MARIO PUZO - DZIESIĄTA ALEJA, E-booki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Powieści Maria Puzo
RODZINA BORGIÓW
CZWARTY K
GŁUPCY UMIERAJĄ
MROCZNA ARENA
DZIESIĄTA ALEJA
OJCIEC CHRZESTNY
SYCYLIJCZYK
OMERTA
oraz
Mark Winegardner
POWRÓT OJCA CHRZESTNEGO
PUZO
Dziesiąta
Aleja
Marco
Część I
Rozdział 1
Larry Angeluzzi jechał dumnie na smoliście czarnym ko-
niu głębokim kanionem, który tworzyły frontony czynszo-
wych kamienic. Gromady dzieci, dokazujące na trotuarach
u podnóży przeciwległych ścian tego kanionu, przerywały
zabawy i gapiły się na niego z niemym podziwem. Larry
zatoczył szeroki łuk czerwoną latarnią; spod podkowy trys-
nęły skry skrzesane o szynę wpuszczoną w bruk Dziesiątej
Alei, i za koniem, jeźdźcem oraz latarnią nadjechał powoli
długi pociąg towarowy zmierzający z dworca przy Hudson
Street na północ.
W 1928 roku ulicami Nowego Jorku, na kierunku północ-
-południe, odbywał się wahadłowy ruch pociągów, które
poprzedzali konni przodownicy Centralnego Zarządu Kolei
Żelaznej, ostrzegający przed zbliżającym się składem. Za
kilka lat, wraz z powstaniem napowietrznej estakady, miało
się to skończyć. Larry Angeluzzi, który nie wiedział jeszcze,
że jest jednym z ostatnich miejskich „pociągowych", że jego
profesja przejdzie wkrótce do historii i tylko dociekliwi
znajdą o niej krótką wzmiankę w kronikach miasta, jechał
napuszony i arogancki niczym kowboj z westernu. Na no-
gach, zamiast skórzanych kowbojskich butów z cholewami,
miał białe trzewiki na gumowych podeszwach, na głowie,
w miejsce sombrera, spiczastą czapkę ozdobioną firmowymi
7
guzikami. Nogawki niebieskich drelichowych spodni spiął
w kostkach lśniącymi klamerkami używanymi do jazdy na
rowerze.
Jechał stępa przez miejską kamienną pustynię, nad którą
zapadł już parny letni wieczór. Pod ścianami kamienic siedziały
na drewnianych skrzynkach rozplotkowane kobiety, mężczyźni,
wystający na rogach ulic, kopcili cygara De Nobili, dzieci
opuszczały w miarę bezpieczne cementowe wysepki trotuarów
i z narażeniem życia czepiały się przejeżdżającego pociągu
towarowego. Wszystko to odbywało się w przydymionej żółtej
poświacie ulicznych latarni oraz blasku bijącym od gołych,
rozpalonych do białości żarówek w witrynach sklepików z ła-
kociami. Na każdym skrzyżowaniu powiew świeżej bryzy od
równoległej Dwunastej Alei, biegnącej wybetonowanym na-
brzeżem rzeki Hudson, orzeźwiał konia i jeźdźca, chłodził
pełznącą za nimi i pogwizdującą ostrzegawczo czarną zgrzaną
lokomotywę.
Na wysokości Dwudziestej Siódmej Ulicy ściana kamienic
po prawej urywała się jak nożem uciął. W tym długim na całą
przecznicę wyłomie rozpościerał się park Chelsea gęsto upstrzo-
ny ciemnymi sylwetkami podrostków, którzy siedząc na gołej
ziemi, podglądali za darmo filmy wyświetlane w letnim kinie
przez Hudsońskie Stowarzyszenie Właścicieli Domów Czyn-
szowych. Na odległym gigantycznym białym ekranie Larry
Angeluzzi zobaczył monstrualnych rozmiarów jeźdźca na koniu,
który cwałował wprost na niego w promieniach sztucznego
słońca. Jego własny koń, przerażony widokiem tych olbrzymich
widm, zarzucił niespokojnie łbem i już mijali skrzyżowanie
z Dwudziestą Ósmą Ulicą, za którym znowu jak spod ziemi
wyrastała ściana kamienic.
Larry zbliżał się do domu. Przy Trzydziestej Ulicy, nad
Dziesiątą Aleją, była przerzucona kładka dla pieszych; za tą
kładką zaczynały się jego śmieci i kończyła robota. Zsunął
czapkę na bakier i wyprostował się w siodle. Cała wiara
zaludniająca trotuary od Trzydziestej do Trzydziestej Pierwszej
8
[ Pobierz całość w formacie PDF ]