Mallery Susan - 02 - Cudowne ocalenie, E-booki, Harlequin, ~ M ~, Mallery Susan, Trzy siostry

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
//-->Susan MalleryCudowneocalenieTytuł oryginału: The Unexpected MillionaireROZDZIAŁ PIERWSZYMniej więcej o osiem sekund za późno Willow Nelsonuświadomiła sobie,żejej plan miał wielką wadę.Przyjechała do onieśmielająco wielkiej posiadłości ToddaAstona III, by wygarnąć temu obrzydliwemułajdakowi,co myśli. Aleponieważ nie spotkała go nigdy wcześniej, nie wiedziała, jak wygląda.Mogła go sobie tylko wyobrazić. Wysoki, przystojny, bogaty. Ale czyma ciemne włosy i brązowe oczy? Czemu nie wpadła na to,żebywcześniej obejrzeć jego zdjęcia, na przykład w Internecie, na stroniegłupek.miesiąca.com?Kim był jasnowłosy przystojniak stojący w drzwiach?- Cześć - zawołała. Uśmiechnęła się do mężczyzny, któryotworzył drzwi. Miała nadzieję,żenie zauważył, jak bardzoniepewnie się czuła. - Chciałabym porozmawiać z Toddem. To jegodom, prawda? Moja siostra mówiła,żeon mieszka tutaj...Niedobrze. Zabrzmiało to całkiem fatalnie.- Moja siostra go zna - dodała. Jeszcze gorzej.Blondyn nie cofnął się,żebyją wpuścić dośrodka.Skrzyżowałramiona na szerokiej piersi. Był naprawdę duży. Muskularny. Silny.Jak jaguar. Gotowa była się założyć,żezłamałby jej rękę jednymuderzeniem. Miał zielone, kocie oczy. I twarz dobrego człowieka. Byłprzystojny i budził zaufanie. Mógłby z niego być... Dość! W myślachprzywołała się do porządku. Miała zadanie do wykonania.SR1- Posłuchaj - zaczęła tak stanowczo, jak tylko mogła. - Muszęporozmawiać z Toddem. Muszę zrobić znacznie więcej. Najpierwkompletnie namieszał w głowie mojej siostrze. Skończyło się naniczym, ale przecież nie musiało, prawda? Na samą myśl krew się wemnie burzy. Mam chęć zdzielić go w ten pustyłeb.To na początek.Mężczyzna w drzwiach wysoko uniósł brwi. Potem rozchyliłpoły marynarki. Krew uderzyła Willow do głowy. Poczuła,żezmiękłyjej kolana.Mężczyzna miał rewolwer.Widziała go wyraźnie. Tkwił pod marynarką, w skórzanejkaburze. Było zupełnie jak w kinie. Tylko przerażenie, któreścisnęłojejżołądek,było prawdziwe.- Jaką masz właściwie sprawę do pana Astona? - spytał głosem,od którego ciarki przebiegły jej po plecach.- Ja... Hm, hm...Przynajmniej się upewniła,żeto nie był Todd.Najrozsądniejsze co mogła zrobić, to uciec jak najszybciej.Miała przecież zamiar nawrzeszczeć na Todda, a nie dać się zastrzelić.Lecz uparty diabełek kazał jej zostać na miejscu.- Myślę,żereagujesz nazbyt impulsywnie - powiedziałaostrożnie.- Za to mi płacą.- Czy szczwany lis opuścił już swoje biuro? - spytała słodkimgłosikiem. - Dopadnę go tutaj.SR2- Nie będziesz go dopadać nigdzie. Kim jesteś i czego chcesz odpana Astona? - Wyciągnął rękę, by złapać ją za ramię.Przez wszystkie lata w liceum Willow z zapałem kibicowałaszkolnej drużynie koszykówki. Sama nie grała, bo była zbyt niska.Ale wiele umiała.W tym momencie wróciły do niej stare umiejętności. Zrobiłaruch w lewo, schyliła się w prawo, wykonała pół obrotu iniespodziewanie znalazła się wewnątrz domu.Zadygotała z przejęcia. Jeśli Todd tu jest, znajdę go, pomyślałastanowczo. I wygarnę mu, jak nikt dotąd.Biegiem ruszyła szerokim korytarzem. Za plecami słyszałaciężkie kroki goniącego ją mężczyzny. Mijała wielkie pomieszczeniapo sufit zapełnione dziełami sztuki. Jak w muzeum, pomyślała.Mężczyzna z pistoletem był coraz bliżej. Była prawie pewna,żeniebędzie do niej strzelał... Prawie. Ale na wszelki wypadek biegławężykiem odścianydościany.- Todd! - krzyczała. - Jesteś w domu? Chodź tu do mnie. Niemasz prawa rujnować ludziomżycia.To nie jest w porządku. Sampowinieneś o tym wiedzieć.Słowa nie były może najlepiej dobrane, ale i tak powinnynastraszyć go choć trochę.Kroki za plecami były już coraz bliżej. Ale gniew tylko dodał jejsił. Jeszcze przyspieszyła. Niestety... Znalazła się w pomieszczeniubez wyjścia.SR3Strach. Rozglądała się gorączkowo. Drzwi. Okno. Rozpaczliwieszukała wyjścia. Jej wzrok padł na sięgające do samej podłogi kotary.Zwycięstwo! Przez ogromne szklane drzwi wybiegła na dużytaras, który kończył się schodami wiodącymi ku rozległym,kaskadowym ogrodom, Jak w Wersalu, pomyślała. Dalej zaczynał sięlas.Czyżby Todd zapomniał,żemieszkał wśrodkuLos Angeles?- Stój! - usłyszała za plecami. - Zatrzymaj się albo ja będę musiałcię zatrzymać!Ha! Jak dotąd nie udało mu się jej zatrzymać, prawda? A możezadzwonił na policję? Willow wolała nie pytać. Pomknęła w stronędrzew.Powoli zbliżał się do niej.Niestety, w otwartym terenie jej prześladowca miał przewagę.Rozglądała się w poszukiwaniu czegoś, co mogłoby gozatrzymać. Bez powodzenia. Z wolna traciła oddech. Serce waliło jejcoraz mocniej. I niemal czuła na plecach dłonieścigającegojączłowieka.-Żywcemmnie nie weźmie - sapnęła. Aby do drzew. Tam możebędziełatwiej.Skoczyła w bok. Wykonała kilka kroków i potknęła się osterczący z trawy korzeń.Wtedy kilka rzeczy zdarzyło się równocześnie. W lewej kostcepoczuła przeraźliwy ból. Kątem oka dostrzegła pod drzewem cośszaro-białego i futrzastego. I poczuła, jakby czołg uderzył ją w plecy.SR4 [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • annablack.xlx.pl