anity, kt�r� z�apa�em kiedy� na podobnym u�miechu.- Zapami�taj sobie, Janie Sebastianie, �e dop�ki cz�owiek potrafi si� �mia� sam do siebie, dop�ty jest z nim wszystko w porz�dku.Nigdy nie by�em przekonany, czy aby na pewno Anita mia�a racj�, zna�em bowiem cz�owieka, kt�ry cz�sto u�miecha� si� sam do siebie, a by� to cz�owiek chory umys�owo, biedak, kt�remu nawet smutne wydawa�o si� zabawne. Teraz jednak milej by�o, mi s�dzi�, �e jest ze mn� "wszystko w porz�dku", zw�aszcza �e najdalej za pi�tna�cie minut mia�em wpa�� w obj�cia Anity, w jej troskliwe ramiona. O�mieli�em si� mie� nadziej�, �e przygotowa�a dla mnie pok�j od p�nocy, ten, w kt�rym mieszka�em ju� kiedy�, wiele lat temu. Pami�ta�em, �e by� to pok�j niedu�y, przytulny i �e w jego k�cie sta�a wielka d�bowa skrzynia, do kt�rej Prot nie pozwoli� mi zagl�da�.- Nic tam ciekawego nie znajdziecie, Janie Sebastianie. Ot, rupiecie jakowe� i tyle...- Prot wie, jak ja lubi� rupiecie! Niech mi Prot pozwoli - �ebra�em.- Nie! - odpowiada� twardo, prawie oburkliwie.- Co ty si� tak Protowi naprzykrzasz z t� skrzyni�? - strofowa�a mnie Anita. - A nie daj Bo�e, jak�e� si� na ni� upar�! W k�ko to samo i w k�ko to samo! We� sobie szarlotki, na stole stoi, chyba �e koty ze�ar�y...Szarlotka Anity! By� mo�e, �e w�a�nie wspomnienie o niej przywiod�o mi na my�l le�nicz�wk� Prota, kiedy zastanawia�em si� nad tym, czy w og�le jest na �wiecie jakie� miejsce, w kt�rym m�g�bym spokojnie napisa� ksi��k�? Mo�e to szarlotka Anity kierowa�a moimi krokami, kiedy wreszcie wybra�em si� na poczt�, aby wys�a� do Prota telegram, w kt�rym zawiadomi�em go o swoim przyje�dzie? Takich rzeczy si� nie wie, one tkwi� w pod�wiadomo�ci. My�la�em: cisza, spok�j, ale kto wie, czy pod tym wszystkim nie kry�a si� szarlotka Anity, grubo posypana cukrem-pudrem...?Dojecha�em do miejsca, w kt�rym las rzednia�, za to jego podszycie g�stnia�o krzewikami jag�d i bor�wek. Spojrza�em w bok. Tu� przy drodze sta� kosz pe�en szyszek. Anita! - przemkn�o mi przez my�l. Zatrzyma�em w�z i czeka�em chwil�. Nikt si� nie zjawia�, nikt nie odzywa�. Wysiad�em i opieraj�c si� o najbli�sze drzewo zapali�em papierosa. Postanowi�em zaczeka� d�u�ej - je�eli by� kosz, powinna by� i Anita. Nagle us�ysza�em ostry gwizd. Przenikliwy i przykry. Ptak? Podnios�em g�ow�, nas�uchiwa�em. Gwizd rozleg� si� znowu, ale z innej strony, nie z tej, w kt�r� patrzy�em. Kiedy skierowa�em tam wzrok, ujrza�em wysoko, na ga��zi m�odej sosny czyje� nogi w trampkach i w d�insach nieokre�lonego koloru. Niestety, to nie mog�a by� Anita.- Hej! - zawo�a�em. - Hej! Mo�e podwie��?Ch�opak - bo nogi nale�a�y do ch�opaka - zsun�� si� z drzewa w przeci�gu sekundy. By� wysoki, szczup�y i bardzo opalony. Otrzepa� ze spodni igliwie i resztki kory. Przygl�da� mi si� uwa�nie.- Pan do Prota? - zapyta� wreszcie.- Tak.Bez s�owa podni�s� z ziemi kosz i zbli�y� si� do samochodu. Odsun��em nieco swoje baga�e, bez�adnie rzucone w tyle wozu. Postawi� tam kosz, sam usiad� przy mnie. Ruszy�em. M�j pasa�er patrzy� przed siebie i milcza�.- Te� do Prota? - zapyta�em.- Tak. A dok�d by mo�na w t� stron�? Czy pan zapomnia�? Przecie� pan ju� tu by�. Pan zapomnia�, �e w tej stronie poza le�nicz�wk� nie ma nic?- Pami�tam. Ale ciebie nie pami�tam.- Mnie tu nie by�o. W tym roku jestem przypadkiem.- Na lato?- Uhm... - mrukn��. - Na lato... Rozmowny nie by� i my�la�em o tym z ulg�. Oderwa� si� dopiero po chwili.- Pan Jan Sebastian, tak? Roze�mia�em si�.- Tak mnie tu nazywaj� Prot i Anita.- Dziennikarz? - upewnia� si� dalej m�j rozm�wca.- I to si� zgadza. Ale teraz chc� spr�bowa� czego� innego. Mam zamiar napisa� ksi��k�, dlatego tu jad�. Potrzebny mi spok�j i cisza...Przez my�l przemkn�a mi znowu szarlotka Anity. Ch�opak spojrza� na mnie wzrokiem pe�nym zdumienia.- Spok�j i cisza? - zapyta� z niedowierzaniem.- W�a�nie.Teraz on si� roze�mia�.- To ci� bawi? - zapyta�em.Znowu roze�mia� si�, wzruszy� ramionami i nie odpowiedzia�. By� mo�e nie mie�ci�o mu si� w g�owie, �e cz�owiek mo�e szuka� takich dziwnych rzeczy jak spok�j i cisza. W t�sknot� za szarlotk� uwierzy�by �atwiej - pomy�la�em. Dopiero p�niej, po godzinie czy dw�ch, zrozumia�em ten jego �miech i milczenie. Na razie jednak jechali�my przesiek� w stron� le�nicz�wki.- Wi�c ty ju� wiesz - zagai�em przyjacielsko - kim jestem, co robi�, jak si� nazywam. Mo�e czas, �ebym i Ja dowiedzia� si� czego� o tobie? O ile si� dobrze orientuj�, b�dziemy mieszka� pod jednym dachem?- Nazywam si� Tomasz Pochy��o. Przez "cecha" i dwa "e�". Pochy��o... takie mam g�upie nazwisko.- Nie g�upie. Raczej oryginalne.- Za dwa lata zdam matur� i nie mam bladego poj�cia, co dalej... - westchn��.- A co bli�ej? - zapyta�em �artobliwie.Spojrza� na mnie z ukosa.- Moja babcia i Anita pochodz� z jednej wsi. Teraz my mieszkamy w mie�cie, wi�c Anita zaprosi�a mnie na lato do siebie. Dlatego tu jestem. A poza tym lubi� las... - powiedzia� i jego g�os zmi�k� nagle. - Nawet to idiotyczne zbieranie szyszek lubi�...- Ja te� zbiera�em szyszki dla Anity, kiedy by�em tu ostatnim razem. Potem piek�a na nich szarlotk�.Zamajaczy� mi mi�dzy drzewami dom Prota, po chwili zaje�d�a�em ju� przed ganek. Otworzy�em drzwiczki samochodu i wyskoczy�em szybko. Tomasz bez po�piechu wysiad� od swojej strony. Co� zaniebie�ci�o si� w oknach oszklonego ganku, w swojej naiwno�ci by�em pewien, �e to Anita biegnie na moje spotkanie. Myli�em si�. U szczytu schodk�w stan�a dziewczyna ubrana w b��kitn� bluzk� i kr�ciutkie, granatowe szorty.- Kto to jest? - zapyta�em i po raz pierwszy ow�adn�o mn� niedobre przeczucie.- To Monika. M�odsza wnuczka Prota - wyja�ni� Tomasz i roze�mia� si�. - Chodzi do szko�y muzycznej i lojalnie pana uprzedzam, �e ka�dego dnia rano �wiczy swoje wokalizy.- Wokalizy? - skrzywi�em si�.- No, tak... - Tomasz wyj�� z wozu kosz i postawi� go na �awce przy domu. - Samog�oski, sylaby, w r�nych tonacjach. Nie jest to melodyjne. Czy mam wyj�� pana baga�?Spojrza�em na Tomasza i dostrzeg�em jego wzrok, troch� kpi�cy, troch� rozbawiony.- Bardzo ci� prosz� - odpar�em.Zbli�y�em si� do ganku. Monika poda�a mi r�k� gestem troch� teatralnym, a mo�e i nie teatralnym, lecz ja od razu poczu�em do niej dziwn� niech��, niczym w�a�ciwie nie uzasadnion�, bo przecie� nie s�ysza�em jeszcze tych jej wokaliz, jeszcze mi nigdy nie �widrowa�y uszu ani nie budzi�y ze snu.- Dziadek spodziewa� si� pana troch� p�niej - powiedzia�a Monika - jest w lesie. Ale ja zaraz pobiegn� po niego! - zaofiarowa�a si�.Zanim zd��y�em j� powstrzyma�, wymin�a mnie i pobieg�a w stron� w�skiej �cie�yny, kt�ra, o ile dobrze pami�ta�em, prowadzi�a do szk�ki le�nej. Tomasz postawi� na ganku walizk�, maszyn� do pisania i torb�.- Drobiazgi zostawi�em w wozie - powiedzia�, uprzejmie nazywaj�c "drobiazgami" moj� pi�am�, k�piel�wki i przybory do golenia, o kt�rych istnieniu przypomnia�em sobie w ostatniej chwili.- Dzi�kuj�. Bardzo ci dzi�...Urwa�em w po�owie s�owa, bo nagle us�ysza�em w przedpokoju czyje� kroki i szeroko rozpostar�em ramiona, �eby powita� wreszcie Anit�. Ale to nie by�a Anita. Sta�o przede mn� dziwne stworzenie, drobne, chude, spalone na br�z tegorocznym s�o�cem. Stworzenie, kt�rego oczy dziwnie mi kogo� przypomina�y.- Dzie� dobry panu! - zawo�a�o to chu-chro rado�nie. - �wietnie, �e przyjecha� pan przed obiadem. Spodziewali�my si� pana dopiero wieczorem!"Spodziewali�my si�..." - powiedzia�a. A wi�c i ona tak�e spodziewa�a si� mnie dopiero wieczorem. Ale kim by�a, u licha?- Kry�ka... - us�ysza�em za sob� dziwnie drwi�cy g�os Tomasza. - Starsza wnuczka Prota.Powinienem si� domy�li�. Przecie� to oczy starego Prota patrzy�y na mnie z tej opalonej, dziewcz�cej buzi.- Entuzjastka big-beatu, kolekcjonerka ta�m magnetofonowych - prezentowa� Tomasz dalej. - Nie mam poj�cia, czy wnosi� pana baga�e do �rodka?Ja r�wnie� nie mia�em poj�cia. Entuzjastka big-beatu patrzy�a na mnie wyczekuj�co. Najprawdopodobniej szuka�a sprzymierze�ca, ale ja, niestety, z ca�ego serca nie lubi�em big-beatu.- Powiem Anicie, �e pan przyjecha�. Anita jest w piwnicy...Przemkn�a obok mnie i wybieg�a na dw�r. Piwnica w le�nicz�wce by�a poza domem, w starej kuchni, kt�rej teraz ju� nie u�ywano.- Mo�e pan wejdzie dalej? - zaproponowa� Tomasz i popatrzy� na mnie wzrokiem, kt�ry nie wr�y� niczego dobrego. - O ile m... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl