Lyn Stone - Prezent dla Iana (W wigilijną noc), Różne e- booki
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Lyn Stone
Prezent dla Iana
Z cyklu W Wigilijną Noc
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Szkocja
26 września 1319 roku
Od pierwszego spojrzenia wiedział, że będzie jego. Ko
bieta idąca w stronę Iana przez ogromną sień zamku Byelo-
ugh była ucieleśnieniem wszystkich jego pragnień i nadziei.
Olśniewająco piękna i - sądząc po wspaniałej sukni - boga
ta, zachowywała się z wyniosłością prawdziwej damy.
Stanęła przed nim i nie zwracając uwagi na spojrzenie, ja
kim ją mierzył, obejrzała Iana dokładnie od stóp do głów.
- Msza będzie odprawiona tu w sieni, o świcie. Sądy roz
poczną się po śniadaniu - rzuciła, po czym dodała: -
Znajdźcie sobie jakieś miejsce w stajni, na sianie.
Jej wielkopański ton jasno wskazywał, że dziewczyna ma
o sobie bardzo wysokie mniemanie. Jeszcze większe wraże
nie wywarły jednak na Ianie jej oczy - ciemnobłękitne,
a przy tym pełne blasku, jak niebo w rozgwieżdżoną, letnią
noc. Choć potraktowała go chłodno i wyniośle, Ian dostrzegł
w jej wzroku zaciekawienie, co dodało mu otuchy.
Włosy dziewczyny spowijała gęsta woalką, ale mógł się
domyślić ich barwy z koloru brwi, które uniosła teraz w wy
razie zdziwienia połączonego ze zniecierpliwieniem.
Najwyraźniej spodziewała się, że po jej słowach Ian natych-
miast wyjdzie z sieni i uda się do stajni, by szykować sobie
posłanie.
Nie ruszając się z miejsca, powiedział:
- Chciałbym zobaczyć sir Alana.
Westchnęła z irytacją i przesunęła dłonią po sukni, jakby
wygładzała niewidzialne zmarszczki.
- Sir Alan jest teraz zajęty. Zwrócicie się do niego z wa
szymi sprawami jutro, gdy przyjdzie na was kolej.
Uśmiechnął się, rozbawiony jej impertynencją, i spojrzał
na ustawione przy kominku stoły.
- Dziękuję, ale wolałbym spotkać się z nim dzisiaj.
Ian wiedział już, że został zaproszony do Byelough właś
nie z powodu tej nadmiernie szczupłej i zarozumiałej istoty,
która teraz patrzyła na niego nie pozbawionym pogardy
wzrokiem.
Jego mała chrześniaczka nie znała się na swatach, ale ży
wa jak iskierka córka sir Alana uczciwie uprzedziła Iana
o planach, jakie miał wobec niego jej ojciec. Dopadła do go
ścia, gdy tylko zsiadł z konia na zamkowym dziedzińcu.
- Wujku Ianie, słyszałam, że masz wyprosić ręce cioci
Jules! - oznajmiła dziewczynka, wyraźnie zaniepokojona
niezrozumiałym określeniem. - Dokąd masz je wyprosić?
I co ciocia zrobi bez rąk?
- Raczej poprosić o rękę - wyjaśnił jej cierpliwie Ian. -
To znaczy, że mam poprosić waszą krewną, aby została moją
żoną. Na wszelki wypadek nie mów nikomu ani słowa, bo
znów ktoś będzie miał ci za złe, że podsłuchujesz.
Widok dziewczyny, której zawdzięczał zaproszenie, za
skoczył Iana. Wchodząc do sieni, spodziewał się ujrzeć jakąś
brzydulę, starą pannę, której do tej pory nikt nie zechciał.
Tymczasem w stojącej przed nim młodej kobiecie nie sposób
było dopatrzyć się żadnej skazy.
Może była ciut za chuda i miała zbyt drobne piersi, jak na
jego upodobania, ale za to śliczne, delikatne rysy nadawały
jej twarzy wyraz szlachetnego piękna, jakiego nigdy by nie
znalazł w twarzach hożych, krzepkich wieśniaczek o za
okrąglonych kształtach.
Zrzucił z ramion przemoczoną opończę i podał Berthilde,
młodziutkiej i ruchliwej jak żywe srebro służce, która za
wsze kręciła się koło niego, gdy odwiedzał Byelough.
Dziewczyna nieśmiało zachichotała i natychmiast się odda
liła, nie zwracając uwagi na gniewne spojrzenie kobiety peł
niącej rolę gospodyni.
Ian przygładził włosy i poprawił ubranie. Miał na sobie
swój najlepszy strój, ale deszcz sprawił, że po długiej jeździe
przez moczary i wzgórza, nieco już wysłużone szaty wyglą
dały żałośnie. Nic dziwnego, że piękna nieznajoma potrakto
wała go tak, jakby był jednym z chłopów, którzy zjechali
z daniną lub przybyli na sądy.
- Witaj, Ianie! - usłyszał znajomy głos i ujrzał nadcho
dzącego z wyciągniętymi rękami pana zamku Byelough. -
Widzę, że już się poznaliście.
- Nie zostaliśmy sobie przedstawieni - odpowiedział,
przyjmując z rąk Alana Strode'a kufel grzanego piwa z mio
dem.
Taki poczęstunek należał do stałych punktów ich powita
nia, bo dawno już odkryli, że ich pełnej serdecznych uszczy
pliwości i docinków przyjaźni nic nie służy lepiej niż parę
łyków zacnego trunku.
- Czy mam zgadywać, jaki był cel twego zaproszenia? -
spytał Ian, unosząc kufel, by pociągnąć długi łyk.
- Jeszcze za wcześnie na takie rozmowy - odpowiedział
pośpiesznie Alan, zerkając spod oka na stojącą obok dziew
czynę. - Na razie, Ianie, pozwól, że ci przedstawię Julianę
Strode z Gloucester. Jej ojciec, Panie świeć nad jego duszą
był moim stryjem. Juliano, poznaj naszego sąsiada, sir I
ana
z Dunniegray. Przyjechał tu, by spędzić z nami dzień święte
go Michała.
Ian skłonił się grzecznie. Juliana odpowiedziała oszczęd
nym skinieniem głowy, które jasno mówiło, że osoba gościa
nie budzi w niej szczególnego szacunku. Nie zważał na to.
To nawet lepiej, że jest dumna i nie pada do nóg każdego
mężczyzny, jaki na nią spojrzy.
- Jestem oczarowany, pani - powiedział dwornie. - I cie
szę się, że szczęśliwy los sprowadził mnie do Byelough.
- Czy masz jutro jakieś sprawy do przedstawienia przed
sądem mego kuzyna? - spytała.
Jej głos, słodki jak korzenny miód, podobnie jak ów tru
nek pobrzmiewał odrobiną cierpkości. Czy smak jej ust bę
dzie podobny? Ian miał wielką ochotę się o tym przekonać.
- Nie, pani. Nie wnoszę żadnych skarg i nikt mnie o nic
nie oskarża. Mam wrażenie, że przyjechałem wyłącznie po
to, by ujrzeć ciebie.
Ich spotkanie zaczęło się od nieporozumienia, dlatego Ian
zamierzał nadać rozmowie lekki ton.
Jeśli Juliana nie wiedziała, jaki jest cel wizyty Iana, trudno
było zrozumieć powód jej irytacji. Jeżeli jednak mała Kit wy
paplała jej to samo, co on przed chwilą usłyszał, wszystko
stawało się jasne. Widocznie dziewczynie nie w smak były
swaty.
Ian postanowił na później odłożyć rozmowę z panem do
mu. Dziewczyna bez wątpienia obraziłaby się, gdyby zaczęli
przy niej rozmawiać o interesach, choć Ian nie wątpił, że
Alan powie mu co nieco o wianie swej kuzynki. Cokolwiek
by to było, i tak będzie lepsze od niczego, a tyle obecnie po
siadał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]