Masterton Graham - Manitou 04 - Krew Manitou, E-booki, Graham Masterton
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Graham Masterton
Krew Manitou
Manitou Blond
Przeoy Piotr Roman
1
B
ADANIE KRWI
Ledwie mina jedenasta rano, a soce ju walio w chodniki niczym kowalski mot.
Kiedy doktor Winter, ubrany w nieco za duy br!zowy lniany garnitur i zielone okulary
przeciwsoneczne w stylu filmu Matrix, przechodzi przez Herald Square, ujrza zebran! pod
supermarketem grupk! ludzi. Z pocz!tku s!dzi, e ogl!daj! now! wystaw!, potem jednak
zauway, e przed sklepem wystpuje mim.
Frank Winter zawsze czu irracjonaln! niech, do mimów, onglerów, klaunów i wszelkich
innych ulicznych artystów. Zawsze podejrzewa, e za namalowanymi na ich twarzach
u.miechami ukrywa si co. przebiegego, zo.liwego, gotowego w kadej chwili zrobi, jak!.
szkod!. Ale ten artysta przyku jego uwag!. Bya to dziewczyna — bardzo szczupa,
drobnoko.cista, w jednocz.ciowym stroju z ciasno opinaj!cej ciao srebrnej tkaniny. Jej obcite
niemal przy skórze wosy te byy pomalowane na srebrno.
Frank zatrzyma si i zacz! j! obserwowa,. Materia tak dokadnie obejmowa jej ciao, e
równie dobrze mogaby by, naga. Miaa mae piersi z wystaj!cymi sutkami, a po.ladki szczupe i
nabite jak u chopaka. Srebrna farba pokrywaa dokadnie twarz o wyrazistych rysach, niemal
pikn!, cho, byo to pikno wychudzonego, porzuconego dziecka, nie zakrywaa jednak
bladobkitnych, przenikliwych oczu.
Uwag Franka zwróci nie tylko jej wygl!d, ale take niezwyky numer, który wykonywaa.
Ciao dziewczyny bujao si na boki, tak jakby nie istniaa grawitacja. Potem zacza si
pantomimicznie wspina, i jakim. sposobem wygl!dao to, jakby naprawd wspinaa si po
drabinie. Ale na szczycie tej wyimaginowanej drabiny zachwiaa si i niemal stracia równowag.
Dwójka dzieci, stoj!cych w obserwuj!cej j! grupie ludzi, cofna si odruchowo — jakby srebrna
posta, miaa na nie spa., z wysoko.ci kilku metrów.
Soce tak przypiekao Frankowi potylic, e przycisn! do niej do. Musiao by, prawie
trzydzie.ci pi, stopni Celsjusza, a wilgotno., powietrza z pewno.ci! wynosia nie mniej ni
osiemdziesi!t pi, procent. Kiedy szo si po mie.cie, podeszwy obkleja asfalt, a wszyscy ludzie
— podobnie jak ci, którzy stali teraz wokó niego — byli ubrani gównie w T–shirty, szorty i
sanday i w.ciekle wachlowali si gazetami i przewodnikami turystycznymi. Upa trwa ju
ponad tydzie — od drugiego sierpnia — a meteorolodzy przepowiadali najdusz! fal upaów
w Nowym Jorku od tysi!c dziewi,set dwudziestego szóstego roku.
Stoj!ca na szczycie wyimaginowanej drabiny dziewczyna obja si rkami i zacza dygota,,
jakby marza. Cho, soce prayo, Frank niemal poczu fal chodu — jakby kto. otworzy tu
za nim lodówk. Odwróci si do stoj!cego obok mczyzny.
— Nieza jest, co? — zagai.
Mczyzna wygl!da na Wocha, moe na Greka. Mia brod, paski, przypominaj!cy dziób
ryboowa nos i wyupiaste br!zowe oczy, a z jego ucha zwisa dziwaczny kolczyk, nieco
podobny do indiaskiego „owcy snów” — sporz!dzony z piór, pere i haczyków na ryby. Uniós
brwi i u.miechn! si, ale nic nie powiedzia.
Frank nie by pewien, czy mczyzna go zrozumia.
— Mam na my.li sposób, w jaki dry. Sprawia, e… naprawd robi mi si zimno.
— Jest jedn! z bladych — odpar mczyzna z u.miechem. — To dlatego.
— Bladych? — powtórzy Frank i pokrci gow!.
— Chtnie bym to panu wyja.ni, ale prawdopodobnie by mi pan nie uwierzy.
— Niech pan spróbuje. Jestem lekarzem, a ludzie w tym fachu s! gotowi uwierzy, niemal we
wszystko.
Dziewczyna zacza schodzi, z wyimaginowanej drabiny. Kiedy „zesza”, usiada na le!cym
na chodniku czerwono–ótym dywaniku i zacza wykrca, rce i nogi, a zamienia si w
ludzki supe. Gdyby Frank nie widzia tego na wasne oczy, postawiby wszystkie pieni!dze na
to, e co. takiego jest niemoliwe z anatomicznego punktu widzenia. Widzia jej twarz midzy
powyginanymi nogami. Bya pozbawiona jakichkolwiek emocji, jakby jej dusza przebywaa
gdzie. bardzo daleko, ale oczy zdaway si w jaki. niepojty sposób grozi, Frankowi, jakby
nakazywaa mu si trzyma, z dala od siebie.
Przetoczya si kawaek po chodniku jak wielka pika, po czym jednym pynnym ruchem jej
rce i nogi rozplatay si i dziewczyna stana nieruchomo, z szeroko rozpostartymi ramionami.
Ludzie z otaczaj!cej j! grupki zaczli klaska,, a dwóch pracowników w mundurach elektrowni
go.no gwizdno.
Do pomalowanej na srebrno puszki wpaday kolejne monety i tumek stopniowo si
rozprasza, ale dziewczyna nie odchodzia. Opieraa si obydwiema rkami o okno supermarketu
i gboko oddychaa. Mczyzna o greckim wygl!dzie te nie odchodzi.
Frank zdj! przeciwsoneczne okulary. Widzia swoje odbicie w szybie za sylwetk!
dziewczyny — wysok!, barczyst! posta, z zaczesanymi do tyu, ostrzyonymi na jea wosami,
które zaczynay siwie, na skroniach.
— Do., niesamowite przedstawienie — powiedzia. — Jestem lekarzem, ale jeszcze nigdy nie
widziaem nikogo, kto potrafiby si zwin!, w taki sposób.
Dziewczyna odsuna si od okna i odwrócia. Zlustrowaa Franka od stóp do gów, jakby
wiedziaa, kim jest, nic jednak nie powiedziaa. Frankowi przyszo do gowy, e by, moe
dlatego jest taka dobra jako mim, bo jest niemow!. Popatrzy na mczyzn o greckim
wygl!dzie, ten jednak najwyra?niej nie by zainteresowany w!czaniem si w konwersacj.
— To naprawd .wietny pokaz — powiedzia z zakopotaniem — ale musz ju i.,.
Wyj! z kieszeni dolarowy banknot i pochyli si, aby wrzuci, go do puszki, kiedy dziewczyna
nagle przyoya do do garda i zacza rzzi,. Na cakiem sztywnych nogach zrobia krok w
stron Franka, potem jeszcze jeden. Z pocz!tku uzna, e to kolejny element przedstawienia, ale
po chwili zobaczy, e ma szeroko otwarte oczy i otwiera, a potem zamyka usta, jakby nie moga
oddycha,.
Zaraz potem zwymiotowaa krwi!. Chlusna z niej jasno–czerwona, chlupocz!ca fontanna,
która zalaa chodnik i ochlapaa Frankowi buty. Dziewczyna odchylia gow do tyu i opada na
kolana. Frank ukl!k obok i obj! j! ramieniem.
— Co si stao? Jest pani chora? Rozmawiaa pani z lekarzem?
Dziewczyna pokrcia gow!. Wygl!daa na przeraon!.
— Niech pan zadzwoni pod dziewi,set jedena.cie! — krzykn! Frank do mczyzny o
greckim wygl!dzie. — Prosz, eby zadzwoni pan… — Gdy nie otrzyma odpowiedzi, rozejrza
si, ale tamten wa.nie oddala si pospiesznie. — Prosz pani, zadzwoni po karetk, eby
zawie?li pani! do szpitala — oznajmi i sign! do kieszeni po telefon.
Dziewczyna skina gow!. Chyba zamierzaa co. powiedzie,, zamiast tego jednak
zwymiotowaa kolejn! porcj krwi, która zmoczya Frankowi rkaw. Kilku przechodniów
stano, aby im si przyjrze,, ale wikszo., ludzi staraa si trzyma, z daleka — przechodzili
nawet na drug! stron ulicy. Frank nie mia do nich pretensji — byli oboje tak zakrwawieni, e
wygl!dali, jakby pobili si na brzytwy.
Jedyne, co móg zrobi,, to uklkn!, obok dziewczyny, trzyma, j! blisko siebie i patrze,, jak
wyrzuca z siebie krew. Gwatownie dygotaa i wci! bya zimna.
Cho, prawdopodobnie nie trwao to wicej jak dziesi, minut, mia wraenie, e mina
godzina, zanim zjawi si ambulans. Soce tak mocno prayo, e rozlana na chodniku krew
parowaa. Usysza wycie syreny, zaraz potem trzasny drzwi samochodu i zagrzechotay kóka
noszy. Kto. pomóg mu wsta,.
Podesza do niego jedna z ratowniczek i przyjrzaa mu si uwanie.
— Jest pan ranny? Prosz pozwoli, mi si zbada,.
— Dobra wiadomo., jest taka, e jest HIV–negatywna, Frank — powiedzia doktor
Gathering.
Frank sta przy oknie w swoim gabinecie, który znajdowa si na dwudziestym szóstym
pitrze budynku szpitala Sisters of Jerusalem, i patrzy w dó, na Zachodni! Trzydziest! Szóst!.
Samochody migotay w socu, a tum w dole, skadaj!cy si z ludzi ubranych gównie na
czerwono, óto i zielono, wygl!da jak rozrzucone elki.
— A za wiadomo.,?
George Gathering otworzy plastikow! teczk, któr! trzyma w rku, i wyj! trzy kartki, na
których zapisane byy wyniki bada laboratoryjnych.
— Powiedziabym, e raczej zdumiewaj!ca. Musiaa zwymiotowa, ponad dwa litry krwi, nie
licz!c tego, co z niej wyleciao, zanim dotar do niej ambulans. Powinna nie y,.
— Wygl!dao to na pknity wrzód o!dka.
— Z pocz!tku te tak s!dziem, ale nie stwierdzili.my adnego powanego uszkodzenia bony
.luzowej o!dka, cho, moim zdaniem warto zrobi, jeszcze jedno prze.wietlenie. Nie
znale?li.my te ylaków przeyku. W!troba równie jest zdrowa.
— Wic sk!d ta krew?
— Jeszcze nie jeste.my pewni, ale sam najlepiej wiesz, jak wrzody umiej! si chowa,.
— Chyba si zgodzisz, e mimo wszystko to bardzo niezwyke. Zazwyczaj, je.li pacjent
zwymiotuje tak! ilo., krwi, rzadko udaje si zatrzyma, krwawienie.
— Jak powiedziaem, chc zrobi, jeszcze jedno prze.wietlenie. S! jednak jeszcze inne
niezwyke objawy.
— Tak? Na przykad?
— Jak na kobiet w jej wieku, ma powanie zaburzon! chemi trawienia. Jej bona .luzowa
o!dka wydziela mniej mukoproteiny ni u osiemdziesiciolatki. Co oczywi.cie oznacza, e nie
wchania witaminy B dwana.cie.
— Wic ma anemi?
— Zgadza si, ale to nie wszystko. Jest te, moe wa.nie z tego powodu, nadwraliwa na
.wiato dzienne. Zmyli.my z niej t srebrn! farb i kiedy chcieli.my j! pooy, w normalnej sali
przy oknie, zacza tak wrzeszcze,, e musieli.my j! przenie., do izolatki i zasoni, wszystkie
okna.
— Co mówi o sobie?
— Powiedziaa, e nazywa si Susan Fireman, ma dwadzie.cia trzy lata i jest na trzecim roku
w Beekman College of Art and Design. Mieszka przy Wschodniej Dwudziestej Szóstej z dwiema
koleankami i chopakiem jednej z nich. Pantomima jest pono, jedynie zajciem dodatkowym.
Jej dokumentacj medyczn! ma lekarz rodzinny z New Rochelle, gdzie mieszkaj! jej rodzice.
Próbujemy si z nimi skontaktowa,. Poza zwykymi chorobami wieku dziecicego podaa tylko
bolesne miesi!czki i alergi na szybkowary.
— Rozmawiae. z jej rodzicami?
— Jeszcze nie. Prosia, eby tego nie robi,. Twierdzi, e ojciec jest powanie chory na serce i
nie chce go martwi,.
— Rozumiem. Bya ostatnio za granic!?
George zajrza do swoich notatek.
— W pa?dzierniku pojechaa do Meksyku… bya przez jedena.cie dni w Cancun.
— Czy kto. z jej przyjació albo znajomych na co. chorowa?
— Nic o tym nie wie. Jest jednak jeszcze jedno: ma powtarzaj!cy si koszmarny sen.
— Koszmarny sen? Od nocnych koszmarów nie wymiotuje si krwi!.
— Oczywi.cie, ale panna Fireman z jakiego. powodu uwaa, e to wane. Ten sen pojawia si
kadej nocy od ponad miesi!ca. Za kadym razem jest taki sam.
— Mów.
— Wydaje jej si, e znajduje si na jakim. statku, gdzie. po.rodku oceanu. Jest zamknita w
skrzyni i nie moe si wydosta,.
— To wszystko?
George zamkn! teczk.
— Wszystko. Ale twierdzi, e jest to tak realistyczne, e woli w ogóle nie spa,.
— Rozumiem — mrukn! Frank. Przypomnia mu si dzie, w którym ojciec zabra go po raz
pierwszy do cyrku — mia wtedy jakie. pi, lat — a tam podszed do niego klaun i wydar mu
si prosto w twarz. — Miewaem podobne koszmarne sny.
Da swojej asystentce Marjorie wolny dzie, aby moga odwiedzi, swoj! starzej!c! si matk
w Paramus. Zaoy okulary od Armaniego, aby sprawdzi, w komputerze poczt, cho, w
wikszo.ci by to spam z firm farmaceutycznych. Potem zacz! przegl!da, zwyke listy,
odrzucaj!c ulotki reklamowe i rozrywaj!c te, które wygl!day tak, jakby móg si w nich
znajdowa, czek. Zadzwoni na pediatri, aby sprawdzi,, kiedy ma tam dzi. przyj., na
konsultacj (okazao si, e za pitna.cie czwarta, na pitnastym pitrze), potem poszed do
automatu, z którego wzi! podwójnie mocne espresso, i zjecha na dziesi!te pitro, by odwiedzi,
Susan Fireman.
— Modl si, aby ten upa wreszcie zela — powiedziaa siostra Dominica, z któr! spotka
si w windzie. — Musiaam dzi. rano jecha, metrem i jestem gboko przekonana, e nasz Pan
chcia mi pokaza,, jak wygl!da pieko… na wypadek gdybym miaa ochot zgrzeszy,.
Siostra Dominica waya ponad dziewi,dziesi!t kilogramów, a jej blada twarz przypominaa
gruzowaty ziemniak z Idaho. Kiedy drzwi windy si otworzyy i do .rodka wcisnli si kolejni
ludzie, Frank pomy.la, e moe i miaaby ochot pogrzeszy,, tylko gdzie miaaby znale?,
kogo., z kim mogaby to robi,?
Poszed jasnym korytarzem do pokoju numer pitna.cie sze.,dziesi!t sze.,. Drzwi byy
uchylone, a Susan wygl!daa na gboko u.pion!, wic bez pukania wszed cicho do .rodka.
Faluzje byy opuszczone, ale na .cianie trzepotaa plama .wiata w ksztacie ,my, o.wietlaj!c
posta, stoj!cego nad jeziorem Genezaret Jezusa. Klimatyzacja zostaa tak ustawiona, e byo tu
zimno jak na Alasce i Frank nie móg powstrzyma, dreszczy — podobnie jak Susan Fireman na
szczycie swojej wyimaginowanej drabiny.
Podszed do boku óka i popatrzy na chor!. Oddychaa równomiernie, w czym pomaga jej
podawany przez rurk donosow! tlen. Bya tak blada, e skóra niemal prze.wiecaa i twarz
przypominaa odlan! z biaej stearyny po.miertn! mask, sprawiaa jednak wraenie spokojnej.
Pielgniarki wy—czesay prawie ca! srebrn! farb z jej krótkich ciemnych wosów, ale byy
wysuszone i popl!tane.
Odstawi kubek z kaw! na jasnoczerwon! szafk i popatrzy na zawieszony nad ókiem
monitor. Ci.nienie krwi byo nieco zbyt niskie, a puls za szybki, nie byo jednak oznak arytmii.
Musn! palcem odpowiednie miejsce na dotykowym ekranie, by sprawdzi, poziom dwutlenku
[ Pobierz całość w formacie PDF ]